Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Czasem na scenie coś zmyślam

HANNA CIEPIELA [email protected]
ARTUR BARCIŚ ukończył wydział aktorski PWSFiT w Łodzi w 1979 r. Ma na koncie wiele znakomitych ról filmowych i teatralnych, ale największą popularność zyskał dzięki serialowi ,,Miodowe lata’’, w którym zagrał Tadzia Norka. Mieszka w domu pod Warszawą z żoną Beatą, 18-letnim synem Frankiem. Niedawno Barciś gościł na XXIII Gorzowskich Spotkaniach Teatralnych, gdzie razem z Beatą Fudalej wystąpił w komedii „Rozkład jazdy” M. Frayna.
ARTUR BARCIŚ ukończył wydział aktorski PWSFiT w Łodzi w 1979 r. Ma na koncie wiele znakomitych ról filmowych i teatralnych, ale największą popularność zyskał dzięki serialowi ,,Miodowe lata’’, w którym zagrał Tadzia Norka. Mieszka w domu pod Warszawą z żoną Beatą, 18-letnim synem Frankiem. Niedawno Barciś gościł na XXIII Gorzowskich Spotkaniach Teatralnych, gdzie razem z Beatą Fudalej wystąpił w komedii „Rozkład jazdy” M. Frayna. fot. Katarzyna Chądzyńska
Rozmowa z ARTUREM BARCISIEM, aktorem teatralnym i filmowym

- Na swojej stronie internetowej napisał pan, że od dziecka chciał być aktorem, bo scena była jedynym miejscem, gdzie był pan wyższy od prześladowców...
- To oczywiście żart, nie chcę robić z tego żadnej martyrologii. Ale rzeczywiście na scenie byłem wyższy od innych, a poza sceną niższy. A ja nie lubię być niższy.

- Ile pan czasu spędza przy komputerze? Co pan tam robi?
- Jak mam czas, to siadam codziennie, na około dwie godziny. Redaguję swoją stronę internetową, odpisuję na listy, których dostaję mnóstwo, autoryzuję wywiady.

- Pana hobby to także szycie, gotowanie. Co pan ugotował najlepiej i co najlepiej uszył?
- Lubię wymyślać różne potrawy. Zwykle wiem, co do siebie pasuje, a czego łączyć się nie powinno. Ale czasami niektóre połączenia, które wydają się bardzo dziwne, okazują się sukcesami, tak jak na przykład rukola z gorącym boczkiem. Wtedy takie danie bardzo cieszy. Do moich sukcesów kulinarnych zaliczam też przygotowanie potraw na komunię mego syna. Wszystko zrobiłem sam, oczywiście z pomocą żony i nikt się nie otruł. Jeśli chodzi o szycie, to ostatnio brakuje mi na to czasu, ale nadal jestem dumny z kilku sylwestrowych kreacji, które uszyłem żonie.

- Czy pana syn Franek odziedziczył jakieś talenty?
- Nie zauważyłem, aby coś szył. Jeśli chodzi o gotowanie, to czasami smaży naleśniki, aby zaimponować swojej dziewczynie. Nie bardzo wiem, jak jest u niego z talentem aktorskim, ale ostatnio dostał pierwszą nagrodę na międzylicealnym festiwalu teatralnym. Teraz też bierze udział w jakimś festiwalu. Jednak on nie traktuje grania bardzo serio, ma dystans do zawodu aktora. Z tego, co mówi, chciałby być reżyserem filmowym.

- Ma pan w domu dwa psy: Neskę i Inkę. Kto wymyślił te zabawne imiona?
- Razem z żoną je wymyśliliśmy. Kluczem do imion były napoje. Bo matka Neski miała na imię Pepsi. I ta Pepsi miała trzy szczeniaki: Fantę, Tonika i Neskę. Potem, gdy już nasza Neska miała dzieci, postanowiliśmy pójść w kawy. Neska też urodziła trójkę: Tchibo, Pedrosa i Inkę. Potem się okazało, że nie może już mieć dzieci i dlatego zarzuciliśmy tradycję. Ale chcielibyśmy mieć jeszcze jedną jamniczkę. Jeśli będzie mała i cienka, to nazwiemy ją Lura.

- Jaki ma pan sposób na wkuwanie maszynopisu na pamięć? Przecież każda teatralna rola to kilkadziesiąt stron tekstu.
- Nie mam żadnych sposobów. Muszę zwalczyć swoje lenistwo, usiąść i po prostu się nauczyć. Aktorstwo to syndrom wiecznego ucznia.

- Czy zapomniał pan kiedyś tekstu na scenie?
- I to nieraz. Trzeba wtedy robić wszystko, by publiczność się nie zorientowała. Jeśli sztuka pisana jest prozą, to pół biedy, bo można dość łatwo wybrnąć z sytuacji, coś dopowiedzieć własnymi słowami.

- Wiersze na scenie też się układa?
- Tak się zdarzyło z "Panem Tadeuszem", granym w Teatrze Narodowym. To był koncert Jankiela. Umiałem tekst jak pacierz i nawet do głowy by mi nie przyszło, że coś zapomnę. A tu nagle pustka, biała plama i ułamki sekund, aby coś z tym zrobić. I zmyśliłem dwa wersy trzynastogłoskowca. Nikt nie zauważył.

- Jak długo pamięta się tekst sztuki?
- Jeżeli sztuka jest cały czas grana, to oczywiście stale trzeba pamiętać tekst. Ale jak schodzi z afisza, to bardzo szybko się zapomina i tym samym robi się "miejsce" na kolejne sztuki. Jednak tak naprawdę, to żaden tekst nie jest całkiem wymazywany z pamięci. Zdarzało się, że sztuka schodziła z afisza, przez rok nie była grana, a potem znowu ją wznawialiśmy i o dziwo w trzy dni wszystko się przypominało.

- Dziękuję.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gazetalubuska.pl Gazeta Lubuska