Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Dawid Murek: - Nie wystąpię już w reprezentacji Polski

Robert Gorbat 95 722 69 37 [email protected]
Ma 33 lata, pochodzi z Międzyrzecza. Przyjmujący, 196 cm wzrostu, 100 kg wagi. Kolejne kluby: Piast i Orzel Międzyrzecz (1991-1996), Wkręt-met Domex AZS Częstochowa, Panathinaikos Ateny, Cimone Modena, Jastrzębski Węgiel Jastrzębie Zdrój, PGE kra Bełchatów oraz Tytan AZS Częstochowa. W latach 1997-2008 rozegrał 211 meczów w pierwszej reprezentacji. Mistrz Europy juniorów (1996), mistrz świata juniorów (1997), mistrz Polski (1997 i 1999), zdobywca Pucharu Polski (1998). Żonaty z Dorotą, ojciec Natalii.
Ma 33 lata, pochodzi z Międzyrzecza. Przyjmujący, 196 cm wzrostu, 100 kg wagi. Kolejne kluby: Piast i Orzel Międzyrzecz (1991-1996), Wkręt-met Domex AZS Częstochowa, Panathinaikos Ateny, Cimone Modena, Jastrzębski Węgiel Jastrzębie Zdrój, PGE kra Bełchatów oraz Tytan AZS Częstochowa. W latach 1997-2008 rozegrał 211 meczów w pierwszej reprezentacji. Mistrz Europy juniorów (1996), mistrz świata juniorów (1997), mistrz Polski (1997 i 1999), zdobywca Pucharu Polski (1998). Żonaty z Dorotą, ojciec Natalii. fot. nto
- Nigdy nie wypierałem się swoich korzeni. Międzyrzecz naprawdę dużo dla mnie znaczy, bo tam zrobiłem pierwsze sportowe kroki - mówi 33-letni Dawid Murek, były reprezentant Polski, dziś zawodnik Tytana AZS Częstochowa.

- Wiesz o tym, że Orzeł Międzyrzecz wycofał się z rozgrywek pierwszej ligi?
- Tak, dotarła do mnie ta wiadomość. Jest mi z tego powodu bardzo przykro. Pochodzę z Międzyrzecza i wiem, jak trudno jest wyrwać się z małego miasta, by grać na trochę wyższym poziomie. Działacze najwyraźniej nie poradzili sobie z problemami organizacyjnymi i finansowymi. OK, nie jest to łatwe. Powinni byli jednak zadbać, by na miejscu zostali chociaż najzdolniejsi wychowankowie klubu. Ale nie udźwignęli tego ciężaru.

- W Międzyrzeczu ciągle jesteś kultową postacią. Nie kusiło cię, by w najtrudniejszym momencie pomóc Orłowi rozwiązać problemy swoim autorytetem?
- W kryzysowej sytuacji najwięcej zależy zawsze od działaczy i zawodników. Czyli od postawy drużyny. Gdybym otrzymał zaproszenie do mediacji, na pewno bym je przyjął. W Międzyrzeczu nie ma ważniejszego sportu niż siatkówka. I należało zrobić wszystko, by nie zmarnować 20-letniej tradycji występowania w centralnych ligach. Skoro jednak z kryzysem nie potrafiło sobie poradzić tamtejsze środowisko, to pewno i ja niewiele bym zmienił...

- Często powtarzałeś w publicznych wypowiedziach, że sporo zawdzięczasz dwóm międzyrzeckim klubom: Piastowi i Orłowi. To w nich nauczyłeś się siatkówki...
- Nigdy nie wypierałem się swoich korzeni. Międzyrzecz dużo dla mnie znaczy, bo tam zrobiłem pierwsze sportowe kroki. Druga liga prezentowała 15-20 lat temu całkiem przyzwoity poziom. A ja robiłem wszystko, by grać jak najlepiej i znaleźć się jeszcze wyżej. Udało mi się. Najpierw trafiłem do reprezentacji juniorów, potem seniorów. Miałem też szczęście do dobrych klubów w Polsce, Grecji i Włoszech. Ale wszystko, powtórzę to raz jeszcze, zaczęło się w Międzyrzeczu.

- Wróciłeś do Częstochowy po ośmiu latach przerwy. To będzie twój ostatni klub w karierze?
- W AZS-ie występuję już siódmy sezon. W lipcu skończę 34 lata, więc muszę pomału myśleć o rozstaniu się z ligową siatkówką. Starzy przyjaciele czasem pytają mnie, czy nie zdecyduję się wykonać ostatnich odbić w Międzyrzeczu. Na razie odpowiadam im dyplomatycznie: nigdy nie mów nigdy. Zobaczymy, co przyniesie życie.

- Ponad rok temu, 6 grudnia 2009 roku doznałeś koszmarnej kontuzji w ligowym meczu w Kędzierzynie-Koźlu. W twoim lewym stawie skokowym pękły kości i zostały naruszone więzadła. Miło znów widzieć cię na boisku!
- Cieszę się, że wróciłem do sportu i nadal mogę się bawić siatkówką. Noga już nie puchnie, choć cały czas boli. To był zbyt poważny uraz, by nie pozostał po nim żaden ślad. Gdy wróciłem do treningów, miałem duże obciążenie psychiczne. Ale szybko udało mi się zapomnieć o wszystkich obawach. Dziś normalnie biegam i skaczę, dzięki czemu mogę się koncentrować wyłącznie na graniu.

- Serie kontuzji dręczą ostatnio twojego przyjaciela Sebastiana Świderskiego. Czy jego urazy i twój wypadek nie są efektami nadmiernego eksploatowania waszych organizmów?
- Trudno powiedzieć. Taka kontuzja, jak moja, jest praktycznie niespotykana w siatkówce. Często zdarzają się u nas problemy ze stawami skokowymi, kolanami czy barkami. Ale otwarte złamanie?! Do tej pory takie koszmary najczęściej przydarzały się piłkarzom. Traktuję ten uraz w kategoriach nieszczęśliwego wypadku. Był, minął, więc teraz interesuje mnie tylko przyszłość.

- Potrafisz powiedzieć, jak długo pograsz jeszcze na zawodowym poziomie?
- Na razie jestem pewien dwóch rzeczy: że nie wyjadę więcej za granicę i nie wystąpię już w reprezentacji Polski. Te rozdziały są definitywnie zamknięte. Mecze kadry oglądam tylko w telewizji i oczywiście trzymam kciuki za kolegów. A ile lat jeszcze pogram? Mam nadzieję, że kilka. Jakieś dwa, może trzy. Jeśli Bozia da zdrowie, to powinno się udać. Najbliższym celem jest dla mnie i moich kolegów z Tytana AZS medal tegorocznych mistrzostw Polski.

- Dziękuję.

Zaplanuj wolny czas - koncerty, kluby, kino, wystawy, sport

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gazetalubuska.pl Gazeta Lubuska