Seria nieszczęśliwych wypadków, którą spowodowała w Gorzowie noworoczna gołoledź, sprawiła, że na Szpitalny Oddział Ratunkowy (SOR) trafiło aż 109 pacjentów z różnymi urazami. Najczęściej były to złamania i zwichnięcia. Kolejka oczekujących na pomoc była ogromna. - Każą czekać i czekać. A gdy dowiozą kolejnych pacjentów, to będę czekał do północy? Lekarz nie może mi powiedzieć, czy mój rozcięty łuk brwiowy nadaje się do szycia?! - wykrzykiwał pan Krzysztof.
W Nowy Rok na SOR przyjmowało trzech lekarzy. - To gołoledź spowodowała, że przyjechało trzy razy więcej pacjentów niż z reguły przyjeżdża. Każdy musiał zostać przyjęty, musiał mieć założoną historię choroby, całą dokumentację medyczną i to po prostu trwało - tłumaczył nam w poniedziałek 5 stycznia zastępca dyrektora do spraw lecznictwa Piotr Gratkowski. Zapewniał też, że w standardowych sytuacjach tylu lekarzy na tym oddziale szpitala wystarcza i nie ma potrzeby szczególnie przygotowywać się do dni świątecznych.
W poczekalni było nerwowo, ale część pacjentów w spokoju oczekiwała na swoją kolej. - Wszystko zależy od sytuacji. Jeśli pogotowie kogoś przywozi, lekarz ocenia i decyduje o tym komu należy w pierwszej kolejności pomóc - mówił nam pan Daniel, który przyjechał z Barlinka.
- Czasami ludzie próbują nagiąć rzeczywistość. Gdy pacjent ma jakieś specjalistyczne badanie za cztery miesiące, to próbuje wymyślić taką ścieżkę, by znaleźć się w SOR i wymóc takie badanie w pilnym trybie - mówi Sławomir Toboła, kierownik SOR w szpitalu w Międzyrzeczu, który przez cztery lata był kierownikiem SOR w gorzowskim szpitalu.
W innych oddziałach SOR w województwie lubuskim było spokojnie i bez większych kolejek.
Przeczytaj też: Mamy taki mróz, że z gorzowskiego dworca nie wszystkie pociągi wyjechały
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?