MKTG SR - pasek na kartach artykułów

Idź tam, gdzieżeś była

RADOSŁAW PILONIS
Krysia ma sześć lat. Mieszka u kuzynki swojej mamy, która ją adoptowała. Dwa miesiące temu urodziła się Żaneta. Na razie jej mama i ona mieszkają u kuzynki z jej ubezwłasnowolnioną babką. Cisną się w jednym pokoju z kuchnią. Wszyscy czują się dziwnie. Co myśli Grażyna, gdy jej córka do kogoś innego mówi mamo Jak to jest mieszkać u kogoś z litości Co czuje córka, gdy rodzice nie chcą jej widzieć z dzieckiem, a urzędnicy pomóc

Handel na życie
Czego można się spodziewać w Nowej Soli Brak przemysłu, szans na pracę. Pozostaje życie na garnuszku lub handel. Grażyna wybrała to drugie. Jeździła po Polsce i sprzedawała ciuchy na bazarach. Nie narzekała szczególnie, gdy stała na stadionie X-lecia w Warszawie. Tam poznała Wietnamczyków. Jeden szczególnie wpadł w oko.
- Naobiecywał, człowiek młody, durny, uwierzył. Pobraliśmy się opowiada Grażyna.
Teraz sprawa rozwodowa jest w toku. Ojciec sześcioletniej dziewczynki ma inną kobietę. Z Grażyną nawet nie chciał rozmawiać. Potem skończyła mu się wiza. Nie było podstaw do jej przedłużenia. Wrócił do swojego kraju.
Gdy było jeszcze dobrze, razem handlowali w Berlinie. Tam urodziła się Krysia.
- Została z ojcem w wietnamskich slumsach. Grażyna musiała wracać do Polski, bo po porodzie miała problemy ze zdrowiem - mówi jej kuzynka. - W końcu trzeba było małą sprowadzić do Nowej Soli. Nikt z rodziny nie chciał jechać. Grażyna na lekach pojechała sama.
Grażyna mówi, że nie miała sił i możliwości, by zajmować się córką. Kuzynce zrobiło się żal dziecka i je adoptowała.
- Nie chciałam, żeby trafiło do domu dziecka tłumaczy.
Po sześciu latach Grażyna urodziła kolejne dziecko. Kuzynka znowu pożałowała i przygarnęła matkę i jej córeczkę.
Dzieci nie mają szczęścia
Wcześniej Grażyna znów się zakochała. Znalazła mężczyznę, ale żonatego. Mieszkała w jego niedokończonym domu. Zaszła w ciążę. Gdy o wszystkim dowiedziała się żona mężczyzny, wpadła do domu z policją. Grażyna ratowała się ucieczką. W szóstym miesiącu ciąży wyskoczyła przez balkon. Trafiła do szpitala, trochę poleżała na ginekologii i urodziła wcześniaka.
- Zadzwoniłam do tego faceta, żeby poczuł się jak ojciec. A on nic mówi kuzynka. Trzymał Grażynę tak długo. Za suchą bułkę ją wykorzystywał. Potem stracił zainteresowanie. Będzie płacił alimenty, bo sprawę oddamy do sądu.
Tymczasem dziadkowie zapowiedzieli, że nie chcą widzieć Grażyny z kolejnym dzieckiem.
- Mam dziewięcioro rodzeństwa i nie ma warunków, żebym zamieszkała tam z dzieckiem dodaje Grażyna. Ale boli, że nie chcą mnie widzieć. Przecież wcześniej wszystko robiłam prawidłowo. Jestem tam wciąż zameldowana.
Po porodzie Grażyna wyszła ze szpitala, a dziecko zostało w inkubatorze. Nie miała się gdzie podziać. Próbowała popełnić samobójstwo. Najadła się tabletek i popiła wódką. Przyjechało pogotowie, trafiła do szpitala, lekarze ją odratowali.
- Jak w szpitalu zobaczyłam Grażynę, potem dziecko, wiedziałam, że muszę je obie wziąć do siebie. Co miałam zrobić pyta kuzynka.
Jednak w takich warunkach długo mieszkać się nie da. Rozpoczęły starania o zdobycie jakiegoś lokum.
Najpierw zgłosiły się do gminy na terenie, której Grażyna jest zameldowana. Dostały odpowiedź, że gmina nie ma mieszkań socjalnych ani komunalnych.
- Poszłam jeszcze raz. Wójt wyciągnął z kieszeni dziesięć złotych i chciał mi je dać. Powiedziałam, że tak się nie godzi i nie wzięłam pieniędzy - mówi Grażyna.
Jak zobaczą, to zabiorą
Obie kobiety twierdzą, że nie mają wielkiego pola manewru. Nie mogą iść do pomocy społecznej, bo jak ktoś stamtąd przyjdzie sprawdzić w jakich warunkach mieszkają, to odbierze dzieci i umieści w domu dziecka.
- A jak nie uda się zdobyć lepszego mieszkania, poprawić warunków, to już córka nigdy do mnie nie wróci mówi Grażyna.
Może latem uda się trochę zarobić i coś wynająć. Jednak trzeba będzie opłacać czynsz, kupować jedzenie. Kto zajmie się dzieckiem, jak pójdzie do pracy
- Odsyłają nas do domu samotnej matki mówi Grażyna. - Ale to załatwia sprawę na miesiąc, dwa, a co potem Jak można zostawić swoje sprawy i wyjechać
- Wszyscy ją odsyłają. Mówią: idź tam, gdzieżeś była. Jedyna nadzieja, że jak się uda zdobyć alimenty, to dziecko będzie miało co jeść - przekonuje kuzynka.
Rozmowie przysłuchuje się koleżanka Grażyny. Mówi, że wcześniej też była w takiej sytuacji. Gdy urodziło się dziecko, nie miała pracy ani domu. Urzędnicy mówili, że nie pomogą, bo nie ma mieszkań.
- Widziałam mnóstwo pustostanów, więc włamałam się. Nielegalnie podłączyłam prąd. Woda była na korytarzu. Udało się przez sześć miesięcy - opowiada. - Takich kobiet jak ja było tam więcej.
Potem przyszła straż miejska i ją wyniosła z łóżkiem na ulicę.
- Mogłabym wynająć mieszkanie, ale trzeba płacić za pół roku z góry. Nie pojadę do domu samotnej matki w innym mieście, bo to nie załatwi moich problemów - tłumaczy.
Grażyna mówi, że też zastanawia się nad tym, czy nie włamać się do pustego mieszkania.
- Może na Wyspiańskiego Ale tam są codziennie bójki i awantury. Jak się woła policję, to nie chce przyjeżdżać, ale pod most nie pójdę - rozważa.
Trzeba się zorganizować
- Nie wiem, kto tym dziewczynom naopowiadał takich rzeczy. W żagańskim domu samotnej matki i dziecka nie ma żadnych limitów czasowych. Były dziewczyny, które mieszkały u nas nawet cztery lata - mówi opiekunka domu Grażyna Kurzeja. - Potem przeprowadziły się do własnych mieszkań. Trafiają do nas dziewczyny spod Warszawy, ze Śląska, z Koszalina. Nie ma określonego regionu. - Opiekunka dodaje, że wcześniej można wyjechać, ale tylko wtedy, gdy ktoś zachowuje się nieregulaminowo, czyli pije i przechowuje alkohol, zostawia dzieci bez opieki.
Mieszkanki domu dojeżdżają do pracy, wzajemnie pilnują sobie dzieci, prowadzą korespondencję z urzędami i czekają na mieszkanie socjalne. Dom wystawia zaświadczenie, że kobieta przebywa w ośrodku. Urząd może przydzielić, ale trzeba zaczekać. Dom stara się nawet zdobyć pracę dla swoich mieszkanek.
- Trzeba jednak wiedzieć, że nikomu się nie należy. Jak przyjmuję kogoś, to musi być potwierdzona trudna sytuacja domowa, na przykład ewidentne maltretowanie, pijaństwo, burdy w domu lub brak miejsca, by się gdzieś podziać z dzieckiem. Te informacje potwierdzają ośrodki pomocy społecznej i kierują do nas. Można też zjawić się osobiście - wyjaśnia G. Kurzeja.
Pobyt w domu kosztuje 300 zł od rodziny.
- Trzeba tylko się zorganizować i chcieć. Najbliższe domy dla samotnych matek są w Żarach, Zielonej Górze, Ścinawie, Wrocławiu. W każdym ośrodku pomocy społecznej pomogą i powiedzą, co trzeba zrobić, żeby tam trafić. A w gminach cudów nie ma i mieszkań nie mają - dodaje G. Kurzeja.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gazetalubuska.pl Gazeta Lubuska