Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Czytelniczka dała się namówić na produkt i teraz żałuje

Dorota Nyk 076 835 81 11 [email protected]
Bronisława Kotwicka kupiła krem, który miał jej pomóc. Cóż, nie ma na nim słowa w języku polskim...
Bronisława Kotwicka kupiła krem, który miał jej pomóc. Cóż, nie ma na nim słowa w języku polskim... fot. Dorota Nyk
Bronisława Kotwicka bije się w piersi. Zaklina, że więcej na prezentację produktów prozdrowotnych już nie pójdzie. - Uwierzyłam im, że coś dobrego kupuję. Namówili mnie - mówi zdenerwowana. Nie ona jedyna się tak nacięła.

Firmy organizujące prezentację różnych przedmiotów, garnków, pojemników, pościeli, kosmetyków, parafarmaceutyków, telefonują i zapraszają dziś każdego. - Czy chce pani zainwestować w swoje zdrowie? - można usłyszeć pytanie już przez telefon. Wszystko co oferują jest wspaniałe i wyjątkowe, ale - co tu dużo mówić - można się bez tego obejść. A poza tym te produkty przeważnie są bardzo drogie.

- Nie każdy jest odporny na metody, jakie się dziś stosuje przy sprzedaży bezpośredniej. Sprzedawcy są przeszkoleni, stosują metody socjotechniki szczególnie działające na osoby dojrzałe, emerytów - mówi rzecznik konsumentów Grzegorz Fijołek. - Nie każdy klient jest tak asertywny, by odmówić sprzedawcy, który bardzo wiarygodnie przekonuje, że to, co sprzedaje, jest niezbędne i poprawi jakość życia. Zwykle ludzie dopiero po kilku dniach zauważają, że te cudowne rzeczy, które kupili, wcale nie są im potrzebne.
Wszystko wskazuje na to, że właśnie to przydarzyło się naszej Czytelniczce Bronisławie Kotwickiej. Dała się zaprosić na spotkanie, na którym miała otrzymać za darmo "drogocenne prezenty medyczne". Poszła razem z koleżanką.

- Zamiast drogocennego prezentu dostałyśmy maleńką próbkę jakiegoś kremu - opowiada rozczarowana. - Poza tym dałam się namówić na krem - maść kojącą na nękające mnie skurcze - Ziołowy ogród. Pan, który mi ją sprzedawał, przekonywał mnie, że z pewnością mi te skurcze po niej przejdą. Zapłaciłam za tę maść 40 zł, koleżanka potwierdziła, że dobrze robię.
W domu okazało się jednak, że maść na skurcze nie pomaga. Pani Bronisława kupiła produkt, na którym nie ma ani słowa w języku polskim. Nie ma żadnej etykietki, nie ma instrukcji, jak tego specyfiku używać.

- Posmarowałyśmy się z koleżanką i męczyłyśmy się przez całą noc, piekło nas i swędziało - opowiada głogowianka. - Nie dość, że się tak źle czułyśmy, to skurcze wcale mi nie przeszły.
Następnego dnia pani Bronisława postanowiła oddać specyfik, uznając, że nie działa on na dolegliwości, na które obiecano jej, że podziała. - Powiedziano mi, że kremu nie przyjmą, bo jest otwarty. Śmieją się ze mnie, że mogę sobie iść do sądu, a nic to nie da - mówi. - Przykro mi, że ta firma reklamuje się, że chce pomóc ludziom. Uważam, że nie jest szczera. Napisałam do niej list, żeby mi i mojej rodzinie nie przysyłała więcej zaproszeń.

W legnickim oddziale firmy "Ogrody Zdrowia", która sprzedaje te produkty, doskonale znają przypadek z Głogowa. - Krem, który został otwarty i trochę zużyty nie podlega reklamacji - usłyszeliśmy od pracownika. - Tłumaczyliśmy to tej pani. Pierwszy raz zdarza się nam taka nieprzyjemna sytuacja.
Nie jest jednak tego taki pewny rzecznik praw konsumenta. - Sprawa jest złożona. Jeśli to rzeczywiście miał być leczniczy specyfik na dane schorzenie - a jednak nie jest, to można się spierać. Klientka może próbować odstąpić od umowy. Z drugiej strony powinno być napisane na ulotce, na jakie schorzenia działa ten krem - mówi.

No tak, tyle, że ulotki nie ma... - Każdy produkt powinien być opisany w języku polskim. Jeśli nie jest, to nie powinien być wprowadzany na rynek - przypomina G. Fijołek. - Być może ta pani powinna się zwrócić do dystrybutora specyfiku. Można też zgłosić skargę do inspekcji handlowej lub farmaceutycznej.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gazetalubuska.pl Gazeta Lubuska