- To wspaniała dziewczyna. Otwarta, niepowtarzalna i ma piękną duszę - tak o Anait Migdałek z domu Khodżojan mówi jej znajoma Beata Bartosiewicz.
- Wpadam do niej od czasu do czasu na papierosa, a jak już wpadnę, to nagadać się nie możemy...
Zakład krawiecki Anait "szycie na miarę" wciśnięty jest między sklepikami w pasażu handlowym tuż obok Piotra i Pawła. Niełatwo tu trafić, bo skromny szyld ginie pośród innych krzykliwych reklam.
- Ale klienci wiedzą, gdzie mnie znaleźć - Anait Migdałek uśmiecha się i podaje rękę na powitanie. Uścisk ma mocny, zdecydowany. - Bo ja kobietą interesu jestem - śmieje się. I zaprasza do środka.
Za chlebem z biedy
Do Zielonej Góry przyjechała z Armenii 15 lat temu. Za chlebem, bo w jej rodzinnym Erewaniu pracy żadnej nie było. - Po wojnie z Azerbejdżanem została tylko bieda - wspomina. - Ludzie bez prądu i ogrzewania żyli, roboty żadnej...Więc Ormianie zaczęli wyjeżdżać na zachód. Moja przyjaciółka też wyjechała.
Lusia była koszykarką i dostała kontrakt w AZS. Obiecała, że dla Anait też znajdzie pracę i sprowadzi ją do Zielonej Góry. Słowa dotrzymała.
- Wyzwań żadnych się nie boję, wręcz przeciwnie. Dlatego bez lęku wsiadłam w pociąg i ruszyłam do Polski. Po polsku słowa nie znałam, ale do głowy mi nie przyszło, że to tak trudny język... - opowiada.
Miała taki plan: popracować, odłożyć złotówki i wrócić do domu. - Bo poza Armenią życia sobie nie wyobrażałam - przyznaje. - Ale los pokrzyżował moje plany i wcale tego nie żałuję.
Zaczęła jako szwaczka, zarabiała nieźle, dostawała premie. Polskiego uczyła się z gazet, radia i telewizora. A potem poznała Wieśka...A gdy poznała to już wiedziała, że do Erewania nie wróci. - Przyszedł na jazz do Harlemu. Tak jak ja...Ale to nie był przypadek. Tak chciał los. Wiesia ciągle kocham i kochać będę, bo to prawdziwa miłość. Jaki jest? Wspaniały, po prostu. I cudowny dla mnie i naszego Bartka.
Ręce pełne roboty
Przyjaciele na Anait mówią Ania. Można jeszcze powiedzieć Anahid. W ormiańskiej mitologii imię to nosi bogini piękna i miłości. Tak jak piękna i pełna miłości jest Anait.
- Choć obywatelstwo mam polskie, to jednak w duszy zawsze będę Ormianką. I jestem z tego dumna, bo Ormianie to jeden z najstarszych ludów... Żyliśmy już przed naszą erą, a chrześcijaństwo przyjęliśmy w 310 roku.
O Armenii Anait może rozprawiać godzinami. Wiesław ją rozumie, bo w nim odnalazła bratnią duszę. - Wspiera mnie i jak tylko może, pomaga.
Osiem lat temu otworzyła własne krawiectwo. Zakład jest niewielki, szyje w nim sama.
Ręce ma pełne roboty, bo klientów nie brakuje. Pod ścianą stoi maszyna, obok wielki stół na którym rozkłada materiały i wykrawa z nich te wszystkie cudeńka: marynarki, suknie, spódnice, garsonki, płaszcze, spodnie, kreacje ślubne i wieczorowe, a nawet takie na wielką scenę dla znanych śpiewaczek ... - Oj czego to ja nie robię - wzdycha. - Wszystko robię. A nawet sama projektuję.
Anait jest ambitna, silna i zdecydowana. Właśnie zdała egzamin państwowy i zdobyła certyfikat doradcy ubezpieczeniowo - finansowego. - Nie mam zamiaru do końca życia być tylko krawcową - przyznaje. - Ciągle szukam swojej drogi.
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?