Bogucki jest prezesem Lubuskiej Rodziny Katyńskiej. W Golgocie Wschodu stracił wujów Feliksa i Pawła oraz stryja Józefa. Stryj w stopniu generała był wojskowym kapelanem. Wuj Paweł - porucznikiem i bardzo często odwiedzał Boguckich, bo stacjonował niedaleko. Z ojcem zawsze dyskutował, jak wprowadzać w życie przesłania Marszałka. Z kolei kapitan żandarmerii wuj Feliks - wysoki, dobrze zbudowany - zawsze miał pięknie wyczyszczone i świecące oficerki. Czasami chwytał za szablę i na gałęziach drzew demonstrował, w jaki sposób w razie wojny ścina się wrogom głowy.
Bóg, Honor, Ojczyzna
- W moim rodzinnym Stanisławowie było bardzo dużo wojska - wspomina pan Włodzimierz. - Uwielbiałem wojskowe msze święte w katedrze. Po brzegi była wypełniona piechotą, a ułani i kawaleria w szeregu na placu. W czasie podniesienia grał trębacz, konie pochylały głowy i prawą nogą kopytem znaczyły znaki na dziedzińcu. Jak dziś to pamiętam, ten pokaz siły naszej armii.
Wojna wisiała w powietrzu od marca 1939 roku. W domu u Boguckich mówiło się tylko o tym. Gdy 17 września rano spiker przekazał hiobową wieść o wkroczeniu wojsk radzieckich, mężczyźni uspokajali, że to nie jest koniec Polski, bo są alianci. Powstrzymają hitlerowców, a w tym czasie polska armia rozpocznie na wschodzie zwycięskie przeciwnatarcie. Stało się inaczej...
Wkrótce pod Stanisławowem powstał przejściowy obóz dla jeńców polskich. - Miałem 11 lat, a tam jeździłem - wspomina pan Włodzimierz. - Chciałem odszukać krewnych. Ojciec był legionistą i całe życie dochowywał wierności hasłu "Bóg, Honor, Ojczyzna", dlatego szczególnie błogosławił te moje "wypady".
Nic jednak nie dały.
Adresat ujechał
- Wuja Feliksa ostatni raz w życiu widziałem 15 sierpnia 1939 roku. Ściskał matkę, bardzo płakała. Ojca długo trzymał za rękę, patrzył mu w oczy. Mnie poprosił, żebym ubrał mundurek harcerski. To było dziwne, ale ojciec wytłumaczył mi krótko: "Dorośniesz, zrozumiesz" - wspomina Bogucki.
Pierwsza kartka od wuja Feliksa przyszła na początku 1940 roku. Z Kozielska. Pisał, że warunki dobre. Prosił, żeby sprawdzić, co u jego żony Danki. I żeby pisać do niego. Z kolei wuj Paweł wysłał telegram ze Starobielska. Nadany 10 lutego 1940 roku, przyszedł dokładnie w urodziny małego Włodka. Wuj prosił o ciepłą odzież i listy. Od stryja Józefa nigdy nie było żadnej wiadomości.
W lutym 1940 roku rozpoczęły się pierwsze wywózki Polaków ze Stanisławowa na Sybir. Jechały rodziny inteligentów, urzędników państwowych, profesorów. Druga wywózka była w kwietniu. Deportowano konkretne rodziny - wojskowych, straży granicznej i policji. Kolejarze szeptali, że polscy oficerowie ze Starobielska też zostali gdzieś wywiezieni.
List Boguckich do wuja Feliksa, z czerwca 1940 roku, wrócił z dopiskiem "Adresata niet. Ujechał".
Ot, byli ludzie i nie ma
Potem był 14 kwietnia 1943 roku. - Radia już wtedy nie mieliśmy, oddaliśmy na żądanie gestapo, ale ojciec miał ukryty kryształkowy aparat. O słabym zasięgu, ale złapał wiadomość o odkryciu w Katyniu grobów polskich oficerów. Gorączkowo szukaliśmy na mapie, gdzie to jest, ale nie mogliśmy znaleźć - przypomina sobie pan Włodzimierz. - Potem na mieście pojawił się niemieckie plakaty i informacje, co Sowieci zrobili tam z naszymi oficerami. Zbrodniarze wojenni potępiali innych zbrodniarzy! Chyba tylko po to, aby wzbudzić w nas poczucie zemsty. Liczyli, że wspólnie z nimi uderzymy na Sowietów. W kinach wyświetlali filmy pokazujące fragmenty odkrytych grobów.
Na liście tzw. ofiar katyńskich rodzina odnalazła nazwisko wuja Feliksa.
W lipcu 1944 roku wkroczyły wojska sowieckie. Z przesłaniem, żeby pamiętać o Katyniu, gdzie... hitlerowcy na wiosnę 1941 roku pomordowali oficerów polskich! W kinach pokazywali fragmenty obdukcji zbiorowych w lesie katyńskim i wojsko polskie w ZSRR, które miało się mścić...
- Ojciec zaniechał poszukiwań, bo było to zbyt niebezpieczne. Wuj Paweł i stryj Józef przepadli jak kamień w wodę... - kończy Bogucki. - Byłem w Katyniu z delegacją jeszcze przed utworzeniem cmentarza. Zapytałem towarzyszącego nam rosyjskiego oficera o ocenę zbrodni. Nie rozumiał, dlaczego tak to przeżywamy. Ot, byli ludzie, mała kulka przeszyła głowę, powietrze z człowieka wyszło, ciało się w ziemi rozłożyło. Został proch.
Czy tak ważny, by pielgrzymkami przyjeżdżać? Przecież w czasie wojny zginęły miliony... Patrzyłem wtedy na te groby, jeszcze takie nieuporządkowane. Nawet jednego ptaszka nie było słychać. Martwa cisza w martwym lesie.
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?