Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Hania kontra rak. Na razie jest 1:0. Dziewczynka się nie poddaje!

Tomasz Rusek
Tomasz Rusek
Hania (z prawej) podczas zabawy z siostrą Julią. Siostra to jej ukochana towarzyszka zabawa
Hania (z prawej) podczas zabawy z siostrą Julią. Siostra to jej ukochana towarzyszka zabawa archiwum rodzinne
Hania Fijak z Drezdenka walczy z rakiem mózgu. Pierwszą, wielką bitwę już wygrała - udało się wyciąć nowotwór. Także dzięki Wam. Jednak wojna będzie trwać jeszcze cały ten rok.

O półtorarocznej Hani z Drezdenka i jej heroicznej walce z rakiem piszemy w „GL” regularnie od jesieni zeszłego roku. To wtedy tata dziewczynki - strażak Paweł Fijak - zwrócił się do Czytelników z dramatyczną prośbą: - Pomóżcie nam zebrać 330 tys. zł na operację w Wiedniu. To jedyna szansa dla mojej córki.
Udało się - dzięki ogólnopolskiemu zrywowi gigantyczną sumę zebrano w siedem godzin!

Zabawa jest trochę jak rehabilitacja

Obecnie Hania jest w rodzinnym Drezdenku. Spędza czas z rodziną już od świąt. Ma przerwę w leczeniu. O tym, co przeszła, przypomina łysa, poraniona główka z bliznami. Jednak na twarzy ma w końcu uśmiech. I nareszcie zachowuje się jak dziecko w jej wieku: chodzi, bawi się, psoci, szaleje z siostrą Julką.

Te zabawy mają też cech

Hania (z prawej) podczas zabawy z siostrą Julią. Siostra to jej ukochana towarzyszka zabawa
Hania (z prawej) podczas zabawy z siostrą Julią. Siostra to jej ukochana towarzyszka zabawa archiwum rodzinne

y rehabilitacji. Hania ma lekki niedowład lewej nogi i ręki. Tymczasem, bawiąc się z siostrą, ćwiczy obie kończyny „przy okazji” np. wyrywania sobie zabawek. Poza tym obecność siostry ma na nią dosłownie zbawienny wpływ. Widać to nawet po wynikach. Gdy jakiś czas po zabiegu Julia przyjechała do Hani do Wiednia, wszystkie wskaźniki wyczerpanej Hani z miejsca się poprawiły!
Rodzice dziewczynki opowiadali o tym w piątek podczas spotkania u wojewody Władysława Dajczaka. Przyjechali na nie tylko z Julką.
- Gdzie Hania? - pytaliśmy.
- Została w domu z dziadkami. Staramy się by nie złapała żadnego przeziębienia. W jej przypadku mogłoby to być niebezpieczne - tłumaczyli rodzice.

Wydatki na leczenie będą gigantyczne

Fijakowie są pełni optymizmu i nadziei. Bo wycięty w zeszłym roku guz mózgu jest dla nich i dla ich córki Hani jak pierwsza, wielka, wygrana bitwa z rakiem. Jednak wojna cały czas trwa. - 18 stycznia wracamy do Wiednia, a dzień później Hanię czeka badanie rezonansem. Jest bardzo ważne, bo ma pokazać, czy i jak zachowuje się guz po wycięciu - wyjaśniają rodzice dziewczynki.
No i już wiedzą, że cokolwiek wyjdzie podczas badania, Hanię i ich cały czas czeka długi bój. Całoroczny. - Wyliczono nam, że koszty leczenia na 2018 r. wyniosą 67 tys. euro. Zostało nam jeszcze 230 tys. zł, więc prawie mamy tę kwotę uzbieraną. Liczymy, że brakujące pieniądze zbierzemy już niedługo. Zaraz zaczniemy akcję. Już powinny być gotowe ulotki, w których prosimy darczyńców o przekazanie jednego procenta podatku na leczenie Hani - powiedział nam P. Fijak.

Gdyby nie ten upór, byłaby wielka rozpacz

Mama dziewczynki w rozmowie z reporterem nie miała wątpliwości, że Hania żyje dzięki ich uporowi i ludziom dobrej woli. - W Polsce lekarze powiedzieli nam wprost, że nie da się jej pomóc i że mamy się szykować na jej pożegnanie. Że nie przeżyje. Pewnie więc, gdyby nie nasz upór i cała akcja zbiórki pieniędzy, dziś byśmy rozpaczali, zamiast czekać na badanie rezonansem - mówiła pani Natalia.

Oboje z mężem w piątek, podczas wizyty u wojewody, wyglądali na speszonych obecnością dziennikarzy. - Nie sądziliśmy, że tylu was będzie. Nie wiedzieliśmy, że tyle osób trzyma kciuki i że jest takie zainteresowanie - uśmiechali się.
No właśnie. Uśmiechali. Widać po nich, że ostatnie miesiące były ciężkie, ale nadzieja dodaje im sił. - Nasze córki są dla nas najważniejsze. Zrobimy wszystko, by były zdrowe i szczęśliwe - dodali.
Nie wolno się poddawać. Trzeba walczyć do końca.

No właśnie. Uśmiechali. Widać po nich, że ostatnie miesiące były ciężkie, ale nadzieja dodaje im sił. - Nasze córki są dla nas najważniejsze. Zrobimy wszystko, by były zdrowe i szczęśliwe - dodali.
I choć sami mają wiele na głowie, zaapelowali za pośrednictwem „GL” do rodziców chorych dzieci, by się nie poddawali. - Walczcie o swoje maluchy do końca. Nie wolno się poddawać. Nigdy!

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gazetalubuska.pl Gazeta Lubuska