- W zawodzie pracował od 23 lat i śmiało można powiedzieć, że to była jego życiowa pasja. Był również zapalonym i doświadczonym myśliwym. Tym trudniej zrozumieć, jak mogło dojść do wypadku.
54-letni leśniczy pojechał dokarmiać dzikie zwierzęta, wraz z 34-letnim synem i dwójką innych osób. W pewnej chwili zauważył dziki, które podeszły zbyt blisko. Henryk W. poprosił syna o myśliwski sztucer, żeby przepłoszyć zwierzaki. Broń wypaliła, a pocisk ugodził leśniczego w pierś. Mężczyzna zmarł po chwili. - Jesteśmy gotowi pomóc rodzinie - zaznacza W. Babiarz. - Jednak na razie żona i syn nie są w stanie rozmawiać. My również głęboko przeżyliśmy ten wypadek.
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?