Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Debata rolna "GL" i Przedstawicielstwa Komisji Europejskiej w Polsce. Rolnicy rozmawiali o funduszach unijnych na lubuskiej wsi [WIDEO]

staw
W debacie wzięli udział: Stanisław Tomczyszyn, wicemarszałek województwa lubuskiego, Jan Klemt, inicjator projektu „Polska Wieś Europejska”, dyrektor generalny Towarzystwa Inicjatyw Społecznych „Nowy Świat”; Stanisław Myśliwiec, prezes Lubuskiej Izby Rolniczej; Zbigniew Kołodziej, rolnik i przewodniczący Komisji Rolnictwa i Ochrony Środowiska Sejmiku Lubuskiego, Anna Fechner, właścicielka gospodarstwa rolnego Stajnia  Pszczew i Leonarda Mizera, współwłaścicielka gospodarstwa rolnego, Zielomyśl, gmina Pszczew.
W debacie wzięli udział: Stanisław Tomczyszyn, wicemarszałek województwa lubuskiego, Jan Klemt, inicjator projektu „Polska Wieś Europejska”, dyrektor generalny Towarzystwa Inicjatyw Społecznych „Nowy Świat”; Stanisław Myśliwiec, prezes Lubuskiej Izby Rolniczej; Zbigniew Kołodziej, rolnik i przewodniczący Komisji Rolnictwa i Ochrony Środowiska Sejmiku Lubuskiego, Anna Fechner, właścicielka gospodarstwa rolnego Stajnia Pszczew i Leonarda Mizera, współwłaścicielka gospodarstwa rolnego, Zielomyśl, gmina Pszczew. Urszula Baumann
W środę 16 maja, w redakcji „Gazety Lubuskiej” odbyła się debata na temat wpływu funduszy unijnych na lubuską wieś. Dyskusję zorganizowało z nami Przedstawicielstwo Komisji Europejskiej w Polsce

W debacie wzięli udział: Stanisław Tomczyszyn, wicemarszałek województwa lubuskiego, Jan Klemt, inicjator projektu „Polska Wieś Europejska”, dyrektor generalny Towarzystwa Inicjatyw Społecznych „Nowy Świat”; Stanisław Myśliwiec, prezes Lubuskiej Izby Rolniczej; Zbigniew Kołodziej, rolnik i przewodniczący Komisji Rolnictwa i Ochrony Środowiska Sejmiku Lubuskiego, Anna Fechner, właścicielka gospodarstwa rolnego Stajnia Pszczew i Leonarda Mizera, współwłaścicielka gospodarstwa rolnego, Zielomyśl, gmina Pszczew.

Cofnijmy się w czasie do roku, gdy wchodziliśmy do Unii Europejskiej. Jakie Państwo pamiętacie swoje obawy, nadzieje i oczekiwania?

J.K.: - Muszę się przyznać do grzechu. Mimo że byłem zaangażowany w przygotowanie referendum unijne, to miałem duże obawy. Znałem rolnictwo państw zachodnich i byłem przerażony różnicą technologiczną między nami. Bałem się, że nie wytrzymamy konkurencji na wspólnym rynku i to nas zabije. A wykorzystaliśmy te 15 lat modelowo, bo nasze produkty żywnościowe są doskonałe.
S.T.: - Wtedy nie byłem zawodowo związany z rolnictwem, ale mój ojciec był rolnikiem w gminie Brzeźnica, więc z bliska widziałem te zmiany. To był trudne lata, bo rolnictwo padło po reformie Balcerowicza. Nikt nie miał wtedy pomysłu, aby ocalić wieś. W takiej sytuacji zaczęły się negocjacje z Unią i zakończyły sukcesem.
L.M.: - Baliśmy się zmiany. Nie dowierzaliśmy, że wejście do Unii poprawi nam życie. Okazało się jednak, że dzięki dopłatom kupiliśmy więcej ziemi, używany sprzęt i dzięki temu prowadzimy z powodzeniem gospodarstwo do dziś. Uprawiamy zboża, mamy trzodę chlewną, trochę pomidorów.
A.F.: - Wtedy gospodarstwo prowadzili jeszcze rodzice. Bali się, czy zdołają się przystosować do nowych wymagań. Okazało się, że nie jest to takie trudne, a dopłaty obszarowe zmieniły naszą sytuację na plus.
Z.K.: - Działam w samorządzie na rzecz rolnictwa, byłem przez 30 lat sołtysem i prowadzę z synem gospodarstwo w Rozłogach. Znam życie wsi z każdej strony. Przed referendum, zacząłem budować ścieżkę z domu do gospodarstwa i nazwałem ją Krętą Ścieżką do Unii. Tak w przenośni – droga była trudna, ale efekt bardzo pozytywny. Obawialiśmy się zmiany, bo zbyt dużo było niewiadomych. Niedobrym skutkiem wspólnoty była likwidacja gminnych spółdzielni, mleczarni, małych masarni. Unijna polityka rolna spowodowała większe rozwarstwienie wsi – jednym się bardzo dobrze powodzi, innym mniej. Z drugiej strony dopłaty uratowały wiele gospodarstw przed upadkiem.
S.M.: - Obawialiśmy się odbioru ziemi przez Niemców, bo gdy wchodziliśmy do Unii, okazało się, że nie mamy ksiąg wieczystych, a dawni właściciele mieli. Baliśmy się, ż stracimy gospodarstwa, na których pracowali nasi rodzice i my, ale z powodu tych lęków uporządkowaliśmy prawne sprawy. To był plus. Poza tym widzieliśmy postęp w europejskim rolnictwie i to była przepaść technologiczna. Myśleliśmy o tym, że czy damy radę.

Czy w tej chwili przy korzystaniu z funduszy unijnych też widzicie przeszkody, bariery? Co Wam przeszkadza?
Z.K.: - Unia wymusiła na nas zmianę podejścia do produkcji. Najpierw kwotami dopłat i limitami. Były sytuacje, że rolnik płacił kary za nadprodukcję mleka. To były trudne sytuacje. Wmawiano nam na początku, że Unia ma wysokie wymagania sanitarne, których nie mogły udźwignąć np. małe masarnie, a potem się okazało, że to nasi urzędnicy skomplikowali przepisy. Masarnie tego nie przeżyły. Wciąż hamuje nas biurokracja. Teraz pojawiają się potężne problemy w prowadzeniu grup producenckich. Nie są w stanie wypełnić samodzielnie dokumentów, bo są zbyt obszerne i zbyt trudne.

S.M.: – Jest ogromny problem z dostępem rolników do dotacji z powodu braku regionalizacji w ustalaniu kryteriów pozyskiwania funduszy. Te, które pasują na wschodzie Polski, to u nas eliminują na starcie. Powinniśmy lokalnie decydować, według jakich zasad wydać te pieniądze. Podam przykład. Złożyłem wniosek o dofinansowanie hali. Musiałem po zakwalifikowaniu się a jeszcze przed odpowiedzą złożyć projekt i pozwolenie na budowę. Miałem dwa tygodnie czasu. To absurd! I pełno ich jeszcze jest. Nie mówi się o barierach dla rolników, bo samorząd województwa dobrze sobie radzi z wydawaniem unijnych funduszy.

A.F.: - Ja też mam przykład absurdu. U nas w gospodarstwie jest bardzo słaba gleba - 5,6 klasy jakości. Możemy tam uprawiać tylko owies i żyto. Z tego powodu otworzyliśmy sezonową działalność – gospodarstwo agroturystyczne z nauką jazdy konnej. Składałam wniosek na dofinansowanie rozbudowy hali. Nie dostałam, bo mam za słabej jakości ziemię. Takie były kryteria oceny. Trzeba je zmienić na bardziej indywidualne, aby rzeczywiście dotacje były dla nas.

S.T.: - Wiem, że nie jest łatwo, ale chcę podkreślić, że dzięki pieniądzom skierowanym wprost do rolników udało się powiększyć lubuskie gospodarstwa. Mamy ich 20 tysięcy ze średnią 20 ha. I z tą średnią jesteśmy na trzecim miejscu w kraju. Niestety następuje większa centralizacja przy zarządzaniu funduszami i więcej pieniędzy idzie na wschód Polski. Zgadzam się z tym, że fundusze dla rolników powinny być dzielone według kryteriów ustalonych w regionach.

L.M.: - W naszym przypadku też okazało się, że jesteśmy za mali na wykorzystanie dofinansowania. Planowaliśmy budowę wiaty i zrobiliśmy to z własnych środków.

J.K.: - Wciąż biurokracja jest największą przeszkodą. Umiejętności rolników na szczęście rosną. Dorosły młode pokolenia rolników i sobie bardzo dobrze radzą. Przeszkodą w radzeniu sobie z barierami jest za mała integracja rolników. Byłoby im łatwiej, gdyby działali razem. W lubuskim rolnictwie doskonale sobie radzą drobiarze, trzymają się razem. Podam też wspaniały przykład rodziny Madej w gminie Bogdaniec, czterech synów gospodaruje na ziemi, z 30 ha zrobili 1000 ha – to już przedsiębiorstwo. Są liderami.

Na podsumowanie naszej rozmowy, powiedzcie Państwo, jak zmieniły się lubuskie wsie, te w których mieszkacie?

J.K.: - Znam wiele wsi lubuskich. I na pierwszym miejscu stawiam zmiany w infrastrukturze: drogi, kanalizacja, wodociągi. Po wejściu do Unii to był skok cywilizacyjny. Dogoniliśmy Europę. Jest jedno niebezpieczeństwo – wiele dzieci rolników nie chcą przejmować gospodarstw. Rolnictwo wymaga ogromnej wiedzy ekonomicznej i informatycznej.
L.M.: - Mój Zielomyśl jest piękną wsią, z nowymi chodnikami, zadbanymi domami, ogrodzeniami. Kiedyś tonęliśmy w błocie po deszczu. Z drugiej strony, obecnie w naszej wsi pozostało kilka gospodarstw wiejskich. Większość mieszkańców nie uprawia roli. Młodsi wyjechali za granicę bądź podjęli pracę zawodową.
S.T.: - Całe życie mieszkam na wsi, teraz w Chotkowie. Chcę powiedzieć, jak wykorzystaliśmy pieniądze w województwie na rzecz wsi. Odnowiliśmy ponad 270 świetlic, ponad 90 proc. miejscowości ma wodociągi, jest jeszcze trochę problemów z kanalizacją – dochodzimy do 50 proc., wybudowaliśmy ponad 150 obiektów sportowych, dofinansowaliśmy zielone targi, aby tam sprzedawać żywność produkowane przez rolników, odnowiliśmy kościoły, dofinansujemy imprezy kulturalne… Komfort życia na lubuskiej wsi podniósł się niesamowicie. A teraz jeszcze mamy programy pomocowe dla młodych, którzy nie muszą być rolnikami, ale chcą prowadzić działalność gospodarczą.
A.F.: - Pszczew jest piękną miejscowością do życia i odpoczynku. Zmieniła się też struktura wiekowa, u nas jest wielu młodych gospodarzy, którzy zmienili profil działalności. Dzięki temu wieś też się zmieniła.
S.M.: - Na wsiach ubywa rolników, a przybywa mieszkańców z zewnątrz i każda próba np. budowy chlewni kończy się protestem. Rolnik powinien być zgłoszony jako ginący gatunek. Prawo nie chroni miejsca pracy, jakim jest gospodarstwo. Przecież były nawet przypadki skarg na piejącego koguta. Rady gmin decydują o zakazach wywozu obornika w określonych godzinach. Wieś ma być wsią, a nie miastem.
J.K.: - Są nawet zakazy pracy rolników na polu po godzinie 22.00! Bo hałas przeszkadza. A pole nie może czekać.
Z.K.: - Moja wieś po wejściu do Unii zyskaliśmy wodociągi, kanalizację, drogę, plac zabaw, boisko, świetlicę… Inwestycje widać gołym okiem. Z drugiej strony ubywa rolników, zostało nas tylko dwóch – ja i syn.

- Dziękujemy Państwu za udział w dyskusji i życzę sukcesów w waszej działalności.
J.K.: - Ja również dziękuję w imieniu Przedstawicielstwa Komisji Europejskiej w Polsce i zachęcam do głosowania w plebiscycie „Gazety Lubuskiej” - Lubuska Wieś Europejska.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gazetalubuska.pl Gazeta Lubuska