Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Jestem seksoholikiem - wyznaje Krzysztof

Leszek Kalinowski
Seksoholizm, inaczej erotomania, to patologiczne wzmożenie poziomu potrzeb i zachowań seksualnych. Nie chodzi tu o często kontakty seksualne czy dużą liczbę partnerów, lecz podporządkowanie całego swojego życia aktywności seksualnej lub fantazjom erotycznym
Seksoholizm, inaczej erotomania, to patologiczne wzmożenie poziomu potrzeb i zachowań seksualnych. Nie chodzi tu o często kontakty seksualne czy dużą liczbę partnerów, lecz podporządkowanie całego swojego życia aktywności seksualnej lub fantazjom erotycznym fot. Archiwum
Po chwilowej rozkoszy przychodzi beznadzieja - mówi Krzysztof , dla którego seks stał się najważniejszą rzeczą w życiu, lecz teraz chce to zmienić. Ale nie jest to takie proste, jak mu się wydawało.

Jeszcze w ogólniaku bawiło mnie bardziej skakanie z kwiatka na kwiatek niż związek z jakąś nastolatką. Takie krótkie chodzenie ze sobą było mi na rękę. Bo co jakiś czas pojawiała się nowa dziewczyna. Moje kolejne doświadczenie. By niektóre koleżanki uległy, potrzebowałem więcej czasu i starań. Ale ogólnie problemów nie było. Zawsze dostawałem to, co chciałem. Potrafiłem czarować - jak mawiał mój kolega. Poza tym byłem przystojnym chłopakiem z gitarą.

Wystarczyło zagrać kilka akordów, zaśpiewać kawałek Stachury czy Wojaczka i już... A jak już dostałem, co chciałem, to zaczynało mi się nudzić. Z byle powodów wszczynałem awantury, szukałem pretekstu, by się rozstać. Mówiłem, że do siebie nie pasujemy. I to był koniec. Byłem wolny i znów mogłem rozpocząć polowanie.

W akademiku okazji nie brakowało

Podobnie było na studiach. Okazji w akademiku nie brakowało. A że miałem minę niewinnego chłopca... Czasem mówiłem, że się wstydzę, że to mój pierwszy raz. Żałowały mnie. Chciały być moimi nauczycielkami. Dziewczyny się nabierały jedna po drugiej. Potem wypominały mi: wykorzystałeś mnie! Babiarz! Z taką łatką trudniej było znaleźć na uczelni kolejne kandydatki. Zacząłem więc szukać na ulicy. Wśród zupełnie nieznanych panienek. Nie przypuszczałem, że to takie proste. Na plaży, w parku, ba nawet na klatce schodowej czy w pociągu. Chciałem, żeby ktoś podejrzał. To jeszcze bardziej mnie podniecało. Szukałem nowych wrażeń. Pozycji, gadżetów, grup...

Z czasem przestałem się z tym dobrze czuć. Lecz nie potrafiłem przestać. Któregoś dnia zdałem sobie sprawę, że tak naprawdę jestem sam. Żadna moja znajomość nie przetrwała dłużej niż kilka miesięcy.

Internet to skarbnica

Rodzina ciągle dopytywała się, kiedy się ożenię. Myślałem, że jak to zrobię, stanę się normalnym człowiekiem. Seks z żoną szybko przestał zadowalać. Nawet gdy się z nią kochałem, wyobrażałem sobie te wszystkie poprzednie perwersyjne spotkania w parku, na klatce schodowej, w windzie. Zacząłem wymykać się z domu. Szukać przez internet okazji do niezobowiązującego seksu. Szukałem ogłoszeń w czasopismach erotycznych. Nie było to trudne.

Kiedy urodziła się córeczka, byłem taki szczęśliwy. Do czasu aż znów musiałem zaliczyć kolejną panienkę. Nie potrafiłem się powstrzymać. Doszło do tego, że zacząłem korzystać z usług agencji towarzyskiej, chodzić na dworzec, zaczepiać narkomanki...

Spotkałem kolegę, z którym kiedyś tworzyliśmy czworokąty: - Stary, ona była fantastyczna, opowiadał. A potem okazało się, że miała AIDS. Ale to także nie odstraszało mnie od przygodnych kontaktów.

Ratunku, pomocy!

O zdrowiu żony też wtedy nie myślałem. Za to ona o mnie bardzo. Życzliwi sąsiedzi oczywiście donieśli, że widzieli mnie z jakąś młodą kobietą. Potem z drugą i trzecią... Tłumaczyłem, że to tylko koleżanki. Klęczałem, przysięgałem. Uwierzyła. Ale gdy mnie nakryła kiedyś w parku, nie chciała już dłużej słuchać mojej kolejnej opowieści, że to tylko przyjaciółka. Pocałunki na ławce na pewno nie były przyjacielskie.
Rozwód otrząsnął mnie na chwilę.

Chciałem podciąć sobie żyły. Na nieszczęście matka znalazła mnie w łazience. No i przywrócili mnie w szpitalu do świata żywych. Żal mi było matki, gdy doszedłem do siebie. Nie mogłem odmówić udziału w pielgrzymce. Zresztą myślałem, że może na niej znajdę ratunek dla siebie. Przez pierwsze dni czułem się lżej. Wydawało mi się, że odnalazłem Boga. Że on jest ze mną. Że już będzie dobrze, inaczej.. Niestety, nawet tam nie potrafiłem się powstrzymać... Wiedziałem, że to grzech. Czułem się z tym wszystkim jeszcze gorzej.

Musi się udać

To co dla innych jest przyjemnością, i powinno być dla mnie, stało się przykrością. Przynosiło za każdym razem rozczarowanie, wewnętrzny ból i pustkę. Bo przecież tak naprawdę to ja się bałem kobiet. Nie potrafiłbym związać się z żadną na stałe.

Szukałem porad u psychologa. Ale nie bardzo mi pomógł. Poznałem w internecie kilku ludzi, którzy mają podobne problemy. Arek jest erotomanem po czterdziestce. Jego nałóg polega na codziennym onanizowaniu się w różnych nietypowych sytuacjach. Jest dyrektorem w firmie reklamowej. To on uświadomił mi, że sam sobie nie poradzę. On od kilku lat się leczy.

Dziś i ja staram się wyjść z tego nałogu. Staram się, by seks nie był moją obsesją. By nie znajdował się na szczycie mojej hierarchii wartości. Głęboko wierzę, że mi się uda. Chcę cieszyć się normalnym związkiem z kobietą. Chcę być jej wierny. Chcę... Musi się udać.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gazetalubuska.pl Gazeta Lubuska