- Mieszka pan w Sulęcinie od urodzenia?
- Oczywiście, choć w tym mieszkaniu miałem ośmioletnią przerwę. Studiowałem i pracowałem w Poznaniu. Wróciłem, ożeniłem się, a ponieważ moja żona też pochodzi z Sulęcina, nie wyobrażaliśmy sobie innego miejsca do życia.
- Czy w ciągu ostatnich kilku lat miasto się zmieniło?
- I to zdecydowanie na plus. Widać, że przykłada się dużą wagę do wyglądu miasta. Powoli, ale systematycznie, odnawia się stare i zniszczone elewacje, a miasto tonie w zieleni. Bardzo zmienił się nasz rynek. Zwiedziłem kawał Polski i muszę przyznać, że w miejscowościach takich jak Sulęcin, centralne place wypadają znacznie gorzej. Nasz jest bardzo ładny, z ciekawą fontanną, przydałoby się tylko odnowić fasady kilku bloków. Tylko patrzeć, kiedy będzie odbudowany Dom Joannitów, gdzie mają być galerie i centrum polsko - niemieckie.
Warto dodać, że piękniejszy Sulęcin to nie tylko zasługa władz. Każdy mieszkaniec w jakiś sposób przyczynia się do poprawy wyglądu ulic. Sposobów jest wiele: ludzie pielęgnują kwiaty na balkonie, dbają o swoje podwórko, okolicę. To cieszy i widać, że taka postawa weszła mam w krew.
- Z Sulęcinia do granicy z Niemcami jest raptem 50 km. Czy miasto wykorzystuje tę bliskość?
- Niestety, muszę stwierdzić, że nie do końca. Choć do Berlina mamy tak samo daleko jak do Poznania, współpracę zacieśnia się z głównie z tym drugim. A szkoda, bo przecież stolica Niemiec to centrum kultury, miasto wielonarodowe. Wprawdzie nasi uczniowie biorą udział w różnego rodzaju wymianach, ale to wciąż za mało. Wyjeżdżają głównie małe dzieci lub uczestnicy warsztatów terapii zajęciowej. A co z młodzieżą powyżej 15. roku życia? Przez to, że młodzi nie poznają swoich rówieśników zza Odry, trudno im się będzie otworzyć na kulturę, obyczaje i język sąsiadów. Za to kiedy młodzież podpatrzy, jak wygląda za granicą życie, praca i czas wolny, będzie wiedziała, jak przeszczepić te zwyczaje na nasz grunt. Jest to nam potrzebne, bo - nie ma co się oszukiwać - małe miasta od dużych wciąż dzieli przepaść ekonomiczna i kulturowa.
- Skoro już jesteśmy przy kulturze... jak wygląda jej propagowanie w Sulęcinie?
- Współorganizuję prawie wszystkie imprezy w naszym mieście. Bywa różnie. Nieraz impreza, którą przygotowywaliśmy miesiącami, okazuje się kompletnym niewypałem, a mała, spontaniczna zabawa czy koncert staje się absolutnym hitem. Robiliśmy np. festiwal filmowy i trochę nam się to rozmyło. To trochę dziwne, bo wielu młodych narzeka, że w mieście nic się nie dzieje. Dlatego zachęcam, niech wyjdą z domu i nakręcą jakiś film, choćby komórką. Albo niech zrobią zdjęcia, które mogą do nas przynieść. Niech piszą wiersze, grają na gitarze - cokolwiek. Naprawdę, nie ma się czego wstydzić.
- Dziękuję.
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?