Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Czy mój synek wyzdrowieje?

Aleksandra Łuczyńska
Bartek ma dopiero 16 miesięcy, do końca życia będzie cierpiał z powodu choroby
Bartek ma dopiero 16 miesięcy, do końca życia będzie cierpiał z powodu choroby fot. Aleksandra Łuczyńska
Bartek ma zaledwie 16 miesięcy, a za sobą kilka serii chemioterapii.

Chłopiec choruje na raka, ma szansę na przeżycie, ale koszty związane z leczeniem są ogromne.

Nie wiadomo do końca jakie są przyczyny choroby Bartka. Jolanta Sztraub doskonale pamięta chwilę, kiedy u jej syna wykryto neuroblasotmę czwartego stopnia. To był kolejny szok, parę dni wcześniej młoda, 22-letnia kobieta, straciła jeszcze nienarodzone dziecko.

- Dopiero co wyszłam ze szpitala, a już przytrafiło się kolejne nieszczęście - opowiada. - Bartek spadł z konika bujanego, którego dostał w prezencie. Natychmiast pojechaliśmy z nim do lekarza, okazało się, że synek miał sporego guza, baliśmy się, że stanie się coś złego.

Wystarczył upadek

Lekarz zbadał dziecko, zalecił kontrolę po upływie tygodnia. Jednak już po kilku dniach rodzice Bartka zauważyli, że dzieje się z nim coś złego. Był osłabiony, zmęczony i ospały, nie chciał się bawić, jeść, nie reagował nawet na swoje imię. Trafił do 105. szpitala w Żarach, szczegółowe badanie wykazało, że w główce ma krwiaka. Lekarze w Zielonej Górze orzekli, że chłopiec cierpi na nowotwór złośliwy. - Prawdopodobnie miał go od urodzenia, ale upadek z konia spowodował rozwój choroby - mówi J. Sztraub.

Dwa dni po wykryciu raka Bartek wylądował na stole operacyjnym w Warszawie. Okazało się, że są już przerzuty do węzłów chłonnych i szpiku kostnego. Wkrótce chłopca czeka kolejna operacja, tym razem lekarze usuną mu część lewej nerki. Od kilku miesięcy rodzina przeżywa prawdziwą gehennę.

Boi się kitla

Raz w miesiącu J. Sztraub jeździ z synem na chemioterapię do kliniki onkologii w Warszawie.

- Tydzień w stolicy, dwa tygodnie w domu i tak bez przerwy - opowiada ze łzami w oczach. - Jestem przy nim dzień i noc, śpię na leżaku ogrodowym, który stoi przy jego łóżeczku. On jest prawie taki sam jak wcześniej, tylko jak widzi biały kitel, to zaczyna płakać.

W warszawskiej klinice na oddziale, gdzie Bartek jest leczony, cały czas przebywa ok. 60 dzieci. W ciągu kilku miesięcy troje z nich umarło. Jednak J. Sztraub wie, że szanse na wyzdrowienie jej syna są spore.

Obawia się tylko, że wkrótce może zabraknąć jej pieniędzy na wydatki związane z leczeniem. - Same dojazdy są bardzo drogie, za każdym razem trzeba mieć co najmniej kilkaset złotych, a to tylko kropla w morzu potrzeb. To dla nas ogromny wydatek. Mamy nadzieję, że znajdą się osoby, które zechcą nam pomóc.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gazetalubuska.pl Gazeta Lubuska