Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Mundial 2010: Na mistrzostwach znaleźli przyjaźnie

Z Johannesburga Robert Gorbat [email protected]
W dniach meczów na johannesburskim Soccer Stadium Marek Rybotycki spędza w centrum prasowym nawet po 12-13 godzin. Jest jednym z dwóch tysięcy wolontariuszy, zatrudnionych na tym największym mundialowym obiekcie.
W dniach meczów na johannesburskim Soccer Stadium Marek Rybotycki spędza w centrum prasowym nawet po 12-13 godzin. Jest jednym z dwóch tysięcy wolontariuszy, zatrudnionych na tym największym mundialowym obiekcie. fot. Robert Gorbat
- Najbardziej zaprzyjaźniłem się z chłopakiem z RPA. Przyszedł do mojego mieszkania na piwo. I obiecał, że przyjedzie do Polski na mistrzostwa Europy! - mówi Marek Rybotycki, mundialowy wolontariusz z Głuchołazów.

Za przelot na trasie Warszawa - Frankfurt nad Menem - Dubaj - Johannesburg i z powrotem zapłacił tysiąc dolarów. Zamieszkał w Sandton, dobrej dzielnicy Johannesburga. Wynajęcie na miesiąc - wspólnie z Maćkiem Wesołowskim, kolegą z Kielc - dwupokojowego mieszkania kosztowało go kolejnych 500 ,,zielonych''. Ale nie żałuje, bo doświadcza najpiękniejszej przygody w życiu. A wydatki rekompensuje sobie częściowo pisaniem korespondencji dla jednego z polskich portali internetowych.

Marek Rybotycki pochodzi z Głuchołazów na Opolszczyźnie. Ma 23 lata, studiuje na Uniwersytecie Warszawskim lingwistykę stosowaną (piąty rok) i filologię włoską (drugi). Ciekawość ludzi, świata i futbolu ma we krwi. Pół roku temu pracował przez kilka dni jako wolontariusz podczas losowania w Warszawie eliminacyjnych grup ME 2012. Wtedy nie wiedział jeszcze, że niespełna pół roku później zobaczy z bliska największą piłkarską imprezę na naszym globie.

- Aplikację na mundial złożyłem za pośrednictwem internetowej strony FIFA w ostatnich dniach sierpnia ubiegłego roku - mówi. - I prawie o niej zapomniałem, aż tu nagle 24 marca dostałem zaproszenie na rozmowę w ambasadzie RPA! Poszła tak dobrze, że dwa tygodnie później FIFA poinformowała mnie o pozytywnym rozpatrzeniu wniosku.

Na mundial przyjechało do RPA aż 16 tys. wolontariuszy z wszystkich kontynentów. Zostali ubrani w jednakowe stroje: zielono-żółte koszulki, polary i kurtki oraz granatowe czapeczki i spodnie. Są wszędzie: na dworcach, przystankach autobusowych, stadionach, w centrach prasowych. Bez ich pomocy, życzliwości i kompetencji te mistrzostwa pewno by się nie odbyły. Praca ochotników została wyceniona na sto randów za dzień. Zapłatę - najprawdopodobniej w formie czeków - dostaną dopiero przed finałowym meczem. W dniu pełnienia obowiązków przysługują im dodatkowo dwa darmowe posiłki.

- Z Polski przyleciało nas w sumie pięcioro: troje pracuje w Johannesburgu, a dwoje w Kapsztadzie - wylicza student UW. - Ja trafiłem do działu pomocy językowej centrum prasowego na Soccer Stadium. Mówię po angielsku, niemiecku, włosku oraz hiszpańsku, więc tłumaczę artykuły i pracuję z dziennikarzami. Najwięcej obowiązków mam w dniu meczów. Muszę być wtedy do dyspozycji co najmniej przez siedem godzin. Ale zostaję na stadionie nawet pięć, sześć dłużej, by wieczorami obejrzeć na żywo mecze.

Wolontariusze są w większości młodymi, jeszcze studiującymi ludźmi. Bez problemów nawiązują kontakty towarzyskie. - Najbardziej zaprzyjaźniłem się z chłopakiem z RPA. Najpierw wziął mnie do swego samochodu i pokazał prawdziwe życie w okolicach Johannesburga. A potem przyszedł do mojego mieszkania na wspólne oglądanie przy piwie meczu w telewizji. I obiecał, że za dwa lata przyjedzie do Polski na mistrzostwa Europy! - opowiada Marek. - Świetny kontakt mam też z Niemcami. Tak daleko od domów doszliśmy do wniosku, że jako sąsiedzi musimy się trzymać razem.

Chłopak z Opolskiego miał tylko dwie trudne sytuacje. Pierwszą, gdy przed mistrzostwami organizatorzy mundialu z RPA długo nie odpowiadali na jego maile i telefony. Myślał, że ,,maniana'' jest wyłączną przywarą Latynosów. Drugą, gdy po przylocie do Johannesburga nabawił się grypy. - Poszedłem do lekarza i usłyszałem, że nie jestem uodporniony na miejscowe wirusy. I że przeziębienie samo minie po kilku dniach. Ku mojemu zdziwieniu, rzeczywiście tak się stało - zapewnia.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gazetalubuska.pl Gazeta Lubuska