Janusz Postek, emerytowany strażak z Gubina, przechodził obok lokalu wyborczego kilkakrotnie. Nie wszedł, gdyż postanowił tak znacznie wcześniej.
- To taki mój mały protest - mówi. - Nie wierzę w polityków. Nie wierzę w to, że potrafią myśleć o prywacie. Ludzie interesują ich tylko przed wyborami. Później nagle zapominają i bliższa im jest ich partia, ich lider...
Przyszli z przyzwyczajenia
Rodzina Wolskich przyszła na wybory w komplecie. Jak z dumą mówi ojciec Henryk zmusili nawet syna, który na wybory się nie kwapił.
- Powiedziałem, że dopóki z nami mieszka musi słuchać nas w pewnych sprawach - śmieje się. - I zrobił to dla świętego spokoju.
Przed lokalem wyborczym w Gubinie rozmawiamy z głosującymi. Dlaczego głosują? Z reguły pojawia się zdanie o... poczuciu obowiązku i o... przyzwyczajeniu. Bo zawsze chodzili. I tym razem nie znali kandydatów, ani programu. Ważniejsze było dla nich ugrupowanie.
- A ja nie głosuję, bo... mogę - reaguje przysłuchujący się rozmowie pan Kazimierz (nazwisko znane redakcji). - Przez tyle lat głosowałem ze strachu, że skoro teraz nie muszę i nie mam do tego przekonania, po co mam to robić.
Efektów nie lubią
Gubinianie są przekonani, że frekwencja będzie mizerna. I w ich mieście, i w Polsce. Zresztą za zachodnią granicą także. Niemcy sami nie wierzą, że powtórzą wynik sprzed roku, gdy frekwencja u nich osiągnęła 45 proc.
- Już południe, a my jeszcze nie wiemy, czy pójdziemy na wybory, czy też nie - tłumaczą Mirosława Poniewiera i Kinga Rutkowska.- Dlaczego? Bo kandydaci są nam zupełnie nieznani, nie wiemy o co mogliby walczyć w naszym interesie...
W Gubinie także coraz mniej jest ludzi bezgranicznie zauroczonych Unią. Może dlatego, że na ich oczach w gruzach padł projekt euromiasta, o którym słyszeli od 1996 roku. Wówczas dużo mówiono o przyjaźni, współpracy, przełamywaniu stereotypów. Jednak otwarcie także przyznawano, że chodziło o pieniądze, przede wszystkim łatwiejsze pozyskiwanie funduszy pomocowych. Miało być konkretnie, ale gubinianie twierdzą, że efektów nie widzą.
To było marzenie
Zgodnie ze scenariuszem projektu "Podwójne miasto Guben-Gubin" w 2004 r. miały powstać liczne małe i średnie przedsiębiorstwa, w 2007 powołać miano regionalne stowarzyszenie rozwoju, sieć przesyłania danych i wspólna komunikacja miejska. W roku 2010 rozpocząć miały pracę transgraniczne urzędy pracy, a w roku 2030 miały wyrównać się wynagrodzenia... Ponieważ część wizji już się nie sprawdziła gubinianie zakładają, że cały ten pomysł był tylko czyimś marzeniem.
- A my już zawsze będziemy ubogim krewnym nawet tych biednych Niemców ze wschodnich krajów związkowych - dodaje Marcin Myszkowski.
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?