Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Adam Boniecki: - Tropimy czarownice

Paweł Kozłowski 95 722 57 72 [email protected]
Ks. Adam Boniecki ma 78 lat. Urodził się w rodzinie ziemiańskiej. W wieku 18 lat wstąpił do Zgromadzenia Księży Marianów. Przez 11 lat był redaktorem naczelnym polskiego wydania "L'Osservatore Romano”, szefował też "Tygodnikowi Powszechnemu”. Do dziś publikuje na jego łamach. Współpracował również z telewizją Religia.tv.
Ks. Adam Boniecki ma 78 lat. Urodził się w rodzinie ziemiańskiej. W wieku 18 lat wstąpił do Zgromadzenia Księży Marianów. Przez 11 lat był redaktorem naczelnym polskiego wydania "L'Osservatore Romano”, szefował też "Tygodnikowi Powszechnemu”. Do dziś publikuje na jego łamach. Współpracował również z telewizją Religia.tv. Paweł Kozłowski
- Wśród UB uchodziłem za supertajnego współpracownika papieża. Moja teczka była spora - opowiada ksiądz Adam Boniecki, były redaktor naczelny "Tygodnika Powszechnego" i przyjaciel Jana Pawła II.

W 1979 r., na prośbę papieża, ks. Boniecki został redaktorem naczelnym polskiego wydania dziennika "L'Osservatore Romano". - Nie to, że byłem zdolny. Nie miałem żony, dzieci... Łatwiej było przenieść zakonnika do Watykanu. Wśród UB uchodziłem za supertajnego agenta papieża. Moja teczka była spora. Na jej końcu przeczytałem: "Bezwzględnie oddany papieżowi. Nie znaleźliśmy na niego haka. Nie daje się namówić do współpracy. Schować do archiwum. Nie używać do celów szkoleniowych" - wspominał ks. Boniecki przed tygodniem na spotkaniu w Drezdenku.

Do biblioteki przyjechał z okazji wydania swej książki "Lepiej palić fajkę niż czarownice". - Fajka to sposób, by najgłupszej twarzy nadać intelektualnego wyrazu - tłumaczył z uśmiechem. - Czarownice to lęk przed innym, czymś niezrozumiałym. Do dziś tropimy czarownice. Może nie palimy ich, ale rzucamy kamieniami. Na innego reagujemy agresją obronną.

Nie jestem ofiarą inkwizycji

Ks. Boniecki do zeszłego roku szefował "Tygodnikowi Powszechnemu". W listopadzie otrzymał od prowincjała zakonu marianów nakaz ograniczenia wystąpień medialnych. Po telewizyjnym wywiadzie, w którym wypowiadał się o sprawie krzyża w Sejmie.

- Po długiej rozmowie na ten temat zostałem poproszony o odpowiedź: zdjąć czy zostawić. Powiedziałem krótko, że obie odpowiedzi są poprawne. Jesteśmy społeczeństwem, którego kultura rozwinęła się na bazie chrześcijaństwa. Z drugiej strony, czy w taki sposób musi się manifestować swe korzenie? Jeśli krzyż ma być, nie można wieszać go nocą - podkreśla duchowny. - Sam biskup zajął się moją osobą, by wykazać moją niedojrzałość i głupotę. Przypisywano mi zdradę Kościoła i wiary. Z kolei media zrobiły ze mnie ofiarę inkwizycji. Ale telewizja nie była najważniejszą rzeczą, jaką robiłem.

Ks. Boniecki nie udziela wywiadów, ale jest zapraszany na spotkania, które zajmują mu większość czasu. O co zakonnik był pytany w Drezdenku?

Telewizja misyjna czy rozrywkowa?

- Mamy dwie rzeczywistości: medialną i realną. Na przykład politycy. Widzimy w telewizji pewną grupę polityków. Mniej więcej tych samych. Wielu z nas nie zdaje sobie sprawy, że w tym parlamencie są osoby, które ciężko pracują i są zaangażowane w sprawy wspólnego dobra. I nawet podziały partyjne nie są dla nich przeszkodą, by dochodzić do konkluzji i pożytecznych wniosków. Druga sprawa to pieniądze. Adam Michnik w jakimś sympozjum na KUL-u powiedział, że misja bez pieniędzy to utopia. A pieniądze bez misji to cynizm. My się przechylamy w stronę cynizmu. Telewizja jest kosztowna. Oglądalność pociąga za sobą reklamy, a reklamy to wielkie pieniądze. Ciśnienie tego sporu finansowego jest olbrzymie. Trzecia rzecz to rynek i popyt. Oglądalność ma duży wpływ na robienie programu. Kultura ogólna społeczeństwa jest taka, że ludzie wolą rozrywkowe, pseudodowcipne programy niż teatr telewizji.

Homo sapiens czy videns?

- Znalazłem sposób, jak żyć i prawie nie oglądać telewizji. Mając internet, trzy gazety i co jakiś czas patrząc w telewizor, czuję, że mój umysł się trochę przeczyścił. Gdy byłem redaktorem naczelnym, to bardzo dużo patrzyłem. Telewizja daje zasób pewnej znajomości twarzy lub ludzi. Ale też ogłupia trochę. Przejmujemy myślenie ludzi, którzy mówią, nie wiedząc o tym. Słowo pisane apeluje do stworzenia, które nazywa się homo sapiens. Pismo to znaki, a umysł tworzy z liter słowo. To praca umysłowa. Natomiast odbiorca telewizji to homo videns. Jest na poziomie małpy. Istnieje to, co jest pokazywane na obrazku. Czynność odczytywania symboli i znaków zanika, jak nieużywany organ. Tygodnik wydajemy z nadzieją, że homo sapiens ocaleje.

Dlaczego w Polsce brakuje tolerancji?

- Ze strachu przed innością. Boimy się, że jakaś nasza konstrukcja światopoglądowa jest zagrożona. A kiedy się boimy, to atakujemy. W Krakowie był pochód gejów. To nie była procesja Bożego Ciała, ale też źle nie było. "Prawdziwi Polacy" zaczęli rzucać w nich kamieniami. Uczestnicy schronili się w naszej redakcji. Dostaliśmy później nawet od nich dyplom, co było kolejnym dowodem, jak bardzo tygodnik jest zdemoralizowany. Stanowisko kościoła jest jednoznaczne, ale nie znaczy to, że mamy ich potępiać. Drugi powód wynika z naszej mentalności homo sovieticus. Jak jest opozycja, to trzeba ją zlikwidować i zaszczuć słowami.

Jaka jest przyszłość internetu?

- Internet to nośnik, który przejmuje funkcję prasy pisanej. Nie ma na to rady. To narzędzie, ale niesie w sobie jeden element demoralizacyjny. To są te wszystkie komentarze anonimowe. Pełne nienawiści, pogardy. Coś takiego, co dawniej pisano w klozecie. Zamykał haczyk i pisał: "Kowalski jest dupa". I cieszył się, że każdy, kto tam wejdzie, to przeczyta. W internecie opluwa się po nazwisku, depcze czyjeś poglądy w sposób chamski i brutalny. I podpisuje się "Kasia", "Filozof" czy jakiś tam "Parasol". To straszna demoralizacja. Otwieranie przestrzeni dla ludzi nieodpowiedzialnych. Zainteresowało mnie to bardzo, kiedy pojawiła się jedna strona. Po wpisaniu tygodnikpowszechny.pl otwierała się strona z napisami "Boniecki czerwona gnida", "Boniecki może podskoczyć księdzu Rydzykowi", "Cała redakcja Tygodnika Powszechnego to starzy TW" i tego rodzaju epitety. Znaleźliśmy właściciela domeny i wytoczyliśmy mu proces. Internet to instrument, który jest pomocą i jednocześnie niesie w sobie niebezpieczeństwo. Nożem można krajać kotlety, nożem można zabić człowieka.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gazetalubuska.pl Gazeta Lubuska