Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Ignacy Odważny: - Zrobiłem swoje i mogę odejść

Eugeniusz Kurzawa 68 324 88 54 [email protected]
IGNACY ODWAŻNY, absolwent Wyższej Szkoły Inżynierskiej w Zielonej Górze, żona - Krystyna, dzieci - Tomasz, Alicja, Aleksandra, Katarzyna, wnuki Maja, Michał, Julia, Madzia, hobby – narty, turystyka rowerowa
IGNACY ODWAŻNY, absolwent Wyższej Szkoły Inżynierskiej w Zielonej Górze, żona - Krystyna, dzieci - Tomasz, Alicja, Aleksandra, Katarzyna, wnuki Maja, Michał, Julia, Madzia, hobby – narty, turystyka rowerowa fot. Krzysztof Kubasiewicz
Rozmowa z IGNACYM ODWAŻNYM, burmistrzem Sulechowa przez ostatnie osiem lat

- Nie żal odchodzić z ratusza w momencie, gdy tyle ważnych dla miasta inwestycji udało się panu doprowadzić do końca? Mógłby pan teraz spijać soki...
- Może i żal, ale decyzja, że nie będę kandydował na burmistrza po raz kolejny jest ostateczna. Zresztą i tak już za późno na jakiekolwiek kroki.

- To zaskakujący ruch z pana strony, bo zwycięstwo miałby pan w kieszeni nawet bez kampanii wyborczej. Za panem wszak przemawia oddanie do użytku w ostatnim okresie basenu i stadionu, zakończenie prac na zamku, nie mówiąc o wcześniejszych inwestycjach.
- Zdaje się, że to prawda. Powtarza mi tę opinię wiele osób. Na otwarciu pływalni było szokująco dużo ludzi. Teraz bywam często na basenie i widzę ile osób się przewija przez ten obiekt, zatem byliby to potencjalni zwolennicy. Zdarza się nawet, że przyjeżdżają zielonogórzanie, których chyba przyciąga niska cena, 8 zł za godzinę pobytu w tzw. strefie płatnej...

- Co zatem zdecydowało, że nie chciał pan wejść po raz trzeci do samorządowej wody? "Zmęczenie materiału"? Zdrowie? Niechęć do użerania się z opozycjonistami? Pamiętam, iż cztery lata temu też miał pan podobny pomysł, ale potem jednak zrezygnował.
- W poprzedniej kadencji zdecydowałem się starować ponownie, bo gdy zobaczyłem tę pazerną na władzę prawicę szykującą się obsadzenia ratusza, szkoda mi się zrobiło mojego miasta i tego, co wcześniej zrobiłem. Wyobraziłem sobie co się może dziać. Teraz nie czuję się zmęczony, a pracy się nie boję. Stałem się bardziej odporny na pomówienia, donosy, zaczepki. Decyzja wynikła raczej z sytuacji rodzinnej. Ponadto mam cały czas w głowie to, że osiem lat temu odchodząc z firmy, którą kierowałem, zostawiłem 80 ludzi. Czuję się za nich odpowiedzialny.

- Nie boi się pan, że nieznany dziś jeszcze pański następca roztrwoni ten dorobek, który pan zostawia?
- Zostawiam sporo różnych przedsięwzięć, które - jak myślę - nawet przy złych intencjach trudno zniszczyć. Wiele z nich to budowle. Nie wyobrażam sobie, żeby ktoś próbował zburzyć bibliotekę miejską i siedzibę OPS-u w dawnym Manhattanie. Nie do ruszenia jest basen, a zbór i zamek rzucają się w oczy nawet nocą, gdyż są pięknie oświetlone.

- Podejmował pan też wyzwania niekoniecznie, że tak powiem, mocno oświetlone, ale przecież ważne. Myślę o budowie mieszań socjalnych. Niektóre gminy nigdy nie dotknęły tej sprawy.
- To jest przecież jedno z podstawowych zadań samorządów. Uznałem, jeszcze w pierwszej kadencji, że trzeba pomagać obywatelom w trudnej sytuacji mieszkaniowej i to się w znacznej mierze udało. Zbudowaliśmy od podstaw, bądź też wyremontowaliśmy stare pomieszczenia i w ten sposób powstały łącznie 62 mieszkanie socjalne. Ostatnie, tzw. Viola, będą oddane jeszcze w tym roku.

- Ważną rolę odegrał w tym wszystkim fakt, że jest pan z wykształcenia, ale i z praktyki - budowlańcem. Wiedział pan za co i jak się brać, prawda?
- Zdecydowanie. Ale proszę zauważyć, iż byłem w tym podejściu raczej wyjątkiem w naszym województwie. Jeśli zrobić przegląd burmistrzów i wójtów, to nie ma wśród nich typowych menedżerów. Po prostu to się nie opłaca finansowo. Poza tym - pamiętam z początków pracy w ratuszu - człowiek nastawiony na działanie napotyka nieustannie na problemy biurokratyczne. Jako szef firmy wydaję polecenie i oczekuje wykonania. W samorządzie decyzje od razu rodzą problemy. A to w odpowiednim terminie musi odbyć się przetarg, który potem czeka na uprawomocnienie, a to decyzje trzeba "ucierać" z radnymi, często nastawionymi opozycyjnie z natury, a nie z powodów merytorycznych. Nauka tego wszystkiego zajęła mi sporo czasu i zjadła wiele nerwów.

- A coś idzie nie tak, to wina burmistrza. Gdy zaś się powiedzie, to sukces radnych.
- Do tego jeszcze dochodzą mieszkańcy, którzy często widzą sprawy przez pryzmat swego domu, swojej ulicy. Przychodzą do ratusza i się żalą: a ja na pana głosowałam z całą rodziną, a pan nam jeszcze nie wybudował drogi....

- Lecz chyba mimo wszystko odczuwa pan satysfakcję z udanych pomysłów?
- Cieszę się, że nie tylko z budowli, z tych materialnych śladów zostawionych chyba w każdej wsi naszej gminy. Cieszę się również, że udało się integrować mieszkańców wokół pewnych zadań. Zawsze starałem się ludzi jednoczyć.

- Wróci pan jeszcze do polityki?
- Nie wiem, w każdym razie nie wyjeżdżam stąd i moi następcy, jeśli zechcą, zawsze mogą liczyć na moje doświadczenie.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gazetalubuska.pl Gazeta Lubuska