Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Moim zdaniem: Żeby nie było gorzej!

Andrzej Flügel
Andrzej Flügel
Andrzej Flügel Archiwum GL
Wpadł mi w ręce horoskop na 2015 rok. Dowiedziałem się, że przyniesie mi on szczęście w sprawach finansowych. Ponoć podejmę kilka bardzo trafnych decyzji. Zainwestuję pieniądze, a one będą się pomnażały. Jakby tego było mało, w drugiej połowie roku będę mógł spełnić jakieś swoje marzenie.

Już chciałem iść z tym horoskopem do szefa, żeby sobie przeczytał - szczególnie kawałek o moim przyszłym szczęściu finansowym - i zaplanował jakąś podwyżkę, kiedy kolega urodzony pod zupełnie innym znakiem przeczytał to samo, tylko w innych słowach, kolejny też dowiedział się że to będzie rok jego prosperity. Dałem sobie więc spokój z nagabywaniem szefa, bo przecież wszyscy podwyżek nie dostaniemy. Kiedy rzuciłem okiem co autorzy horoskopu planują znakom zodiaku, dowiedziałem się, że wszystkich czeka znakomity rok. Nawet, jeśli horoskop gdzieś tam wspomina o trudnościach, to jednak przejściowych i takich, które czytający pokona. Kiedy wściekałem się na takie kawałki na jedno kopyto, kolega unaocznił mi że to normalka. - A co? Mieli napisać, że ktoś poważnie zachoruje, innego zlicytują, a kolejnego rzuci żona? - zapytał. Rzeczywiście. Lepiej więc nie czytać horoskopów. Po co się podkręcać?

Mam nadzieję, że nasi sportowcy do nich nie zaglądają, bo taka lektura może ich uśpić. Jeśli dowiedzą się że w 2015 czekają ich wspaniałe dni i prawie same zwycięstwa, a jeśli jakieś kłopoty to przejściowe, krótkotrwałe i niegodne by się nad nimi dłużej rozwodzić, mogą popaść w samozadowolenie.
W nawale rankingów, podsumowań 2014 roku najbardziej zaskoczyła mnie eksplozja optymizmu jeśli chodzi o nasz futbol. Dobra postawa na początku eliminacji do mistrzostw Europy, szczęśliwe zwycięstwo nad Niemcami, podskoczenie w rankingu światowym o kilka miejsc niektórzy potraktowali tak, jakby nasza reprezentacja zrobiła ogromny skok i na tyle mocny, że przed nami drżą czołowe drużyny nie tylko Europy, ale i świata.

Innym sukcesy Legii w Lidze Europy dają podstawy do tego, by widzieć polski zespół już w finale, który w odbędzie się w Warszawie. Mało tego. Dla niektórych Arkadiusz Milik to przyszły Leo Messi i Cristiano Ronaldo, albo obaj razem. Też się cieszę, że coś u nas drgnęło, ale radzę, by przyłożyć lód na rozgrzane głowy. Dobry start w eliminacjach Euro nie powinien być niczym nadzwyczajnym dla takiego kraju, jak Polska, który w przeszłości sięgał po medale mistrzostw świata. Na razie oprócz wyskoku z Niemcami ograliśmy Gruzję i Giblartar, a Szkocji już rady nie daliśmy. Legia? Jako jej kibic od stu lat bardzo się cieszę, ale przecież Liga Europejska to młodszy brat Ligi Mistrzów i dopiero tam zaczyna się prawdziwa gra. Milik pokazał się z dobrej strony, ma papiery na futbolistę pierwszej klasy, ale do tych najlepszych jeszcze mu trochę brakuje. Tak więc radujmy się, że coś u nas drgnęło, ruszyło z zastarzałych, dalekich pozycji, ale nie przesadzajmy.

To ostatni felieton w 2014 roku i pierwszy w 2015. Czego sobie i Wam życzę? Tego samego niezmiennie od wielu lat: żeby nie było gorzej!

Nieruchomości z Twojego regionu

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gazetalubuska.pl Gazeta Lubuska