Już dziś im ciężko

Anna Barcik-Buganik, szefowa żagańskiej firmy Bartex zatrudnia 180 kobiet. Potrzebuje pracownic dokładnych, z dobrym wzrokiem i zdrowym kręgosłupem. Praca wymaga siedzenia osiem godzin przy maszynie do szycia. - W zakładzie nie mam ani jednej 60-latki. Panie w takim wieku nie poradziłyby sobie - mówi krótko.

Szefowej Barteksu pomysł zrównania wieku emerytalnego kobiet i mężczyzn nie podoba się.- Bardzo dużo moich pań idzie na rentę między 50 a 55 rokiem życia z powodu kłopotów zdrowotnych - zdradza. - To są schorzenia kręgosłupa, stawów, nowotwory. Średnia wieku w moim zakładzie to 37 lat. Co roku 5-6 proc. załogi wypada ze względu na stan zdrowia. Nie wyobrażam sobie, by przy maszynie miała siedzieć pani po sześćdziesiątce. Na pewno nie będzie wydajna.
Anicie Suszyńskiej, neurolog ze szpitala w Zielonej Górze, pomysł pracy do 65. roku życia też się nie podoba. - Kobiety są delikatniejsze, słabsze od mężczyzn, dlatego powinny iść na emeryturę nawet przed sześćdziesiątka - uważa.
Marta Gadomska, stażystka w Izbie Muzealnej w Gubinie, choć jest za równouprawnieniem, w tej sprawie odpowiada się przeciw. - Mimo że dziś w wielu rodzinach małżonkowie dzielą się obowiązkami, to jednak większość wciąż ciąży na nas. Dlatego powinnyśmy mieć możliwość wcześniejszego odejścia na emeryturę - podkreśla.

Zgodnie z przepisami unijnymi w ciągu najbliższych dwóch lat Polska musi zrównać wiek emerytalny kobiet, które ubezpieczone są w trzecim filarze. Rząd przygotowuje na przyszły rok kampanię informacyjną, która ma uświadomić paniom, że pracując dłużej mają szansę na wyższe emerytury. Zrównanie wieku emerytalnego jest bowiem nieuniknione. Specjaliści wyliczają, że jeśli nic się nie zmieni, w 2020 r. kobiety dostaną o połowę niższe świadczenia niż mężczyźni. Poza tym załamać się może nasz system emerytalny, bo już teraz jeden pracownik zarabia na emerytury czterech osób.