5/8
W piątek 13 listopada 2018 r. zielonogórski sąd przesłuchał...
fot. archiwum

Morderstwo przy ul. Lisiej. Jerzy zabił i wiedział co robi

W piątek 13 listopada 2018 r. zielonogórski sąd przesłuchał lekarzy, którzy wcześniej leczyli sędziego piłkarskiego Jerzego M., oskarżonego o zabójstwo swojej partnerki Marty w mieszkaniu przy ul. Lisiej. O przesłuchanie byłych lekarzy oskarżonego wniosła obrona.

Oskarżony o okrutne morderstwo swojej partnerki Marty od pierwszego dnia zakrywa się chorobą psychiczną. Już podczas aresztowania tłumaczył, że nie wie co się stało w mieszkaniu przy ul. Lisiej. Od początku procesu mówi, że niczego nie pamięta. Na sprawach siedzi nieruchomo, nie podnosi wzroku, cicho i krótko odpowiada na pytania sądu. Za to chętnie konsultuje się ze swoim obrońcą.

Na poprzedniej rozprawie obrońca oskarżonego o morderstwo wniósł o przesłuchanie lekarzy, który wcześniej leczyli Jerzego M. Chodziło o to, że podczas jego leczenia zastosowali oni leki podawane w czasie terapii leczenia schizofrenii. Biegli, którzy badali oskarżonego podczas zarządzonej obserwacji w szpitalu w Poznaniu, nie stwierdzili u Jerzego M. objawów schizofrenii. Mało tego personel, który był na co dzień z Jerzym M. nie zauważył żadnych niepokojących symptomów świadczących o poważnych zaburzeniach psychicznych oskarżonego. W opinii biegłych Jerzy M. wiedział co robi i może odpowiadać za swój czyn. Tak też zeznali biegli podczas jednej z rozpraw. Obrona stała na stanowisku, że skoro wcześniej Jerzy M. był leczony na schizofrenię, to nie wyzdrowiał i w czasie dokonywania morderstwa mógł być chory. Sąd chcąc rozwiać wszelkie wątpliwości przed wydaniem wyroku zgodził się na przesłuchanie byłych lekarzy Jerzego M. Brak przesłuchania lekarzy, którzy leczyli Jerzego M. mógłby być podstawą do uchylenia wyroku przez sąd apelacyjny, a z pewnością taka apelacja zostałaby wniesiona przez obronę. – Lepiej już na etapie procesu wyjaśnić wszelkie wątpliwości związane ze sprawą – mówi mecenas Anna Drobek, oskarżyciel posiłkowy rodziców zamordowanej Marty.

Zeznania lekarzy niczego konkretnego do sprawy jednak nie wniosły. Wynika z nich, że nie mógł on mieć zaburzeń psychicznych w chwili dokonywania morderstwa. Oznacza to, że wiedział co robi i może odpowiedzieć za swój czyn.

Jerzy M. do sądu przyjechał z celi aresztu, w którym przebywa od stycznia 2014 r. Skuty jak za każdym razem kajdankami za ręce i nogi został wprowadzony na salę rozpraw.

Rodzina zamordowanej kobiety jest przekonana, że kat wiedział co robi. – To jest morderca, który zabił nam córkę, powinien siedzieć w więzieniu do końca życia – mówi Barbara Witkowska. Dlatego pewne jest, że Jerzy M. doskonale wiedział co zrobi i planował zabójstwo Marty. – W dodatku jestem przekonana, że Wiktoria widziała jak mordował jej mamę. Do dziś jak zobaczy krew mówi „mama” – zapewnia B. Witkowska.

Do okrutnej zbrodni doszło 2 stycznia 2014 r. Jerzy przyjechał do Marty do mieszkania w bloku przy ul. Lisiej. W domu była ich maleńka córeczka Wiktoria. Rozmawiali o alimentach na dwoje dzieci, tak wynika z relacji Jerzego przed sądem. Z relacji oskarżonego wynika, że kiedy w przedpokoju zawiązywał buty, Marta wyszła z kuchni z nożem w ręku. Poszarpali się. Polała się krew. Jerzy zadawał Marcie ciosy nożem. Uderzał z taką siłą, że zmasakrował partnerkę. Marta miała między innymi złamany kręgosłup. W pokoju mieszkania była roczna wtedy Wiktoria.

6/8
Przemysław Z. po uduszeniu córeczek ułożył je w łóżku, tak...
fot. archiwum

Ojciec zamordował córki, potem żonę

Przemysław Z. po uduszeniu córeczek ułożył je w łóżku, tak jak kładzie się dzieci do snu. Potem czekał na żonę, którą najprawdopodobniej uderzył w głowę tłuczkiem do mięsa, a potem udusił. Po wszystkim samochodem pojechał do rodziców. Śledczy będą m.in. analizować pamiętnik zamordowanej Nicoli.

Tragedia miała miejsce w październiku 2015 r. Wiadomo już, że 9-letnia Patrycja i 13-letni Nicola zostały uduszone przez ojca. Starszą córkę udusił kablem. Dzieci zginęły pierwsze. Potem Przemysław Z. czekał na żonę Anię. – Do 11.00 byłam z nią w pracy – płacze koleżanka ze sklepu z pieczywem na osiedlu. Ania poszła jeszcze po zakupy. Weszła do domu, torby z zakupami położyła na kuchennym blacie. Wtedy musiał ją zaatakować. Najprawdopodobniej zadał jej cios w głowę tłuczkiem do mięsa i udusił.

Po morderstwie Przemysław wsiadł prawdopodobnie w swój samochód i pojechał do rodziny w Nowej Soli. Najbliższym powiedział, że chce ze sobą skończyć. Rodzina, by odwieźć go od złych myśli, zabrała Przemysława na imprezę nad Jezioro Sławskie. Nie wiedzieli wtedy, że doszło do tragedii. Tam mężczyzna poszedł do lasu i powiesił się.

To rozwód najprawdopodobniej pchnął Przemka do okrutnej zbrodni. – Możemy tak zakładać – mówi prokurator Kmieciak.
Ludzie na osiedlu, którzy znali Anię, nie mogą dojść do siebie. Płaczą wspominając dziewczynki.

7/8
10 grudnia 2016 roku Jerzy M. usłyszał wyrok 25 lat...
fot. archiwum

Zamordował w bloku swoją partnerkę

10 grudnia 2016 roku Jerzy M. usłyszał wyrok 25 lat pozbawienia wolności. To kara za zabójstwo ze szczególnym okrucieństwem Marty, partnerki skazanego. W czwartek, 12 maja, sąd apelacyjny utrzymał w mocy wyrok 25 lat więzienia dla Jerzego M. Dodatkowo nie będzie mógł on ubiegać się o wcześniejsze wyjście z więzienia.

– Wystąpimy z wnioskiem o uzasadnienie decyzji sądu i zastanowimy się nad wniesieniem o kasację wyroku do Sądu Najwyższego – informuje mecenas Piotr Majchrzak, obrońca Jerzego M., który w sądzie przedstawił kolejny dowód. Chodzi o rentę, którą w marcu tego roku dostał Jerzy M. - W decyzji o jej przyznaniu lekarz wpisał schizofrenię paranoidalną – tłumaczy mecenas Majchrzak.

Decyzja sądu apelacyjnego zadowala mecenas Annę Drobek, oskarżyciela posiłkowego, reprezentującą rodziców zamordowanej kobiety. – Wyrok 25 lat, w dodatku bez możliwości wcześniejszego wyjścia z więzienia jest satysfakcjonujący – mówi.

Wyrok zapadł pół roku temu
Sędzia Diana Książek-Pęciak uzasadniając wyrok mówiła, że sprawstwo Jerzego M. nie ulega wątpliwości. To, że zbrodnia była wyjątkowo okrutna, również nie podlega dyskusji. Prokuratura oraz oskarżyciel posiłkowy nie dowiedli jednak, że mężczyzna zaplanował zbrodnię. Działał pod presją chwili, a wpływ na zabójstwo miały relacje, jakie funkcjonowały między byłą już wtedy parą. Nie wiadomo również dokładnie, do czego doszło w domu tuż przed zabójstwem. Nie ma świadków zdarzenia.

Dla sądu na wymiar kary wpływ miały również skrucha oraz przyznanie się do winy Jerzego M. Sąd nie wziął pod uwagę choroby psychicznej skazanego, która była główną linią obrońcy.

Z wyrokiem nie zgodził się obrońca M.
Chciał zmniejszenia wymiaru kary do 15 lat więzienia. Do sądu trafiły apelacje mecenasa Majchrzaka oraz oskarżyciel posiłkowej mecenas Anny Drobek, reprezentującej rodziców zabitej kobiety. Druga strona domagała się uchylenia wyroku i ponownego procesu, chcąc walczyć o dożywocie dla Jerzego M. W tym wypadku proces musiałby się odbyć od nowa.

Mecenas Majchrzak w apelacji zwrócił uwagę na chorobę psychiczną skazanego, która jego zdaniem, nie została wzięta pod uwagę przez sąd podczas wydawania wyroku w grudniu 2016 roku.

Do brutalnego zabójstwa doszło 1 stycznia 2014 roku
Jerzy M. przyjechał do mieszkania Marty w bloku przy ul. Lisiej. W domu była wtedy ich roczna córeczka Wiktoria. Rozmawiali o alimentach. Tak M. zeznawał przed sądem. Z relacji skazanego wynika, że kiedy w przedpokoju zawiązywał buty, Marta wyszła z kuchni z nożem w ręku. Doszło do sprzeczki. Polała się krew. Szczegółów zdarzenia Jerzy M. jednak nie pamięta. Ostatecznie to M. zadawał ciosy nożem. Uderzał swoją partnerkę z taką siłą, że m.in. złamał jej kręgosłup. Po wszystkim umył ciało i zabezpieczył miejsca, w których była krew. Ciało partnerki ukrył w piwnicy bloku, w którym mieszkała. Wcześniej chciał wywieźć zwłoki w bagażniku samochodu, jednak to mu się nie udało. Po dokonaniu zbrodni uciekł do lasu pod Nowogrodem Bobrzańskim. Ostatecznie oddał się w ręce policji koło domu swoich rodziców.

8/8
W 2013 r. zielonogórska policja zatrzymała mężczyzn...
fot. archiwum

Synowie podejrzani o zabicie ojca

W 2013 r. zielonogórska policja zatrzymała mężczyzn podejrzanych o zamordowanie swojego ojca. Ciało denata znaleziono w mieszkaniu w jednym z bloków przy ul. II Armii w Zielonej Górze. Miał ranę kłutą na plecach.

Ofiara to pracownik jednej z firm w Zielonej Górze. Mężczyzna niespodziewanie nie zjawił się w pracy. Ponieważ takie zachowanie nie było do niego podobne pracownicy podjęli próbę skontaktowania się z nim. Bezskuteczną. Z powodu nieobecności i braku kontaktu z mężczyzną powiadomili policję.

Zielonogórscy policjanci w czwartek zjawili się w mieszkaniu mężczyzny. – W mieszkaniu znaleziono zwłoki mężczyzny. Miał ranę kłutą pleców – informuje podinsp. Małgorzata Barska z zespołu prasowego zielonogórskiej policji. W związku ze śmiercią mężczyzny zatrzymano jego trzech synów .

Trwa śledztwo związane ze zgonem mężczyzny prowadzone pod nadzorem prokuratury.

Kontynuuj przeglądanie galerii
WsteczPrzejdź na i.pl

Polecamy

Siatkarze zainaugurowali w Nierzymiu sezon na piasku. Wygrali Bidziński i Nawrot

Siatkarze zainaugurowali w Nierzymiu sezon na piasku. Wygrali Bidziński i Nawrot

Majówka w Żarach. W parku miejskim sporo atrakcji

Majówka w Żarach. W parku miejskim sporo atrakcji

Majówka w Żarach ruszyła. Zobaczcie relację z marszobiegu dla rodzin

Majówka w Żarach ruszyła. Zobaczcie relację z marszobiegu dla rodzin

Zobacz również

Bieg Grażyn i Januszów to było coś. Niektórzy aż gubili buty!

Bieg Grażyn i Januszów to było coś. Niektórzy aż gubili buty!

Kosmiczna oprawa po porażce Nadala. Godne pożegnanie legendy w Madrycie [GALERIA]

Kosmiczna oprawa po porażce Nadala. Godne pożegnanie legendy w Madrycie [GALERIA]