Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Dramat w Żarach. Na głowę dwuletniej dziewczynki spadła dachówka

Janczo Todorow 68 363 44 99 [email protected]
- W chwili wypadku była tu tylko taśma - mówi Daniel Pietrasik, ojciec dwuletniej Kingi
- W chwili wypadku była tu tylko taśma - mówi Daniel Pietrasik, ojciec dwuletniej Kingi fot. Janczo Todorow
W południe mieszkańcy kamienicy przy ulicy Czerwonego Krzyża usłyszeli przeraźliwy krzyk. Gdy wyjrzeli przez okna, zobaczyli matkę, która na rękach trzymała dwuletnią Kingę. Z główki dziewczynki lała się krew...

Czytaj też: Wypadek w Żarach! Ranne dziecko! Dachówką dostało w głowę

Natychmiast przyjechała karetka, którą wezwała sąsiadka. Kinga trafiła do szpitala w Zielonej Górze. Lekarze z oddziału chirurgii dziecięcej zoperowali ją. Życiu dziewczynki nie zagraża już niebezpieczeństwo.
Wypadek wydarzył się w poniedziałek podczas remontu przedwojennej kamienicy, który rozpoczął się dwa tygodnie temu na wniosek inspektora nadzoru budowlanego. Robotnicy zrzucali stare dachówki. Jedna trafiła Kingę w głowę. Według policji, teren prac otoczony był tylko taśmą. Nie było tablic informacyjnych ani ogrodzenia.
Mieszkańcy nie przestają dyskutować na temat wypadku. - A co by dała tablica informacyjna? Czy dwuletnie dziecko umie czytać? - denerwuje się Jadwiga Kozłowska. - To wina matki, która nie dopilnowała dziecka. Dziewczynka wybiegła z domu na podwórko i stało się. Potem za rogiem naszej kamienicy znalazłam plastikową opaskę na głowę. To chyba tej małej.

- Mam dwóch synów, ale cały czas ich pilnuję. Nie dopuszczam, żeby plątali się po podwórku teraz, gdy naprawiają dach. Przecież dachówki rzucali od samego rana, a matka dziewczynki wszystko widziała - dodaje pani Katarzyna.
- Byłem w pracy, kiedy sąsiadka zadzwoniła i powiedziała, co się stało - mówi Daniel Pietrasik, ojciec Kingi. - Od żony dowiedziałem się, że wieszała pranie na podwórku i na chwilę się odwróciła. Wtedy dziecko dostało w głowę. Nie było ani siatek, ani rynny do spuszczania dachówek. Tylko taśmy odgradzające miejsce, gdzie spadały. Dopiero po wypadku pracownicy zrobili z kilku desek prowizoryczne ogrodzenie i założyli tablicę ostrzegawczą.
- Owszem, zrzucaliśmy dachówki, ale od strony ulicy, a nie od podwórka - tłumaczy Andrzej Misiak, właściciel firmy Kejpaks, która remontuje kamienicę. - W momencie wypadku stałem od strony furtki, a nie podwórka, i tam nikogo nie było. Taśma odgradzająca była w dwóch miejscach - na podwórku i na rogu budynku. Na dziecko spadła dachówka z rynny, gdzie jest ich pełno, a nie z tych, co rzucaliśmy. Ubolewam, że tak się stało. Teraz wszyscy jesteśmy w nerwach, przerwaliśmy prace.

- Wieszałam pranie w głębi podwórka. Kiedy szłam już do Kingi, zaczęła uciekać w przeciwną stronę - opowiada Urszula Gera, matka dziewczynki. - Wtedy na główkę spadł jej kawałek dachówki. Całe szczęście, bo gdyby była cała, córka by nie przeżyła. Teraz jest taka nerwowa. W piątek będą jej zmieniali opatrunek i zobaczymy, co dalej. Ale ja tej sprawy nie popuszczę. Będę się domagała odszkodowania, bo na podwórku nie było odpowiedniego zabezpieczenia.
Kamila Zgolak-Suszka, rzeczniczka policji w Żarach, informuje, że w sprawie wypadku prowadzone jest postępowanie. Przesłuchani zostaną świadkowie i matka dziecka.
- Zachodzi duże prawdopodobieństwo, że wykonawca robót remontowych nie zachował należytej staranności. Nie ma jednak obowiązku założenia siatki ochronnej, czy rynny - zaznacza Artur Staszkowian, powiatowy inspektor nadzoru budowlanego.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gazetalubuska.pl Gazeta Lubuska