Przypomnijmy, po biegu sztafetowym 4x5km Marek musiała poddać się kontroli antydopingowej. Wynik był zaskakujący i dla kibiców i niej samej bardzo smutny - pozytywny. Sama zawodniczka odcięła się natychmiast od całej sprawy i na jej życzenie 12 marca w kanadyjskim Richmond zbadano próbkę B. Wynik się nie zmienił.
To, że w jej organizmie wykryto EPO, które jest jedną z mających najgorszą opinię i najczęściej branych przez nieuczciwych sportowców substancji, nie podlega żadnej wątpliwości. Pytanie brzmi, skąd się tam wzięło? Marek, która od dłuższego czasu jest w centrum uwagi wciąż zaprzecza, że przyjęła niedozwoloną substancję umyślnie.
- Sama nie wiem, skąd EPO wzięło się w moim organizmie - powtarzała na konferencji prasowej to, co mówiła komisji polska biegaczka. - Nie miałam żadnych zarzutów do lekarza, więc nie brałam pod uwagę tego, by nabrać jakiś podejrzeń.
Ta wypowiedź poniekąd rzuca oskarżenie właśnie na jej doktora i fizjoterapeutę kadry Witalija Trypolskiego, bo to on dawał jej zastrzyki. Marek myślała jednak, że dostaje... witaminy.
- Nie dociekałam, jakie odżywki otrzymywałam. Byłam przekonana, że dostaję witaminy. Nie chciałam sprawdzać, co biorę, bo z każdym lekiem musiałabym iść chyba do laboratorium - tłumaczyła się zawodniczka na antenie TVN 24.
Trypolski wydał wcześniej oświadczenie, w którym wypiera się zarzutów i twierdzi, że EPO jej nie dawał.
Nasza biegaczka dodała również, że czuje się winna, że to w jej organizmie znaleziono niedozwolony środek. Również oszukana i twierdzi, że już nigdy nikomu nie zaufa.
Polka teraz musi czekać na decyzję Międzynarodowego Komitetu Olimpijskiego i Międzynarodowej Federacji Narciarskiej. Pewne jest jedno - bez kary się nie obędzie, a minimum jakie dostanie to dwa lata.
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?