Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Chris Burgess - zwiedził cały świat, a karierę chciałby skończyć w Zielonej Górze

Przemysław Piotrowski 68 324 88 69 [email protected]
CHRIS BURGESSMa 31 lat, mierzy 211 cm. Urodzony w amerykańskim stanie Utah. Gra na pozycji 5 i 4. Obieżyświat, który grał w ligach NCAA, australijskiej, portorykańskiej, koreańskiej, tureckiej, ZEA, ukraińskiej. Od tego sezonu w Zastalu. Ma żonę i trójkę córek, ale twierdzi, że będzie jeszcze "pracował nad synem”. Oprócz koszykówki uwielbia podróżować i grać w gry komputerowe, głównie strzelanki typy FPP. Nie znosi... grać w gry sportowe.
CHRIS BURGESSMa 31 lat, mierzy 211 cm. Urodzony w amerykańskim stanie Utah. Gra na pozycji 5 i 4. Obieżyświat, który grał w ligach NCAA, australijskiej, portorykańskiej, koreańskiej, tureckiej, ZEA, ukraińskiej. Od tego sezonu w Zastalu. Ma żonę i trójkę córek, ale twierdzi, że będzie jeszcze "pracował nad synem”. Oprócz koszykówki uwielbia podróżować i grać w gry komputerowe, głównie strzelanki typy FPP. Nie znosi... grać w gry sportowe. fot. Kazimierz Ligocki
Center, który potrafi rzucić za trzy, a w wolnych chwilach robić miazgę, strzelając na... konsoli. Przed wami as Zastalu Zielona Góra, Chris Burgess.

- Jesteś prawdziwym globtroterem. Grałeś w ligach tureckiej, australijskiej, ukraińskiej, koreańskiej, czy w Zjednoczonych Emiratach Arabskich. Chyba lubisz podróżować?
- Uwielbiam. Dla mnie gra w różnych miejscach na świecie to nie tylko zarabianie pieniędzy i spełnianie się jako zawodnik, ale także wielkie doświadczenie życiowe. Mam na myśli to, że dzięki koszykówce mogłem poznać wiele kultur, zobaczyć znacznie więcej niż przeciętny człowiek. Każda liga jest zupełnie inna, odnajdywanie się w tych totalnie różnych krajach ma w sobie coś z odkrywania. Od zawsze bardzo interesowały mnie inne kultury i miałem okazję je poznać na własnej skórze. Wcześniej, gdy dorastałem w rodzinnym Utah, to zwiedziłem tylko Kalifornię. A teraz? Znam cały świat (śmiech). Do tego na pewno rozwinąłem się jako zawodnik, bo przecież różnice w ligach są kolosalne i w każdej z nich musiałem być odpowiedzialny za co innego.

- Czym się one tak bardzo różnią?
- Oj, wieloma rzeczami. W Australii, Turcji, czy na Ukrainie wszystko wygląda podobnie, ale na przykład w Zjednoczonych Emiratach Arabskich czy Korei to zupełnie inna bajka. W tym pierwszym kraju grało mi się najłatwiej, bo mogłem porozumiewać się w swoim języku, ale ogólnie byłem jednym z kilku mocnych zawodników. W Turcji i na Ukrainie też, ale już na Bliskim Wschodzie musiałem za każdym razem rzucać po 20-30 punktów, zbierać, blokować. Tam występuje tylko kilku Amerykanów, więc wymagania w stosunku do nich są ogromne. Jesteś gwiazdą i musisz to udowadniać w każdym meczu.

- A w Korei?
- To już w ogóle egzotyka. Tam też byłem facetem od wszystkiego, ale to co najbardziej mnie zaskoczyło, to umiejętność trafiania za trzy. Jeden Jao Ming to wyjątek, bo Azjaci są zazwyczaj niscy, więc tam kładzie się nacisk na grę po obwodzie. Po prostu każdy w zespole ładuje za trzy aż miło.

- To chyba dlatego ty też...
- (śmiech). Dokładnie! Tam musiałem robić wszystko, choć głównym zadaniem była gra pod koszem. Ale ogólnie to było wyjątkowe doświadczenie, bo tam wszyscy biegają, biegają, biegają i nagle wyskakują za linię 6,25 i trafiają z niesamowitej pozycji. Dziwnie się z nimi walczyło, ale na pewno w jakiś sposób się tam również rozwinąłem jako zawodnik.

- Dużo podróżujesz. Zabierasz ze sobą rodzinę?
- Zawsze! Żona i trójka moich córek to mój największy skarb, więc chcę mieć ich przy sobie. Cieszę się również, że wytrzymują to życie w rozjazdach i bardzo im za to dziękuję. Z drugiej strony myślę, że to im się podoba, a oni się przy tym bardzo rozwijają. Moja najstarsza córka mówi na przykład po turecku. Ale ogólnie to bezcenna rzecz poznawać te najróżniejsze kultury. Do tego te tysiące wspaniałych rodzinnych fotografii, filmów z wielu ciekawych zakątków świata. Nikt nam tego nie zabierze.

- W końcu trafiłeś do Polski...
- I bardzo mi się tu podoba. Można powiedzieć, ze to nowe doświadczenie. Ale kraj i miasto jest OK.

- A drużyna?
- Młoda, mocna i na pewno perspektywiczna. Nie ma wobec niej wielkich oczekiwań, ale Zastal może osiągnąć sporo. Ekipa jest świetna, trener wielki profesjonalista. Jeśli będziemy grać z pełnym zaangażowaniem, na sto procent, to jesteśmy w stanie wygrać jeszcze sporo meczów.

- A jak oceniłbyś warunki w klubie?
- Może zacznę od siebie. W Zastalu mam przede wszystkim wsparcie od kolegów, bo są na bardzo wysokim poziomie. W takim Dubaju, gdzie grałem ostatnio, musiałem robić wszystko. Moją rolą jest głównie dobra gra w defensywie, czyli zbieranie i blokowanie, a jak się uda to zdobywanie punktów. Ogólnie mocna gra pod koszem. Jeśli chodzi o organizację i sprawy pozasportowe, to jestem mile zaskoczony. Macie wspaniałą, nowoczesną halę i fantastycznych kibiców. Oni są siłą klubu.

- Mówisz, że nie musisz grać za wszystkich, robisz swoje, ale i tak wielu specjalistów i oczywiście kibiców już bardzo cię chwali.
- Bardzo mi miło z tego powodu i jedyne co mogę obiecać, to że będę starał się jak najbardziej, aby drużyna wygrywała.

- Ale czy to już ten Chriss w najlepszej formie, czy czujesz, że masz jeszcze rezerwy?
- Myślę, ze nie pokazałem do tej pory wszystkiego (śmiech). Moja forma jeszcze nie jest najwyższa i powinno być lepiej. Przede wszystkim cieszy mnie to, że nie ma na mnie takiej presji, bo jak wspominałem mam wsparcie kolegów z drużyny. W dwóch pierwszych meczach zaliczyłem sporo punktów, ale na przykład w Poznaniu głównie zbierałem i blokowałem. To jest fajne, że jak czasem nie idzie rzutowo, to pomogą partnerzy, a to w drużynie bardzo ważne.

- Jak oceniłbyś siłę polskiej ligi?
- Powiedziałbym, że jest bardzo... wyrównana. Oczywiście Asseco Prokom jest poza zasięgiem, bo to ekipa gwiazd, ale Anwil, Trefl i kilka innych to również bardzo silne drużyny. Ale co ważne, myślę że do pokonania. Jeśli chodzi o Zastal, to uważam, że jesteśmy w stanie wygrać z każdym, ale łatwo nie będzie również z ekipami z dołów tabeli, co pokazały już pierwsze kolejki.

- No to szykuje się porządny test, bo teraz przed wami mecze z najsilniejszymi...
- Dokładnie. Ale nie ma wielkiego ciśnienia i po prostu będziemy musieli grać swoje. Jeśli będziemy mieć swój dzień to wygramy, jeśli nie, to kto wie. Ale podoba mi się to, że w polskiej lidze nigdy nie można dopisywać sobie przed meczem dwóch punktów. Trzeba wychodzić na parkiet i je rywalowi wyrwać.

- Co do oczekiwań i ciśnienia to chyba się nie zgodzę. Owszem, trener Herkt wciąż uspokaja, ale po tych trzech zwycięstwach kibice już widzą walkę o wysokie miejsca...
- W sumie masz rację. Kibice pragną zwycięstw. Ale cóż, spotykamy się z najmocniejszymi i musimy dać z siebie wszystko, zresztą jak w każdym meczu. Postaramy się o jak najlepszy wynik.

- Co twoim zdaniem Zastal może osiągnąć w tym sezonie?
- Przede wszystkim kibice muszą zrozumieć, że Zastal to beniaminek i walka o wysokie miejsca łatwa nie będzie. Moim zdaniem najważniejsze to jest to, że mają w tej chwili świetną ekipę, wspaniałą halę i świetlaną przyszłość. Ten awans to dla Zielonej Góry z pewnością wielka rzecz, a teraz, w sprzyjających warunkach, może się tu stworzyć drużyna, która będzie walczyć w przyszłości o najwyższe cele. Teraz trzeba stworzyć atmosferę, siłę, która będzie oddziaływać tak na zawodników, jak i na kibiców. To powinno być celem w tym sezonie.

- Mówisz o atmosferze, sile, przyszłości... Ale myślę, że wielu chciałoby wiedzieć, czy to tylko puste słowa, czy prawda. Chodzi mi o to, czy Zielona Góra to dla ciebie kolejny przystanek w podróży po świecie, czy może chciałbyś zostać na dłużej?
- To bardzo dobre i uczciwe pytanie. Ale odpowiem tak. Właśnie zapisałem moje dzieci do tutejszej szkoły, bo chciałbym, aby nauczyły się polskiego. To na pewno nie potrwa krótko, więc wychodzi na to, że trochę tu zostanę.

- Będę drążył, ile dokładnie?
- Bardzo mi się tu podoba i jeśli to miasto będzie mnie chciało, a ja wciąż będę przydatny drużynie i grał na wysokim poziomie... o kurczę, poczekaj, odpukam w niemalowane drewno... to zostanę w Zielonej Górze do końca kariery.

- Odważna deklaracja...
- Chyba muszę już trochę przystopować. Mam 31 lat i ciągle w podróży. Jak powiedziałem, jeśli wszystko się ułoży, to będę grał tu aż zawieszę buty na kołku.

- A potem?
- Chciałbym zostać trenerem, więc może właśnie w Zastalu (śmiech).

- Tego życzę i powodzenia.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gazetalubuska.pl Gazeta Lubuska