Mieszkali przy ul. Kwiatowej, byli małżeństwem od 10 lat, dzieci nie mieli. Żyli z rent inwalidzkich, w domu im się nie przelewało. Kłopoty materialne czasem wywoływały sprzeczki, ale nie powodowały awantur domowych.
To był dobry człowiek
On miał kłopoty ze zdrowiem, leczył się w poradni przeciwbólowej, brał też leki uspokajające. - Byli idealnym małżeństwem, pan Marek nie był agresywny. Był bardzo opiekuńczy dla żony, pomagał jej. Ale był taki trochę dziwny, czuł się stale zagrożony - zeznała na procesie jedna z sąsiadek.
Nic złego o nim nie powiedzieli terapeuci z warsztatów terapii zajęciowej, na które mężczyzna chodził razem z żoną. - To był dobry człowiek, nic nie wskazywało, że może zrobić żonie krzywdę - zeznali na procesie.
Nie wie, dlaczego
14 stycznia tego roku wieczorem żona poszła do łóżka. On kręcił się po mieszkaniu, żona prosiła, aby też się wreszcie położył. Wcześniej włożył pod poduszkę nóż i pilnik.
Uderzył śpiącą żonę nożem w szyję, a potem pilnikiem zadał kilka śmiertelnych ciosów w głowę. Nie wezwał pogotowia, sąsiedzi niczego nie słyszeli. Dopiero gdy patelnią wybił okna w mieszkaniu, wezwali policję. - Nie wiem, dlaczego ją zabiłem, kochałem żonę - zeznał w śledztwie.
Cztery miesiące przebywał na obserwacji psychiatrycznej. Nie stwierdzono u niego choroby psychicznej ani upośledzenia umysłowego, jedynie uzależnienie od leków uspokajających. Na procesie przyznał się do winy, odmówił składania wyjaśnień. W poniedziałek Sąd Okręgowy w Gorzowie skazał go na 25 lat wiezienia. Wyrok jest nieprawomocny.
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?