Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Grypa w internecie - sieć też może kichać i mieć gorączkę

(map)
fot. Archiwum
Przynajmniej tak było na wiosnę tego roku, kiedy informacje o wykryciu nowego i szczególnie zjadliwego szczepu wirusa A/H1N1 - tzw. "świńskiej grypy" obiegła świat i wywołała prawdziwą e-panikę. Porównania do niesławnej "hiszpanki", wywiady z lekarzami i wszelkiego rodzaju pytania i rady zalały internet.

Epidemia grypy w internecie polega między innymi na... pisaniu o niej. W portalach, serwisach, na forach i w blogach. Zaczyna się jak każda prawdziwa infekcja - od pierwszego artykułu (wirusa), który rozprzestrzenia się bardzo szybko, dzień po dniu namnaża do olbrzymich rozmiarów kilku tysięcy tekstów, cytowań itp. (nie licząc komentarzy!).

Co ciekawe - firma Google postanowiła to wykorzystać i stworzyć swoiste narzędzie do oceniania natężenia grypy panującej na danym obszarze na podstawie zagregowanych haseł związanych z tą chorobą, wpisywanych w wyszukiwarkę przez użytkowników. Po porównaniu wyników obliczeń z danymi statystycznymi dotyczącymi realnej zachorowalności na tym samym obszarze okazało się, że się owe dane mocno się... pokrywają!

Dlatego też Google udostępniło serwis o nazwie Google Flu Trends (http://www.google.org/flutrends/), w którym można śledzić, jak kształtuje się poziom "zagrypienia internetu" w danym kraju, więc jednocześnie - jeśli wierzyć metodologii Google - prawdziwy poziom zagrożenia epidemią (dla Polski trzeba kliknąć na mapce świata w kontur naszego kraju - wówczas zobaczymy specjalny wykres porównujący obecny google'owy stan epidemiologiczny z latami ubiegłymi).

Znaczna ilość pisanych tekstów, czy wpisywanych w wyszukiwarki pytań to dopiero "lekki stan podgorączkowy internetu". A co znacząco podwyższa temperaturę i powoduje kichanie sieci?

Wirusy w mailach o grypie

Cyberprzestępcy zawsze wykorzystują zwiększone zainteresowanie społeczności jakimś tematem. Preparują wówczas specjalne strony internetowe oraz wysyłają ogromne ilości spamu, w którym zachęcają do ich odwiedzania. Strony te czasem zawierają jedynie reklamy, (gorzej, gdy wypełnione są niepożądanymi treściami, np. pornografią). W najgorszym przypadku witryny te zawierają złośliwe oprogramowanie. Jeśli nie posiadamy uaktualnionych antywirusów i zapór ogniowych, możemy zainfekować swój komputer wirusami, trojanami, keyloggerami, snifferami i innym paskudztwem, które zacznie psuć pliki, wykradać hasła i numery kart kredytowych, spamować z naszego konta pocztowego, podmieniać strony które przeglądamy i wykorzystywać nasz komputer do ataku na inne strony czy serwisy internetowe. Tego typu złośliwe oprogramowanie przysyłane jest również bezpośrednio w mailach. Zainfekowany komputer - jeśli od razu nie zostanie wyleczony - prędko zainfekuje inne, a na dodatek możliwe że zachoruje tak ciężko, że tylko formatowanie wszystkich dysków będzie mogło mu pomóc.

Cyberoszuści są bezwzględni - do takich celów wykorzystywali 4 lata temu huragan Katrina, który zniszczył Nowy Orlean, wybór Baracka Obamy na prezydenta Stanów Zjednoczonych w ubiegłym roku, kryzys gospodarczy, różnego rodzaju święta, czy nawet tsunami które pod koniec września br. nawiedziło archipelag wysp Samoa na Oceanie Spokojnym. Wykorzystali również do swych celów majową e-panikę spowodowaną świńską grypą - dlaczegóżby zatem mieli nie wykorzystać obecnej?

No dobrze - tu już mamy prawdziwą gorączkę i nawet kichanie od cybergrypy. Ale co nas rozłoży w łóżku?

E-grypa, czyli grypowe przeciążenie sieci

Jest to sytuacja wieszczona już od ponad tygodnia na różnych stronach www - a mianowicie założenie, że gdy epidemia grypy "uziemi" spora liczbę osób w domach, te - zamiast uczyć się lub pracować (czy leżeć i pocić się w łóżkach) - zaczną buszować po internecie. Czyli eksplorować serwisy audio i wideo, ściągać pliki, produkować ogromne ilości wpisów na forach, blogach, portalach i serwisach. Dołóżmy do tego tych, którzy z lekką grypą lub z lęku przed nią pozostaną w domu i będą pracować zdalnie. Doliczmy także dzieci i młodzież, która spędzi dziesiątki godzin przy różnego rodzaju grach online. Konsekwencją tego wszystkiego (według niektórych analityków) może być "zapchanie" się sieci, a jeśli natężenie ruchu będzie naprawdę duże - również przeciążanie niektórych jej punktów. Sieć oczywiście przekaże ruch na inne węzły, które przejmą wówczas obowiązki przeciążonego... I same mu ulegną. Nastąpi więc lawinowe przeciążenie internetu - a co za tym idzie - prawdopodobnym stanie się kolejny globalny kryzys spowodowany tym razem znacznym zwolnieniem internetu, utratą, utrudnieniem lub znacznym opóźnieniem w dostępie do danych, informacji (w tym - ekonomicznych, bankowych, różnego rodzaju transakcji, przelewów itp.) i nieuniknionymi w tej sytuacji wielomiliardowymi stratami.

Oczywiście to skrajnie czarny scenariusz, w zupełności wpisujący się w e-panikę. Scenariusz, który najprawdopodobniej nigdy się nie zdarzy. Na dodatek spełnia rolę wirusa e-grypy, który być może spowoduje pytania na forach, odniesienia cytowania... Jednym słowem - "posieje" kolejnymi grypopochodnymi treściami.

Ale dobrze mieć w pamięci te konsekwencje grypy dla internetu. I gdy już zachorujemy - uczciwie leżmy w łóżku, zamiast prątkować w sieci.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gazetalubuska.pl Gazeta Lubuska