Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Dzieci z pokolenia laptopów i tabletów interesują się książką i chodzą do biblioteki

oprac. (zeb)
Jeśli spojrzeć zaś na poziom czytelnictwa w Polsce (63 proc. osób nie miało w ręku książki przez cały poprzedni rok!), to należy się zastanowić, dokąd ten świat zmierza - pisała studentka z Gorzowa
Jeśli spojrzeć zaś na poziom czytelnictwa w Polsce (63 proc. osób nie miało w ręku książki przez cały poprzedni rok!), to należy się zastanowić, dokąd ten świat zmierza - pisała studentka z Gorzowa fot. pixabay.com
Jak pokolenie smartfonów ma się zainteresować książką z wyblakłym pismem? - zapytała na na naszych łamach studentka z Gorzowa. I posyłały się gromy... Oto listy w tej sprawie.

Po przeczytaniu artykułu „Chłopcy z placu broni - biblioteka kontra smartfony” długo zastanawiałam się, czy napisać jakiś komentarz, czy jest sens. Uznałam, że nie mogę jednak tak nierzetelnego, nieprofesjonalnego i szkalującego tekstu zostawić bez sprostowania. Odniosę się przede wszystkim do pierwszej jego części, w której autorka odnosi się do praktyk w szkole i pani bibliotekarki (co tak naprawdę nie ma nic wspólnego z założonym przez panią K. T. tematem).

Zacznę od tego, iż jestem mamą tego dziecka, które czytało Tolkiena i które wcale nie nazywa się Kamil i nie ma 11 lat. Nie wiem, czy autorka artykułu bała się napisać prawdziwe dane, bo nie uzgadniała tego z rodzicami, czy dlatego, że tak naprawdę nie wiedziała, jak ma na imię i ile ma lat i to po prostu zmyśliła. Fakt jest taki, że pani studentka napisała nieprawdę. Podobnie rzecz się ma z pozostałymi informacjami, które znajdują się w artykule. Do szkoły nie chodzi 320 uczniów, a 340 (...).

Przede wszystkim jednak kłamstwem są wszystkie słowa, które autorka napisała o pani bibliotekarce. To właśnie dzięki niej mój syn zaczął kochać bibliotekę i czytanie. To ta pani tak wspaniale rozwinęła bibliotekę szkolną, iż przestała ona świecić pustkami, zorganizowała koła biblioteczne, przedstawienia, wyjścia do innych bibliotek na warsztaty. To ta pani bibliotekarka w ubiegłym roku przeprowadzała projekt, dzięki któremu szkoła wzbogaciła się o ogromną ilość nowych książek, których lista zresztą wisiała w holu szkoły i można było się z nią zapoznać (były to nowe wydania, nowych książek - nie z końca XX wieku). To wreszcie ta pani bibliotekarka przeprowadzała różne akcje, robiła gazetki, które zachęcały dzieci do przeczytania nowych pozycji książkowych, pani, która ma wieloletnie doświadczenie zawodowe i nie ma znaczenia, że wcześniej uczyła biologii, ważne, iż teraz wspaniale realizuje się na swoim stanowisku. Mój syn ją uwielbia, podobnie jak wiele innych dzieci w szkole.

Gdyby pani praktykantka pokusiła się o przeprowadzenie ankiety czy wywiadu z uczniami i rodzicami przed napisaniem tego artykułu, to uzyskałaby całkiem inny obraz, obraz prawdziwy. Nie ten, który zaobserwowała w ciągu 60 godzin praktyki (biblioteka jest otwarta 30 godzin tygodniowo), na dodatek we wrześniu. Jak można napisać rzetelny i prawdziwy artykuł o pracy w szkolnej bibliotece po tak krótkim czasie? Nie można. Pani K. T. przyszła się uczyć, ale nic z tej nauki nie wyciągnęła. Przecież szkoła funkcjonuje 10 miesięcy, a nie dni. Ponadto na początku roku szkolnego biblioteka była zamknięta dla uczniów, gdyż pani bibliotekarka (jak każda bibliotekarka w kraju pracująca w szkole podstawowej i w gimnazjum) musiała wypełniać swoje obowiązki związane ze skatalogowaniem i wypożyczeniem zestawów podręczników uczniom całej szkoły. Nie dziwne więc, że wtedy nie było dzieci w bibliotece szkolnej. O tym chyba autorka artykułu zapomniała napisać, bo przecież o tym wiedziała. Wiedziały też o tym dzieci i rodzice, gdyż taka informacja była na drzwiach biblioteki. Trudno, by przy takich czynnościach w bibliotece panował idealny porządek. Pani K. T. wykazała się brakiem znajomości funkcjonowania szkoły, a szczególnie szkolnej biblioteki we wrześniu. Ponadto zapomniała lub nie wiedziała, iż działalność biblioteki nie opiera się tylko na wypożyczaniu dzieciom książek, które chciałyby przeczytać, ale na wielu innych czynnościach i zadaniach.

Jak dla mnie autorka tego artykułu specjalnie napisała nieprawdę o pani bibliotekarce, szkalując ją, gdyż miała do niej jakiś osobisty żal. Świadczyć o tym może lekceważący sposób pisania o pani bibliotekarce, jak o koleżance, bez szacunku, który się jej należał, chociażby dlatego, iż była opiekunką praktyki, osobą starszą od autorki artykułu i nauczycielem o większym doświadczeniu. Profesjonalni autorzy artykułów nigdy by nie popełnili takiej „gafy”. Może to przez młody wiek pani K. T., a może z innych powodów, ale ten artykuł przekazuje same kłamstwa. Jako rodzic ucznia, który się tam uczy, uważam, że szkole, a przede wszystkim pani bibliotekarce należą się przeprosiny ze strony autorki (...).
Mama ucznia czytającego Tolkiena

„(...) Pani K.T. wypowiada się niepoprawną polszczyzną, robi zatrważające błędy składniowe, stylistyczne i leksykalne. Zastanawiające jest, że podobno studiuje polonistykę. Przykład:

„Otóż, problem czytania dzieciaków w naszym regionie.” Ten „koszmarek” zdaniem na pewno nie jest, stylistycznie odbiega od normy językowej. Zdanie „Mentalnie rwałam włosy z głowy” nie było śmieszne. Co to ma być? Metafora? A może nazwijmy rzeczy po imieniu – idiotyzm? I dalej „masakra”, „badziewie”, „bajzel” to takie słówka z tabloidów.

Niepoprawny język pani K.T. to jedno, ale informacje „wyssane z palca”, konfabulacja i infantylność wypowiedzi zamiast rzeczowego, merytorycznego dyskursu to drugie. Czy modne stało się szkalowanie nauczycieli, pisanie nieprawdy? Kłamstwem jest np., że „na przerwie do biblioteki zagląda 2-3 uczniów”, że „biblioteka pogrąża się w czarnej dziurze braku informacji i przygotowania pani bibliotekarki.” To pomówienia!

Nieprawdziwe są też informacje dotyczące omawianych lektur. Widać, że pani K.T. jest ignorantem, a nie praktykiem. Jakim człowiekiem jest pani K.T, jeżeli mówi: „zewnętrznie oczywiście uśmiechałam się i przytakiwałam”? Dlaczego nie miała odwagi porozmawiać? To tchórzostwo? A może cynizm wobec ludzi, którzy przyjęli ją na praktykę? A może uprzedzenia, nienawiść wobec konkretnej osoby?

Dlaczego pani K.T. nie czyta fachowych publikacji zanim zacznie wygłaszać opinie? Dysleksja i dysortografia nie „zależy od poziomu czytelnictwa wśród dzieci”. Jest parę koncepcji przyczyn dysleksji m.in. genetyczna, psychogenna, organiczna, itd. Wywody pani K.T. nie mają podstaw naukowych (...)”.
Blanka Herudzińska

„W związku z opublikowaniem moich luźnych refleksji nad stanem czytelnictwa w Polsce i w Gorzowie, zatytułowanym przez „Gazetę Lubuską” - „Chłopcy z placu broni - biblioteka kontra smartfony” - pragnę poinformować, że tekst podpisany moimi inicjałami nie był przeznaczony do wydrukowania. Miał służyć zainspirowaniu dziennikarzy „Gazety Lubuskiej do napisania rzetelnego tekstu na temat stanu czytelnictwa i zaopatrzenia bibliotek w Gorzowie, był zaledwie zbiorem luźnych, chwilami przerysowanych myśli na ten temat. Moim celem było zwrócenie uwagi na problem czytelnictwa, a nie obrażenie lub w jakikolwiek inny sposób urażanie uczuć osób, które poczuły się tym „artykułem” wywołane do tablicy. Nie miałam świadomości, że wysłanie tekstu do redakcji zostanie potraktowane jako zgoda na jego opublikowanie, dlatego bardzo przepraszam osoby, które poczuły się bezpośrednio dotknięte.
K. T., studentka filologii polskiej w Gorzowie

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gazetalubuska.pl Gazeta Lubuska