Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Hamilton rozbił bolid tuż przed metą

(ppp)
fot. Archiwum
Przed Grand Prix Włoch liczyliśmy na dobry występ Roberta Kubicy. Niestety, znów dopadł go pech i Polak nie ukończył wyścigu. Wspaniale zaprezentowali się natomiast kierowcy Brawn GP.

Nasz rodzynek w najsłynniejszym cyklu wyścigowym na świecie zaczął fatalnie już podczas kwalifikacji. Tor Monza od początku mu nie sprzyjał, bo drugą serię musiał ukończyć z powodu awarii silnika. To spowodowało, że startował dopiero z 13. pozycji.

Ale Kubica ruszył świetnie. Szybko przebił się na dziesiąte miejsce, a chwilę później zdołał jeszcze wyprzedzić Sebastiana Vettela. Prawie wszystko wskazywało na to, że Polak może powalczyć o punkty. Prawie, bo w zamieszaniu na początku wyścigu, któryś z kierowców uszkodził mu lekko przedni spojler i mimo że krakowianin mógł jechać, sędziowie nakazali mu zjechać do boksu na wymianę nosa. Na Monzie taka wizyta jest bardzo długa i Kubica wyjechał na ostatniej pozycji. Kilka okrążeń potem zrezygnował z dalszej rywalizacji.

Tymczasem pierwszą pozycję obronił Lewis Hamilton, na drugą wskoczył Kimi Raikkonen, który dzięki KERS-owi wyprzedził drugiego na starcie Adriana Sutila. Tymczasem bolidy Brawn GP były tuż ,tuż, bo szybko, i Rubens Barrichello i Jenson Button poradzili sobie z Heikki Kovalainenem. Czwarta pozycja tego pierwszego i piąta Brytyjczyka okazała się w końcowym rozrachunku doskonała. Dlaczego? Bo obaj kierowcy Brawn GP mieli bardzo mocno zatankowane bolidy, dzięki czemu ich taktyka była jasna - jeden zjazd do boksu na dotankowanie i zmianę opon. Hamilton, wraz z Raikkonenem i Sutilem mogli jedynie liczyć na to, ze zdołają wypracować sobie wystarczającą przewagę, aby uciec rywalom. Tymczasem Barrichello i Button, owszem tracili, ale nie na tyle, aby dać sobie odjechać. Po pierwszych wizytach u mechaników prowadząca trójka jeszcze utrzymała pozycje, ale po drugich bolidy Brawn GP były już na czele. Jeszcze aktualny mistrz świata miał szansę doścignąć przynajmniej Buttona, bo z pit stopu wyjechał tuż za nim. Pędził jak wariat i na ostatnim okrążeniu przesadził. Na jednym z zakrętów wykręcił "bączka" i rozbił bolid, żegnając się w ten mało chwalebny sposób z matematycznymi szansami obrony tytułu.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gazetalubuska.pl Gazeta Lubuska