Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Ekologiczne oszołomy i pasztet z bobra

Dariusz Chajewski 68 324 88 79 [email protected]
Andrzej Jermaczek ma 53 lata, z wykształcenia jest biologiem. To założyciel i wieloletni prezes Lubuskiego Klubu Przyrodników. Hobby - praca.
Andrzej Jermaczek ma 53 lata, z wykształcenia jest biologiem. To założyciel i wieloletni prezes Lubuskiego Klubu Przyrodników. Hobby - praca. fot. Paweł Janczaruk
- Nigdy nie przykułem się do drzewa i nie wiedziałem takiej potrzeby. Ale słyszałem określenia "oszołom" - mówi Andrzej Jermaczek ze Świebodzina, założyciel i wieloletni prezes Lubuskiego Klubu Przyrodników.

- Czy ekolog dumny jest z tego, że mieszka w Lubuskiem?
- To chyba nie jest trudne? Oczywiście pod względem atrakcyjności terenu nie możemy się równać z górami, ale połowa powierzchni zajęta przez lasy swoje robi. Doliny Odry, Warty i Obry z jeziorami, do tego wyjątkowe ekosystemy podmokłe, buczyny, fragment Borów Dolnośląskich i jeszcze unikat w skali Europy, czyli Park Narodowy Ujście Warty...

- A czy inni Lubuszanie też odczuwają satysfakcję? Jak współpracuje się z urzędnikami, politykami...?
- Przyroda jest, niestety, pod nieustającą presją, co chwila pojawiają się kosmiczne pomysły w rodzaju budowy kopalni węgla brunatnego. Na szczęście, od pewnego czasu mamy sojusznika w postaci Unii Europejskiej i kilku wspólnotowych dyrektyw. W przypadku kolizji, konieczności obrony przyrody, mamy już dokąd się odwołać.

- Słyszałem określenie, że jest pan pierwszym lubuskim ekologiem. Co można zapisać po stronie sukcesów przyrodników?
- Z pewnością obecną sieć obszarów sieci Natura 2000. To, co proponował rząd, było skandalicznie niewystarczające. Przyczyniliśmy się do tego, że przyjęto formułę znacznie bardziej odpowiadającą potrzebom przyrody. Sukcesy to także coraz skuteczniejsza ochrona ginących mokradeł czy muraw kserotermicznych. Dziś wielu wydaje się to nieważne, ale wierzę, że przyszłe pokolenia to docenią.

- Z obecną generacją różnie bywa. Słychać określenie "ekoterroryści".
- Niezasłużone. Czy o policjantach, którzy pilnują litery prawa, też tak się mówi? My właśnie pilnujemy poszanowania prawa. Jednak wszędzie, gdzie to możliwe, jesteśmy otwarci na dyskusję. Przykładem może być nasza współpraca z leśnikami, początkowo bywała bardzo szorstka, obecnie coraz częściej coś wspólnie tworzymy. Dziś także drogowcy często sami proszą o konsultacje jeszcze na wstępnym etapie inwestycji. O to warto walczyć i narażać się na rozmaite niepochlebne określenia. Bo też słyszałem na przykład takie, jak... oszołom.

- W tle stoją pieniądze.
- Walka o środowisko naturalne jest czysta. Jednak w tle rzeczywiście coraz częściej pojawiają się pieniądze. Na inwestycje jest ich znacznie więcej niż kiedyś, jest ich też więcej na ochronę przyrody, choć tu nie zawsze racjonalnie są wydawane. W efekcie wciąż nie mamy rzetelnie zinwentaryzowanej przyrody, a od tego przecież zależy choćby rozsądne i zgodne z literą prawa planowanie inwestycji.

- Ale z bycia ekologiem można żyć?
- Z ochrony przyrody można żyć. I nic w tym dziwnego, wszak Unia uznaje ją za jeden z priorytetów. Mimo to, brakuje nam wciąż kompetentnych, wykształconych w tym kierunku specjalistów. Wielu ludzi nazywa siebie ekologami, jednak często są to szukający poklasku szarlatani.

- Przykuwał się pan kiedyś do drzew?
- Nigdy i nie widzę takiej potrzeby. Jednak często ironizując krzywdzimy robiących to młodych ludzi. Widać, że mają jakieś idee, że na czymś im zależy i są gotowi do poświęceń. A przecież to tych właśnie cech brakuje współczesnym Polakom.

- Nie brakuje panu trochę tych pionierskich czasów, gdy to była walka z wiatrakami?
- Walkę z wiatrakami to mamy dopiero dziś. A dawnych czasów oczywiście brakuje, ale raczej na zasadzie, że były to dni młodości. Czasy, gdy wokół było tyle przyrodniczych białych plam, a niektóre okolice, tuż za rogatkami naszych miast, odkrywało się jak Afrykę. Teraz wszystko zaczyna być uporządkowane, ponumerowane. Kiedyś rzeczywiście więcej było romantyki.

- Czasem zbyt dużo. Jako przykład tego, że możemy dać się ponieść ekologicznej fantazji, podawane są bobry, które ponownie osiedliliśmy w naszym regionie i teraz mamy pasztet.
- Często słyszymy o zasadzie zrównoważonego rozwoju. Tymczasem w naszym kraju mamy 40 milionów ludzi i 20 tysięcy bobrów. Czy to naprawdę bobry zagrażają człowiekowi, czy może jest odwrotnie? No i mówiąc o bobrach, zwykle zapominamy o korzyściach, jakie nam przynoszą. W programy małej retencji co roku inwestujemy miliony, a przecież bobry robią to wszystko znacznie sprawniej i na dodatek bezpłatnie.

- Ładnych kilka lat temu ówczesny premier Brandenburgii proponował, aby z naszego regionu zrobić zielone zaplecze Berlina...
- ... i obruszyliśmy się, że Niemcy chcą z nas zrobić skansen. Gdybyśmy wówczas podeszli do tego inaczej, być może dziś, jak wiele regionów w Europie, żylibyśmy z turystyki. Ale na przeszkodzie stanęły fałszywe ambicje, zaściankowość, niedocenianie faktu, że przyroda jest coś warta. Pewnie nie warto być skansenem Europy, ale niewykorzystanie bliskości wielomilionowej aglomeracji berlińskiej i tego, co się ma najcenniejszego, to już zupełnie inna sprawa.

- A jak nasz region będzie wyglądał za kilka, kilkanaście lat?
- To w znacznym stopniu zależy od nas. Żyjemy w czasach przełomowych, futuryści mówią, że od tego, w jakim kierunku teraz pójdziemy, zależy przyszłość wielu kolejnych pokoleń Polaków. Jeśli nie zmienimy sposobu myślenia o przyrodzie, o drogach rozwoju, energetyce, staniemy się rzeczywiście skansenem Europy. Skansenem na pustyni.

- Dziękuję.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gazetalubuska.pl Gazeta Lubuska