Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Kobiety w Kathmandu opowiadają o dworskich morderstwach

Maciej Wilczek
W wąskich i krętych jak labirynt uliczkach Katmandu można się łatwo zgubić, szczególnie nocą.
W wąskich i krętych jak labirynt uliczkach Katmandu można się łatwo zgubić, szczególnie nocą. fot. Maciej Wilczek
Z chińskiej granicy jedziemy w kierunku Kathmandu rozklekotanym autobusem, które swoje zawieszenie zgubił gdzieś przed 20 laty.

Do kolorowego, pełnego radosnych ludzi pojazdu wsiadamy w Kodari. Wąziutka droga, kilkusetmetrowe przepaście i kierowca o marihuanowym spojrzeniu.
Czeka nas prawie 12 godzinna podróż górskimi bezdrożami, a na koniec jeszcze przesiadka. Jak sobie wyobrażałem Nepal?

Jeszcze do niedawna tak: mróz, śnieg, mocna wódka, hipisi, marihuana, himalaiści, niewielkie śródgórskie miasteczka. Dlaczego akurat tak? Pewnie dlatego, że tworzymy swoje własne wyobrażenie tych miejsc, w których nie byliśmy, a chcielibyśmy odwiedzić.

Jest to świat iluzji zbudowany przez media, kulturę masową programów podróżniczych. Później zwykle rzeczywistość rozmija się z naszymi wizjami. Nagle okazuje się, że podróż staje się mordęgą, dokuczają insekty lub co gorsze choroby.

Sen o Kathmandu

W wąskich i krętych jak labirynt uliczkach Katmandu można się łatwo zgubić, szczególnie nocą.
W wąskich i krętych jak labirynt uliczkach Katmandu można się łatwo zgubić, szczególnie nocą. fot. Maciej Wilczek

Aby dotrzeć do Wielkiej Stupy w Katmandu trzeba pokonać 300 stopni schodów.
(fot. fot. Leszek Turkiewicz)

Był koniec września. Znużeni wysiedliśmy z autobusu, przesiąknięci potem, brudni i oblepieni kurzymi piórami oraz resztkami jakiejś słomy, bo podróżowaliśmy razem ze zwierzakami. Temperatura przekraczała 30 stopni C.

Zakurzone miasto na szczęście przyjęło nas tropikalnym deszczem. Byliśmy szczęśliwi. Nepal, państwo, o którym marzyliśmy, Kathmandu miasto, o którym śniliśmy latami. Ten zgiełk, ten jazgot na dworcu, ci ludzie z uśmiechem walczący o klienta do rykszy.
Pewien Polak spotkany jeszcze w Chinach powiedział nam: "uważajcie w Kathmandu. Stamtąd można nie wrócić. To miasto wsysa każdego kto się w nim pojawia. Tam chce się zostać na zawsze...".

Zabytkowa część skupia się wokół Durbar Square (durbar znaczy "dwór królewski"). Zwarta zabudowa starówki zdecydowanie różni się od przestronnych dzielnic nowszej części stolicy Nepalu. Kathmandu to stare miasto położone na wysokości nieco powyżej 1350 m n.p.m. Większość turystów lokuje się w Tahmelu. Ciasne uliczki, zgiełk, narkomani pod murami w zaułkach, spacerujące piękne kobiety. Wszystko razem trochę przeraża, trochę zadziwia, na pewno fascynuje.

Stary dobry rock

Pierwsze piwo delikatnie rozluźnia. Spotkani ludzie chcą nam jak najwięcej opowiedzieć o sobie, o swoim kraju. Stary, dobry rock w wykonaniu Janis Joplin, Jimiego Hendrixa, na mocno już poranionych czarnych krążkach.

Drugie piwo poprawia nastrój, a czwarte lekko otumania. Ciemnookie kobiety opowiadają o dworskich zabójstwach z 1 czerwca 2001 roku, do których doszło w pałacu królewskim.

Zamordowano ówczesnego króla Birendra wraz z większością członków jego rodziny. Zabójcą był królewicz Dipendra, który zemścił się za to, że odmówiono mu prawa do wyboru żony. Brat króla - Gyanendra - odziedziczył po tym zajściu koronę. Ucieszyło to monarchistów , ale nie miało wpływu na toczącą się od lat wojnę domową. Dopiero jesienią 2006 roku konflikt między maoistami, a rządem zelżał
Dziwny to kraj. Ludzie spokojni, życzliwi i wojowniczy. Cenią honor ponad wszystko.

Mężczyzna z fletem

W wąskich i krętych jak labirynt uliczkach Katmandu można się łatwo zgubić, szczególnie nocą.
(fot. fot. Maciej Wilczek)

Siedział oparty o mur. Grał na flecie. Twarz pomarszczona, bardzo spokojna jak na Europejczyka. Miał ok. 60 lat. Spotkaliśmy go przy Freak Street, ulicy pamiętającej atmosferę hippisowskich lat 60 i 70 XX wieku, kiedy to w gwarnych knajpkach spotykali się wędrowcy prawie z całego świata.

Wróćmy do tajemniczego mężczyzny. Okazało się, że pochodzi z Holandii i przyjechał z grupą przyjaciół do Nepalu w 1969 roku. Palił marihuanę, zakochał się. Kobieta, którą umiłował niespodziewanie umarła. Nie wyzwolił się z tej tragedii. Porysowana dusza. Został sam i... żyje z tego co dzień przyniesie. Dlaczego nie wraca?

- Wracać? A do czego? Po co? Tu mam spokój i jestem szczęśliwy! Ale nie wiem czy podążam słuszną drogą. Czym w ogóle jest słuszna droga? - odparł pytaniem na pytanie.

Wielka stupa

Na ostatnie pytanie mógłby odpowiedzieć tylko wszechwiedzący Budda, którego posągi są obecne w Kathmandu na każdym kroku, choć na pewno rzadziej niż symbole hinduizmu.

Stąpamy krętymi, wąskimi uliczkami, wśród których, podobnie jak w życiu, łatwo się zagubić. Zapach kadzideł, mantry, modlitewne młynki, żebracy. Na koniec Wielka Stupa Swayambhunath, skąd roztacza się widok na Dolinę Kathmandu. Aby tu dotrzeć trzeba pokonać schody o 300 stopniach. Mijamy posągi zwierząt, ich ostre spojrzenia przeszywają jak świetlne promienie błądzące między szczytami Himalajów.

Stupa ma co najmniej 2500 lat. Ze wszystkich ścian spoglądają na nas przenikliwe, mądre oczy Buddy. Powiewające flagi modlitewne zdają się przemawiać do przybyszów z różnych zakątków świata. Wierny bije czołem o ziemię. Inny zgodnie ze wskazówkami zegara posuwa się wokół stupy, zakręca też modlitewnym młynkiem.

To wszystko sprawia, że świat zaczyna nam wirować, pędzić gdzieś w nieznanym kierunku. Ja, Ty, My? Kim jesteśmy tak naprawdę? Co robimy, tu na świecie? Wszechwiedzący milczy. Odpowiedź niesie nam wiatr i kurz, słońce i deszcz. Pędzimy naprzód. Po co? Coraz rzadziej stawiamy sobie takie pytania i coraz rzadziej szukamy na nie odpowiedzi pędząc dalej.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gazetalubuska.pl Gazeta Lubuska