Malwina ma 22 lata. Od dziecka chorowała. Lekarze stwierdzili guzy mózgu i szyi. Rodzice przyznają, że miała problemy z poruszaniem się, ale była w pełni sprawna psychicznie. - W podstawówce miała same piątki, chciała iść na studia, miała marzenia... - pani Elżbiecie łamie się głos.
Od 2001 r. Malwina wymaga stałej opieki. Matka nie pracuje, ojciec jest na rencie. Czuwają nad córką dzień i noc. I rozmawiają z nią. - To nasza kochana dziewczynka - mówią czule.
Pod koniec października Malwina poczuła się słabiej i trafiła do szpitala w Drezdenku. W tchawicy zamontowano jej rurkę do oddychania. - W nocy na początku listopada rurka wypadła i przez to siostra do dziś jest w śpiączce - opowiada 21-letnia Natalia, która we wtorek przysłała do nas list w tej sprawie.
Natalia uważa, że takie rzeczy w szpitalu nie powinny się zdarzyć. Dodaje, że w historii pobytu jest napisane, że jej siostra sama wyciągnęła rurkę. - To okrutne kłamstwo. Malwinka miała przykurcze rąk i trudno, by zrobiła coś takiego - podkreśla.
Piotr Dębicki, zastępca ds. lecznictwa szpitala, tłumaczy, że dziewczyna ma zniekształconą budowę ciała i wnętrza, przez co założenie rurki było ekstremalnie trudne. - Malwina szarpnęła ręką i rurka się wysunęła. Robiliśmy, co w naszej mocy, żeby ratować sytuację - zapewnia.
Natalia uważa, że nawet gdyby Malwina sama wyciągnęła rurkę, to przez niedopilnowanie lekarzy i pielęgniarek. - Dlaczego nie miała zawiązanych rąk, jak inni pacjenci? - pyta. Dębicki odpowiada, że dziewczyna była przytomna i świadoma, a takim osobom nie można krępować rąk.
Natalia dodaje, że po pobycie w szpitalu siostra ma mnóstwo odleżyn. - To coś niewyobrażalnego: dziura w głowie, rana długości 5 cm na kręgosłupie, rana na łokciu, na biodrze - wylicza. Dębicki przekonuje, że szpital stosował profilaktykę przeciwodleżynową i kładł dziewczynę na specjalnych materacach. - Ale cztery miesiące leżenia w szpitalu zrobiły swoje - przyznaje.
Rodzina skarży się, że okrutna była dla nich Beata Lutoborska-Majchrzak, ordynator oddziału intensywnej opieki medycznej. - Nie dawała nadziei Malwince, groziła nam - twierdzi Natalia. Ordynator tłumaczy, że to rodzina była niemiła. Nie rozumie, co może być złego w tym, że chciała być szczera i mówiła o małych szansach na przeżycie dziecka. A Dębicki dodaje, że nie jest w stanie sprawdzić, kto ma rację.
Za szpital odpowiada starostwo powiatu strzelecko-drezdeneckiego. Sprawą zainteresował się wicestarosta Andrzej Bajko. Obiecuje, że przyjrzy się pracy lekarzy odpowiedzialnych za Malwinę.
Sylwia Malcher-Nowak, rzeczniczka oddziału Narodowego Funduszu Zdrowia w Zielonej Górze, podsuwa rodzinie dwie drogi postępowania w takiej sytuacji. Pierwsza to zgłoszenie sprawy rzecznikowi odpowiedzialności zawodowej przy Okręgowej Izbie Lekarskiej, a druga to skierowanie jej do sądu. Staryszakowie chcą skorzystać z tych możliwości.
Malwina od kilku dni leży w domu. W pokoju słychać pik, pik, pik. Tak pracuje jej serce. Dziewczyna ma ok. 140 cm wzrostu, jest skurczona, ma podgięte ręce. Z jej ciała wystają rurki, m.in. do sztucznego oddychania. Oczy ma otwarte, czasami się poruszy. Tak wygląda życie w śpiączce. Rodzice głęboko wierzą, że córka w końcu się obudzi.
Czytaj e-wydanie »Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?