Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Jak uprzyjemnić sobie świat

Redakcja
Mam na myśli - w pierwszym rzędzie - świat ten najbliższy, "dookolny", w którym zwykle funkcjonujemy.

A precyzyjniej - idzie o poprawienie naszych relacji z ludźmi, bardziej i mniej nam znanymi. Również z całkiem obcymi. Wydaje się nieraz, iż mamy do czynienia ze złośliwcami, egoistami, typami, że najdalej od nich. Często się w swoich ocenach mylimy. Jacy oni są, to także zależy od każdego z nas. Zwierzam się, bez mędrkowania, co czynię, by nie żyć przede wszystkim w napięciu i podejrzliwości. I żeby inni ze mną wytrzymywali…

Po pierwsze. Z wczesnym rankiem już odpycham od siebie przekonanie, że wszyscy znajomi, współpracownicy tylko czatują, kiedy i jak mi dokuczyć. Uśmiechy - same szydercze, współczucie - wyłącznie fałszywe… Jeśli ktoś przychodzi z drobną pomocą, to na pewno ma w tym geście określony interes. Nic z takich rzeczy.

Po drugie. Dobrze jest zaskoczyć kogoś, kto zawsze pierwszy wyciąga rękę do powitania i go próbować coraz częściej uprzedzić. Do tego dołożyć uśmiech bardziej otwarty niż ofiarowywany dotąd. Opłaca się.

Po trzecie. Staram się nie kwitować milczeniem kierowanych do mnie słów. Odpowiadam krótko, czasem symbolicznie, ale nie stawiam kogoś w sytuacji, szczególnie przy innych osobach, że go nie zauważam albo - co gorsza - lekceważę kogoś obok.

Po czwarte. Jeśli kolega, współpracownik kupił sobie zdecydowanie lepszy, droższy garnitur niż mój, wyrażam podziw dla gustu... Mówię, że warto było wydać takie pieniądze, pasuje pod każdym względem. Gdy sąsiad nabył atrakcyjny model auta gratuluję mu, oglądam, choć dla mnie taki egzemplarz to tylko marzenie. Okazuję radość z powodu czyjegoś sukcesu. Niech szczęściarz ma jeszcze więcej satysfakcji; przecież nic mnie to nie kosztuje. A jest wtedy większa szansa, że bogacz kogoś zrozumie, wspomoże…

Po piąte. Chętnie podkreślam czyjąś lepszość. Mówię, że ktoś piękniej tańczy (nie to, co ja), śpiewa niczym gwiazda operowa, jest ode mnie o kilometry inteligentniejszy itd., itp.

Po szóste. W interesującej rozmowie, dyskusji nie przerywam wypowiedzi partnera, pilnuję się, żeby moja riposta była niedługa, celna. Często podkreślam pozytywy w myśleniu "przeciwnika". Rozmówcy nigdy nie próbuję kompromitować.

Po siódme. Chętnie podczas wymiany zdań mówię: tak jest dobrze, ale dobrze jest też tak; kwestia wyboru. Albo: może nie mam racji, ale… Względnie: przekonałeś mnie. Bądź też: przepraszam, jeśli powiem za mocno…

Po ósme: Nie wypowiadam się o kimś źle, o ile nie ma ku temu wielkiej potrzeby. A zwykle nie ma. Dlatego nie martwię się, co ktoś o mnie myśli.

Po dziewiąte. W prywatnej i społecznej praktyce ustawiam się, z reguły, nie przeciw komuś, lecz z kimś, solidarnie w obronie kogoś, w obronie jakiejś sprawy.

Wypunktowałem "bezpretensjonalnie" parę tylko momentów z dziedziny współżycia. Zapewniam, że warto iść taką drogą - bez bagażu zawiści, złośliwości. Zachowując te "przykazania" łatwiej żyć, łatwiej radzić sobie z problemami.

Wyłuszczyłem zasady proste. Na skalę moich skromnych możliwości… Ale żeby to brzmiało bardziej wiarygodnie, dodam, że wspomniane wnioski wyprowadziłem z praktyki życiowej, codziennych obserwacji i z książek autorytetów psychologii, socjologii, m.in.: Stefana Garczyńskiego, Mikołaja Kozakiewicza, Zbigniewa Pietrasińskiego, Janusza Reykowskiego, Jarosława Rudniańskiego, Jana Szczepańskiego. Decydująco posłużyłem się pracami wyżej wymienionych naukowców.

STANISŁAW TUROWSKI

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gazetalubuska.pl Gazeta Lubuska