Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Liczę się z tym, że odbiję się od drzwi. Wówczas wracam 550 km do domu i Wigilię spędzę z sąsiadką - mówi zielonogórzanka Agnieszka Fletcher

Michał Olszański
Michał Olszański
Janusz Życzkowski
"James Fletcher uprowadził dzieci z domu w lipcu 2022. Od tego czasu ucieka z nimi, przeprowadza się, ukrywa dzieci, uniemożliwia mi z nimi kontakt na każdy możliwy sposób. W ostatnim zażaleniu do Sądu Apelacyjnego we Wrocławiu napisał, że od wielu lat zaniedbywałam dzieci, biłam je oraz jego. James użył tego sformułowania dopiero po otrzymaniu decyzji Sądu, że dzieci mają wrócić do mamy, czyli do mnie” - czytamy w piśmie pani Agnieszki przesłanym do redakcji.

Pawłowice. Niewielka wieś gdzieś na końcu świata (w tym wypadku pod Ząbkowicami Śląskimi). Nieduży domek, w którym panuje dojmująca cisza. O tym, że nie zawsze w tym domu panowała taka pustka, świadczą regały, na których piętrzą się gry planszowe, zabawki. Drobniutka szatynka o charakterystycznej fryzurze, proponuje coś do picia.

Najtrudniejsza w tej chwili jest niepewność jutra. Jestem pogrążona w tej niepewności, nie wiem co się może wydarzyć - mówi. - Czuję się pokrzywdzona, potraktowana źle. Moje wyobrażenie rodziny, to jest wyobrażenie życia z dziećmi, które mam. Nigdy wcześniej nie przyszłoby mi do głowy, że mogę znaleźć się w takiej sytuacji.

An(g)ielskie czasy

Państwo Fletcherowie poznali się w Wielkiej Brytanii. Agnieszka wyjechała tam 15 lat temu do pracy. Jej przyszły mąż był znajomym kobiety, u której wynajmowała swoje lokum. Ona pracowała w Fish&Chips, on w firmie oferującej turystykę nurkową.

W 2015 urodziła im się córeczka, Aiomi, dwa lata później Imalia, a po kolejnych dwóch latach syn Vincent. Mąż pracował, a Agnieszka zajmowała się domem.

„_Każdego tygodnia uczestniczyłyśmy w kilku grupach przeznaczonych dla naszych dzieci w obrębie naszego miasta. Spędzałyśmy również dużo czasu w parkach, na placach zabaw, w miejscach poza miastem, gdzie mogłyśmy odpocząć od zgiełku i przekazać naszym dzieciom, jak istotną role w naszym życiu odgrywa natura i jak ważne jest żeby o nią dbać_” - tak opisuje tamte czasy Joanna Trzeciecka, która zaprzyjaźniła się z Fletcherami w Plymouth.

Kiedy nastało widmo Brexitu, małżeństwo postanowiło wyjechać z Wielkiej Brytanii.

W sumie, to James obawiał się, że nie będziemy tam już mogli żyć. Ponieważ pracuje zdalnie, mogliśmy wybrać sobie dowolne miejsce w Europie. Ja jednak wiedziałam, że najlepiej nam będzie w Polsce. Tu jestem u siebie, dzieci znały język. No i tak zrobiliśmy - opowiada pani Agnieszka.

Początkowo wynajmowali mieszkanie w jej rodzinnej Zielonej Górze, a potem kupili ten dom w Pawłowicach.

To było po prostu miejsce, na które było nas stać - tłumaczy. - Do tego blisko gór, jest niewielka szkoła, więc wyglądało to atrakcyjnie.

Jej zdaniem problemy zaczęły się, gdy postanowiła znaleźć pracę.

Wydaje mi się, że to była nasza wspólna decyzja. Choć potem James miał na ten temat inne zdanie. Ja po prostu chciałam realizować się na różnych płaszczyznach, nie tylko jako pełnoetatowa mama i żona - tłumaczy.

Najpierw zatrudniła się jako kucharka w cateringu, a potem w dużej korporacji zajmującej się pośrednictwem pracy (praca zdalna).

Problem polegał na tym, że w tej sytuacji mąż powinien przejąć część obowiązków domowych, jednak jemu to było nie na rękę - opowiada. - Mówiąc w skrócie, miałam męża, relatywnie szczęśliwy związek przez jakiś (długi) czas, potem powoli robiło się coraz gorzej. Kiedy próbowałam to naprawiać, okazało się , że się nie da. Pomyślałam, że może najprostszym rozwiązaniem i ścieżką do szczęścia byłby rozwód. Przecież niejednokrotnie ludzie decydują się na taki krok i żyją.

Złamany klucz

Lipcowy wieczór 2022 r. Pani Agnieszka wróciła do domu po kilkudniowej nieobecności. Była odwiedzić przyjaciółkę w Zielonej Górze, a potem spędziła dzień w biurze, we Wrocławiu. Stęskniła się za dziećmi, jednak dom zastała pusty. Do tego w zamku (na który zwykle nie zamykali drzwi) tkwił złamany klucz. Otrzymała jedynie SMS, że dzieci są z tatą, wyjechali na wakacje. Przez pierwszych kilka dni myślała, że to nic takiego, niedługo wrócą. Nie spodziewała się, że mąż nie miał już zamiaru wracać.

Tu opowieść pani Agnieszki staje się dramatyczna. Przez pierwszy okres nie wiedziała nawet, gdzie jej dzieci mieszkają. Miała kontakt SMS-owy z mężem, czytała, że wszystko jest w porządku. Potem okazało się, że mieszkają w sąsiedniej miejscowości. W nowej szkole dowiedziała się, że to ona zostawiła dzieci. Do przedszkola nie chciano jej wpuścić. Małżonkowie wzywali policję, ta nie chciała interweniować, bo oboje mają pełnię praw rodzicielskich. Równolegle do dziś toczą się działania prawne. W październiku 2022 r. sąd uznał, że dzieci na razie pozostaną z ojcem, sprawa rozwodowa jest w toku. Tymczasem, w opinii pani Agnieszki, James utrudniał jej kontakty z dziećmi (do których miała prawo zgodnie z orzeczeniem sądu). Zaczęła słać pisma do opieki społecznej, do Rzecznika Praw Obywatelskich, Rzecznika Praw Dziecka. Okazuje się jednak, że musi czekać na wyrok sądu, a te w Polsce mielą powoli.

Nie wiem, ile godzin przepłakałam, ratowały mnie codzienne, długie rozmowy z przyjaciółkami - wspomina. - Przeraża mnie też to, że dzieci są wychowywane w przeświadczeniu, że mają niedobrą mamę. Żyją w jakiejś, większej lub mniejszej nienawiści do mnie. A przecież szczęście dziecka i jego budowanie własnej wartości, bazuje na szczęśliwych relacjach zarówno z mamą, jak i z tatą. Nawet jeżeli związek mamy i taty nie jest szczęśliwy - mówi.

W tym czasie, mniej lub bardziej regularnie widywała dzieci. Spędzili razem Wielkanoc. Tymczasem w lipcu jej mąż przeprowadził się z dziećmi do Gdańska. Sytuacja zmieniła się diametralnie, bo spędzanie wspólnie co drugiego weekendu przestało być realne. Pozostały jedynie kontakty zdalne. 20 lipca 2023 r. sąd jednak przychylił się do wniosku matki i postanowił, że do końca procesu rozwodowego dzieci maja jednak przebywać u niej. Pani Agnieszka pojechała do Trójmiasta, jednak jej wizyta skończyła się kolejną awanturą. Policja, wezwana przez obie strony (jedna chciała odebrać dzieci, druga zgłosiła wtargnięcie) w tej pierwszej sprawie miała jednak związane ręce (pełnia praw obojga rodziców, nieprawomocny wyrok). Ojciec dzieci zaskarżył postanowienie sądu i w listopadzie sąd apelacyjny je uchylił, a sprawa wróciła do pierwszej instancji.

Od początku

Tęsknię. Codziennie czuję, że jest pusto. Mam teraz kota, do którego mówię. Mam też wciąż dziecięce ubrania, zabawki - wzdycha pani Agnieszka.

Z samotnością próbuje sobie radzić bieganiem. Na poręczy schodów wisi cały pęk medali za uczestnictwo w różnych biegach.

Niestety, mój mąż kreuje wobec dzieci swoją wizję mnie. Myślę, że one pamiętają mnie taką, jaka dla nich byłam, a on ten obraz narusza. Przy mnie dzieci nigdy nie mówią np. że je biłam, bo tak nie było, a przy nim zaczynają tak mówić - dodaje. - Z kolei każdy mój wybór to wybór mniejszego zła. Jeśli każda moja wizyta kończy się awanturą i obecnością policji, to jak dzieci będą to postrzegać? Mąż mówi im, że to ja wzywam policję, bo chcę go zamknąć w więzieniu.

Skontaktowaliśmy się z panem Jamesem i jego prawnikiem, chcąc poznać jego motywy i ogląd sytuacji. Umówiliśmy się, że odpowie na zadane przez nas pytania, przesłane 8 grudnia do adwokata. Brzmiały następująco:

- Dlaczego zdecydował się pan na tak radykalny krok, jakim jest odebranie matce dzieci, a dzieciom matki?
- Jeśli przyczyną były relacje na linii matka-dzieci, to dlaczego był pan przez wiele lat w związku, w którym rodziły się kolejne dzieci, wzięliście państwo ślub? Wcześniej nie zauważał Pan patologii?
- Jak dziś wyglądają kontakty dzieci z mamą i czy to prawda, że utrudnia je pan w taki sposób, że małżonka łączy się przez platformę elektroniczną i ogląda jedynie pusty ekran?
- Czy to prawda że nastawia Pan dzieci wrogo do matki?

Do momentu oddania tekstu do druku (dwa tygodnie) nie otrzymaliśmy jednak żadnej odpowiedzi. Tymczasem pani Agnieszka otrzymała wezwanie na policję w charakterze świadka. Sprawa dotyczyła oczerniania przez nią męża, m.in. poprzez zwrócenie się do mediów.

Bardzo wiele razy zastanawiałam się, czy to może ja walczę bardziej o swoje szczęście, niż o dobro dzieci. Ale nie. W momencie, gdy miałabym możliwość przebywania z dziećmi, obcowania z nimi w relatywnie dużym stopniu, to być może rzeczywiście uznałabym, że mój mąż jest lepszym rodzicem niż ja i nasze relacje są odpowiednie. Ale na dzień dzisiejszy nie jestem w stanie tego powiedzieć. On swoim zachowaniem pokazuje, że nie jest dobrym rodzicem, ponieważ wykorzystuje dzieci do manipulacji, a niekoniecznie dba o ich dobro. Jeśli by tak było, to próbowalibyśmy jakoś wspólnie rozwiązać tą sytuację - zauważa pani Agnieszka. - Dzieci będąc z nim mają co jeść, mają gdzie spać, chodzą do szkoły czy przedszkola, to prawda. Ale to, że on buduje im negatywny wizerunek mamy, to na pewno im nie pomaga. Czytam książki, rozmawiam z różnymi specjalistami, wiem, że jeżeli kształtujący się w nich wizerunek matki, żony czy kobiety, jest tak straszliwie wymemłany, wręcz obrzydzony, to dziecku taki wizerunek pozostanie na przyszłość. Może to zadecydować o ich późniejszym życiu, o ich decyzjach.

- W sobotę planuję pojechać do dzieci. Chcę je zobaczyć, pobyć choć przez chwilkę, a także pokazać im, że je kocham, że tęsknię za nimi. Liczę się jednak z tym, że odbiję się od drzwi. Wówczas wracam te 550 km do domu i Wigilię spędzę z sąsiadką - mówi zielonogórzanka, Agnieszka Fletcher.

fot. janusz życzkowski

od 16 latprzemoc
Wideo

CBŚP na Pomorzu zlikwidowało ogromną fabrykę „kryształu”

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na gazetalubuska.pl Gazeta Lubuska