Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Bojkot niektórych sieci handlowych. Czy konsument może wygrać wojnę z Rosją?

Stanisław Balicki
Stanisław Balicki
Konrad Kozłowski
Kolejne dane finansowe i badania rynku z ostatnich dni pokazują, że w Polsce możliwy jest bojkot konsumencki. Klienci, oceniając działania firm jako nieetyczne, mniej chętnie kupują ich produkty.

Pod pręgierzem stanęły biznesy, które pozostały w Rosji po tym, jak zaatakowała Ukrainę. To zmiana trendu, do której trzeba było okrutnej wojny, toczącej się zaraz za granicą. Dotąd bojkoty były głównie internetowymi demonstracjami oburzenia, które czasem miały ekonomiczny efekt odwrotny do zamierzonego, a zazwyczaj były nieskuteczne.

Po inwazji Rosji na Ukrainę nastąpiła fala odejść znanych globalnie marek z rynku rosyjskiego. Są jednak takie, które zostały. To bulwersuje klientów tych firm ze świata, który patrzy na broniących się Ukraińców. Bulwersuje również Polaków. Szczególnej krytyce poddawane były trzy sieci handlowe Association Familiale Mulliez obecne na polskim rynku: Auchan, Decathlon i Leroy Merlin. Najwięcej emocji wywołuje ten ostatni.

Więcej niż hasła

- Leroy Merlin powinien się zdecydować: albo chce pozostać na rynku rosyjskim, albo na rynku polskim - mówi Dominik Gąsiorowski, który dwa tygodnie temu zorganizował pierwszą demonstrację przed jednym z hipermarketów sieci w Warszawie. - W Polsce nie ma akceptacji dla współpracy z Putinem. Świadomość w społeczeństwie jest w tej chwili bardzo wysoka w tych kwestiach. Istnieją jedynie spory co do skuteczności bojkotów. Ludzie mają wątpliwości, czy to się uda, ale generalnie są „za” - dodaje.

Gdańsk. Ogólnopolski bojkot Leroy Merlin. Protest odbył się m.in. pod gdańskim sklepem w Oliwie oraz w Warszawie.

Gdańsk. "Twoje zakupy pomogą zabijać". W Oliwie odbył się pr...

Na pikiety „Ogólnopolskiego bojkotu Leroy Merlin” przychodzi coraz więcej ludzi. W poprzednią sobotę dołączyła grupa w Gdańsku, jutro odbędą się trzy demonstracje: w stolicy, Białymstoku i pod oliwskim sklepem sieci. Czy przekłada się to jednak na cel, który chcą osiągnąć aktywiści?

- Bojkot sieci handlowych, które nie wycofały się z Rosji, to więcej niż tylko hasła w mediach społecznościowych. Dane o płatnościach kartami PKO BP pokazują, że sieci, które pozostały aktywne w Rosji, mają niższą dynamikę obrotów niż konkurencja - informują analitycy banku.

PKO BP podało dwa przykłady par sieci handlowych, działających w jednej branży, z których jedna wycofała się z rosyjskiego rynku, a druga na nim pozostała. W obu przypadkach od stycznia, gdzie przychody każdej z firm w parze przyjęto za 100 proc., do 23 marca, płatności rozjechały się o ok. 20 punków procentowych na niekorzyść tych sieci, które pozostały w Rosji.

Już po ujawnieniu tych danych, między 25 a 28 marca firma Research Partner przeprowadziła badanie skłonności Polaków do zakupów w międzynarodowych sieciach sklepów, które nie wycofały się z Rosji po jej agresji na Ukrainę. 65 proc. respondentów zadeklarowało, że nie będzie kupować produktów w takich sieciach handlowych. Spośród nich „zdecydowanie tak” odpowiedziało 36 proc. badanych, a kolejne 29 proc. „raczej tak”. Tylko 16 proc. stwierdziło, że dalej będzie robić zakupy w tych sklepach. To niejedyne takie badania, wszystkie pokazują powyżej 50 proc. chęć bojkotu tych, którzy pozostali na rynku rosyjskim.

Wprawdzie Ewa Jastrzębska, badaczka z Kolegium Ekonomiczno-Społecznego Szkoły Głównej Handlowej w Warszawie podaje, że przy ocenie badań ankietowych należy oczekiwać, że tylko co dziesiąty deklarujący chęć bojkotu rzeczywiście to zrobi, to ryzyko utraty 5-6 proc. klientów w krótkim czasie może być silnym naciskiem na firmę. Dane PKO BP pokazują, że straty mogą być nawet wyższe.

- Kroki podejmowane w obliczu takiego kryzysu jak wojna w Ukrainie pokazują odpowiedzialność firm - komentuje sytuację na rosyjskim rynku Joanna Szabuńko, wiceprezes zarządu Fundacji Kupuj Odpowiedzialnie. - Konsumenci mają prawo oceniać postępowanie firm według wyznawanych przez siebie wartości i na tej podstawie podejmować swoje decyzje zakupowe. Mają też prawo oczekiwać od firm transparentności i rzetelnych informacji o tym, jak one działają - zaznacza.

Historia bojkotów konsumenckich w Polsce dotąd wyglądała jednak zupełnie inaczej. Akcje uzyskujące szybko wielki społeczny rezonans gasły równie szybko, nie stanowiąc zagrożenia dla finansów kontestowanych firm. Cele w postaci cofnięcia decyzji, ocenianych przez konsumentów jako nieetyczne, nie były osiągane. Kto jeszcze pamięta protesty przeciw zaangażowaniu w kampanie reklamowe napoju energetycznego Demon, czy Empiku, kontrowersyjnego Adama Nergala Darskiego? Fiaskiem zakończyła się też próba bojkotu wody Cisowianka, gdy okazało się, że członek władz produkującej ją firmy przekazał darowiznę dla organizacji antyaborcyjnej, co nie spodobało się środowiskom lewicowym. Niektóre próby bojkotów w myśl zasady „nieważne, co o tobie mówią, byle nie przekręcali nazwiska” kończyły się wręcz efektem odwrotnym do zamierzonego. W 2014 r. próba bojkotu piwa Ciechan produkowanego przez Browary Regionalne Marka Jakubiaka wyglądała spektakularnie. W mediach społecznościowych mnożyły się obrazy i filmy z demonstracyjnie wylewanym napojem. Jakubiak, mający ambicje uczestnictwa w życiu politycznym, w jednym z telewizyjnych programów publicystycznych popisał się homofobicznym komentarzem. Sprawa była szeroko komentowana. W efekcie sprzedaż... wzrosła nawet o 30 proc., producent zdecydował się zainwestować w kolejny browar. Rozpoznawalny od czasu bojkotu Jakubiak z sukcesem kandydował do Sejmu z list Kukiz’15.

Bojkot skuteczny

Wspomniana Ewa Jastrzębska z SGH w swojej pracy „Odpowiedzialny konsument w mediach społecznościowych. Przykłady skutecznych bojkotów konsumenckich w Polsce” podaje dwa przykłady skutecznych akcji, które zakończyły się zmianą decyzji firm pod groźbą straty klientów. Obie próby bojkotu wydarzyły się w 2013 roku.

Akcja Anty NC+ wymierzona była przeciwko platformie telewizyjnej powstałej po fuzji telewizji n z Cyfrą+. Nowa firma dotychczasowym abonentom obu firm zaproponowała jednostronną, niekorzystną zmianę ceny abonamentu i gorsze warunki umowy. W razie braku szybkiej decyzji klientów czekała automatyczna akceptacja nowych zasad. Użytkownicy zarzucili NC+ niepoważne traktowanie i chaos informacyjny. Zorganizowali się w internecie. W ciągu kilku dni od założenia profil Anty NC+ polubiło 20 tys. internautów, w ciągu kilkunastu dni - 72 tys. Władze platformy najpierw przyjęły postawę konfrontacyjną, potem zaproponowały organizatorowi „konstruktywną rozmowę”. Ten odmówił, argumentując, że nie jest prawnym reprezentantem wszystkich, którzy przyłączyli się do spontanicznego protestu. Winą za całą sytuację została obciążona wiceprezes NC+, z którą w trybie natychmiastowym rozwiązano współpracę. Klientów próbowano ułagodzić trzymiesięcznym bezpłatnym dostępem do niektórych kanałów. Liczba polubień profilu Anty NC+ rosła jednak nadal, klienci zaczęli składać skargi do Urzędu Ochrony Konkurencji i Konsumentów. Kiedy zaś liczba niezadowolonych przekroczyła 90 tys., NC+ skorygowała swoją ofertę, uwzględniając postulaty podnoszone przez internautów. W ogólnopolskich dziennikach ukazały się ogłoszenia firmy z przeprosinami. Kolejna korekta oferty została wymuszona przez UOKiK, który nałożył na platformę 11 mln zł kary.

Ewa Jastrzębska jako sukces bojkotu konsumenckiego podaje też przykład gdańskiej firmy LPP. 24 kwietnia 2013 roku w kompleksie przemysłowym Rana Plaza niedaleko Dhaki w Bangladeszu zawaliła się szwalnia. Zginęło 1127 osób, ok. 2,5 tys. było rannych, co jest traktowane jako największa katastrofa budowlana w najnowszej historii świata. Szybko okazało się, że w zakładzie, obok innych znanych światowych marek, szyta była odzież m.in. marki Cropp. Zdjęcie metki tej marki wśród gruzów zrobione przez czeskiego fotoreportera Zbynka Hrbatę z dziennika „Dnes” stało się rozpoznawalnym na świecie symbolem tragedii. Przyczyną katastrofy były zaniedbania i oszczędności właściciela budynku, a także łamanie norm budowlanych i bhp przez niego i właścicieli szwalni. Dzięki temu mogli oni być konkurencyjnymi podwykonawcami dla markowych firm szyjących tam swoje ubrania.

Po katastrofie pod naciskiem wstrząśniętej światowej opinii publicznej, obawiając się bojkotu konsumenckiego, 31 marek odzieżowych, m.in.: H&M, Zara, C&A, Marks and Spencer, Primark, Mango i Benetton zobowiązało się do kontrolowania warunków pracy, ochrony przeciwpożarowej i bezpieczeństwa budynków u swoich podwykonawców w Bangladeszu.

LPP ma obawy

Wśród sygnatariuszy zawartego porozumienia nie było LPP. Gdańska spółka unikała też udziału w działaniach odszkodowawczych wobec rannych i rodzin ofiar.

„[...] Ponieważ my nie ponosimy żadnej winy za zaistniałą sytuację, nie planujemy wypłaty odszkodowań” - można było przeczytać w oświadczeniu wysłanym serwisowi modowemu vumag.pl, które podpisał Dariusz Pachla, wiceprezes LPP SA.

Dopiero po pół roku, pod naciskiem opinii publicznej, jako jedna z ostatnich, firma zdecydowała się na przystąpienie do porozumienia.

Również podczas obecnej agresji rosyjskiej na Ukrainę LPP miała kłopoty z opinią publiczną. Firma poinformowała o zawieszeniu działalności operacyjnej w Rosji 4 marca w komunikacie dla udziałowców. Stało się to już po tym, jak analogiczne kroki podjęły takie sieci jak H&M czy Ikea. Po komunikatach znanych światowych marek klienci tamtejszych centrów handlowych widzieli po prostu zamknięte drzwi do ich sklepów. Firmy jasno deklarowały też w takich informacjach terminy, po których przestaną one działać. Tymczasem LPP zapowiedziało, że „działania będą wdrażane sukcesywnie, przy uwzględnieniu ograniczeń operacyjnych”. To ugasiło negatywne komentarze, które zaczęły się pojawiać na profilach spółki w mediach społecznościowych. Jednak po 3 tygodniach sklepy nadal były otwarte.

Jak wynika z przesłanego komentarza spółki, opieszały w stosunku do konkurencji tryb wycofywania się z Rosji wynika z chęci poniesienia jak najmniejszych strat. Władze LPP boją się też… procesów wytoczonych przez stronę rosyjską:

„Dokonując wszelkich działań związanych z wygaszaniem naszej działalności operacyjnej, musimy brać pod uwagę bezpieczeństwo spółki. Otrzymaliśmy już bowiem z rosyjskiej prokuratury zawiadomienia dotyczące potencjalnego uruchomienia postępowań karnych przeciwko władzom LPP. Dodatkowym elementem, który uwzględniamy w naszej strategii sukcesywnego wychodzenia z rynku rosyjskiego, jest zapowiedziana przez władze Rosji nacjonalizacja majątków przedsiębiorstw zachodnich, które zamknęły swoje sklepy lub złożyły już takie deklaracje”.

O ile z wcześniejszych komunikatów dla udziałowców wynika, że LPP spisało na straty cały swój biznes na Ukrainie, dokonując odpisu 270 mln zł wszystkich aktywów na tym rynku, to późniejszy 250 mln odpis z rynku rosyjskiego dotyczy tylko „potencjalnie nierentownych sklepów”.

Od początku kryzysu na rynku rosyjskim LPP stara się poprawić wizerunek, informując o przekazaniu 20 mln zł na pomoc Ukraińcom w postaci finansowej, odzieży przekazywanej do kraju ogarniętego wojną i uchodźcom, a także przekazywanych im bonów na zakupy w sklepach marek spółki. Rosło jednak niezadowolenie klientów wyrażane np. w komentarzach na facebookowym fanpage’u LPP. Tu działania firmy były również sukcesywne. Negatywne komentarze były sukcesywnie usuwane. Dopiero 29 marca firma poinformowała o zamknięciu wszystkich sklepów w Rosji.

Decathlon uległ presji

Czy sukcesem okaże się akcja bojkotowania francuskich firm Association Familiale Mulliez? Decathlon wyłamał się z linii rodzinnego biznesu i 29 marca ogłosił wycofanie się z rosyjskiego rynku. Opór wobec pozostawania tam Leroy Merlin rośnie i prawdopodobnie przybiera wymiar prawdziwego bojkotu konsumenckiego, który firma zaczyna odczuwać w budżecie.

- Gdyby się tak zdarzyło, że na tym skorzysta Castorama, Obi, Mrówka, ktokolwiek, to byłoby to bardzo cenne - mówi współorganizujący protesty Dominik Gąsiorowski. - Pierwszy raz w historii nowoczesnego kapitalizmu jakaś firma może wypaść z rynku dlatego, że zachowuje się nieetycznie. Być może inne firmy zastanowią się, czy wszystko można. Ja bym się cieszył wręcz, gdyby konkurencja wykorzystała tę sytuację. To by znaczyło, że odpada argument ograniczenia dostępu do usług czy produktów. Ludzie kupią to w innych sklepach. Co w tym złego? Złe jest jedynie zarabianie pieniędzy we współpracy z reżimem, który zabija ludzi - przekonuje.

Ponad dwa tygodnie temu, gdy Gąsiorowski postanowił coś zrobić, nic nie wskazywało na to, że przebije barierę ciszy wokół świetnie prosperującego biznesu.

- Cztery osoby, w tym ja z synem, spotkaliśmy się w jednym z warszawskich centrów handlowych, żeby zaprotestować. To było fajne, zrobiło jakieś zamieszanie, ale miało niewielki wpływ na rzeczywistość.

Pomyśleliśmy, że musimy to zrobić skuteczniej, zawiadomić jak najwięcej ludzi. Założyłem stronę na Facebooku, wszystkie te aktywności internetowe, coś czego nigdy wcześniej nie robiłem.

Jutro protesty, które wyrosły z jego inicjatywy, odbędą się w 3 miastach wojewódzkich. Pod gdańskim sklepem sieci w Centrum Handlowym Oliva demonstranci spotykają się o 11.00.

JYSK rezygnuje
Wszystkie sklepy JYSK w Rosji pozostawały tymczasowo zamknięte od 3 marca 2022 roku. Teraz sieć podjęła decyzję o trwałym zawieszeniu działalności i wycofaniu się z rynku rosyjskiego.
- Rozpoczęliśmy działania w Rosji, bo chcieliśmy przekazać naszą świetną ofertę rosyjskiej społeczności. Mieliśmy bardzo dobry start, za co bardzo dziękuję wszystkim zaangażowanym wówczas osobom. Jednak w obecnej sytuacji właściciele JYSK, jak i kadra zarządzająca nie widzą innej możliwości jak zamknąć działalność na tym rynku. Nikt w Zarządzie JYSK nie czuje się dobrze w tej sytuacji, włączając mnie. Nie mamy jednak wątpliwości, że jest to słuszna decyzja. Dziękuję wszystkim naszym rosyjskim kolegom za ich dotychczasową pracę oraz zaangażowanie i życzę im powodzenia w nadchodzących latach - informuje Jan Bøgh, prezes i dyrektor generalny JYSK.

od 16 latprzemoc
Wideo

CBŚP na Pomorzu zlikwidowało ogromną fabrykę „kryształu”

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera

Materiał oryginalny: Bojkot niektórych sieci handlowych. Czy konsument może wygrać wojnę z Rosją? - Dziennik Bałtycki

Wróć na gazetalubuska.pl Gazeta Lubuska