Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Kto odciął mi zasilanie, czyli Bieg Piastów inaczej

Tomasz Hucał 68 377 02 20 [email protected]
Finiszuję. Co za radość!
Finiszuję. Co za radość! fot. www.fotomaraton.pl
Na 17 kilometrze zgasło mi światło, obudziłem się dopiero na 25 kilometrze, gdy po wywrotce na lodzie obiłem się strasznie. Ale udział w 35. Biegu Piastów uważam za udany. Poprawiłem się o 168 miejsc, w porównaniu z ubiegłym rokiem.

Jeden ze znajomych, który także amatorsko uprawia narciarstwo, choć znacznie lepiej ode mnie, zauważył po weekendowych zawodach w Jakuszycach, że gdy zaczynał swoją przygodę z siedem lat temu, częściej przystawał, rozmawiał z turystami, uśmiechał się. Z każdym rokiem zaczął coraz więcej rozmawiać o smarowaniu, treningu i ma coraz mniej czasu na uśmiech. Coś w tym jest. Ja biegam dopiero czwarty rok, no dobra, przepraszam, cztery lata to ja chodziłem, a ostatnio zacząłem szybciej. Biega to Justyna Kowalczyk i kilka świetnych astmatyczek... No i tak chodzę i chodzę, ale coraz mniej czasu mam na turystykę, uśmiechanie się i pogawędki. W tym roku, przed moim drugim startem w Biegu Piastów na 26 kilometrów, zachowywałem się już jak niespełniony sportowiec. Dieta, odżywki, regularne treningi, starty w zawodach, co drugi tydzień. Zacząłem nawet dyskutować o smarach, choć sam jeszcze biegam na łusce. Niewtajemniczonym wyjaśnię, że łuska w narcie do stylu klasycznego pomaga przy odbiciu, no i na podbiegach narta nie ucieka w dół. Łuska pozwala także na bieganie bez opanowania trudnej sztuki smarowania.

Ale na razie koniec o diecie i o smarach. W sobotę, przed godz. 13.00 zjawiłem się na starcie, podobnie, jak ok. 1.400 innych zawodników, którzy chcieli się zmierzyć z dystansem 26 km, w tym roku dokładnie 26,4 km. Zaznaczę, że rano biegano na 50 km, ale dla mnie to wciąż za dużo.

Pomny doświadczeń sprzed roku (złamany kij i bieg z jednym przez siedem kilometrów), kilometr za startem, w najwęższym miejscu trasy, ustawiłem żonę z zapasowymi kijami. Na szczęście nie były potrzebne. Doświadczenie z kilku startów w tym roku zrobiło swoje. Poza tym, nawet gdyby coś się stało na trasie były w tym roku trzy punkty, gdzie można było wymienić kije. Genialny pomysł!

Początek to była prawdziwa sielanka, biegniemy w tłumie mijamy się, jest praktycznie płasko. Człowiek jeszcze świeży, choć miękki śnieg i dodatnia temperatura robią swoje. Tory się rozłażą, momentami wpada się w breję, a nie zmrożony śnieg. Swoje zrobiło też ponad półtora tysiąca zawodników z "pięćdziesiątki", którzy tę trasę przebiegli kilka godzin wcześniej.

Dobiegamy wreszcie w okolice schroniska Orle. Do tego miejsca każdy ma jeszcze siłę na rozmowę. Wpada na mnie na zjeździe zawodnik, który startował z takim samym numerem, jak ja rok wcześniej, wymieniamy kilka słów. Potem zrównuję się z kolejnym, z którym mogę porozmawiać. Przy schronisku dwie słodkie herbaty od pana Staszka, szefa Orlego i tu się zaczyna....

Każdy bał się tego fragmentu trasy. Od Orlego ostry podbieg - jakieś 3,5 kilometra ciągle w górę. Tego się nie da opisać. To trzeba przeżyć. Tu biegali tylko liderzy. Ludzie idący ramię w ramię ze mną, po prostu maszerowali. Narty rozłożone do jodełki i dajemy pod górę, jedni szybciej, inni wolniej. Ja na szczęście szybciej. Po drodze wyprzedziłem kilku znajomych i jeszcze więcej nieznajomych. Mijałem też wielu, którzy nie trafili ze smarowaniem. Narty nie trzymały na podbiegu i musieli sobie odpuścić. Choć co ciekawe jeden mężczyzna, pod górę szedł z nartami pod pachą, a w dół wpinał się w nie i biegł tak aż do mety. Podziwiam, takich jak on!

Po tym podbiegu kawałek płaskiego i kolejny ostry podbieg na Cichą Równię. A następnie wspinaczka na Krogulec. Te już mi dały popalić. Tam dopadł mnie kryzys. Musiałem się zatrzymać i szybko spożyć żel izotoniczny z dużą zawartością węglowodanów. Normalnie nie do zjedzenia, ale przy takim wysiłku wchodzi, jak bułka z masłem. No i dalej pod górę z krótkim przerwami na zjazd. Każdy marzył tylko o tym, żeby tabliczki na trasie wskazywały już 22 kilometr, bo wtedy miało być w dół. Śnieg coraz bardziej miękki, temperatura plus osiem, a ty ciągle pod górę. Co ja tu robię? Czy nie mogłem siedzieć w fotelu i oglądać Justyny w telewizji? Ciekawe, czy żona na mnie jeszcze czeka, a może już zmarzła i pojechała beze mnie do domu? Ciekawe, czy ktoś jeszcze za mną biegnie, a może jestem ostatni? To tylko kilka z tysięcy pytań, które przewijały mi się przez głowę. Co działo się wokół nie pamiętam. Po ostatnim punkcie żywieniowym, chyba na 17 km wyłączyli mi zasilanie. Biegłem przed siebie, ale jak i z kim, nie wiem. Obudziłem się dopiero na ostrym zjeździe, kilometr przed metą. Chwila nieuwagi i na lodzie, bo to już nie był śnieg, zaowocowała straszną glebą. Zdarłem sobie skórę tu i ówdzie, straciłem cenne sekundy, wytraciłem tempo, ale wstałem i szedłem dalej. Tylko kilometr do mety. W tym roku nie miałem już sił na finisz. Słyszałem tylko dopingujących ludzi i nagle zobaczyłem, jak ktoś wiesza mi medal na szyi. To już koniec! Jaki mam czas? Patrzę na zegarek - 2 godziny i 48 minut. 20 minut szybciej, niż rok wcześniej. A trasa o półtora kilometra dłuższa i trudniejsza. Więc coś mi dały te starty, treningi, odżywki i żelki. Szybko coś zjadłem, po 10 minutach mogłem już nawet mówić, zabrałem się więc za analizę wyników. Bieg ukończyło 1.326 osób, zająłem miejsce 550, czyli o 168 pozycji lepiej niż w debiucie. Jak dobrze liczę, to byłem 16 zawodnikiem wśród Lubuszan i chyba pierwszym wśród dziennikarzy, bo żadnego innego na listach startowych na 26 km nie dojrzałem. Ale zaznaczam, że nie wszystkich znam.

No i na koniec bolesna refleksja. Rozwodzę się! Z nartami z łuską, a nie z żoną. Moje szybie chodzenie przeradza się w bieg, a ten skutecznie utrudnia mi łuska, która na miękkim śniegu w dół nie jedzie, a na lodzie wariuje. Wolę zmienić narty, niż zachorować na astmę, by poprawić wyniki. Dziękuję firmie FotoMaraton www.fotomarton.pl za udostępnienie zdjęcia z mojego występu w Biegu Piastów!

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gazetalubuska.pl Gazeta Lubuska