Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Mundial 2010: Pilnowały ich ,,politruki''

Z Nelspruit Robert Gorbat [email protected]
Koreańczycy z północy wszystko wykonują na rozkaz i w zwartym szyku. Nawet przedmeczową rozgrzewkę.
Koreańczycy z północy wszystko wykonują na rozkaz i w zwartym szyku. Nawet przedmeczową rozgrzewkę. fot. Robert Gorbat
Gdy z głośników popłynął hymn Koreańskiej Republiki Ludowo-Demokratycznej, na policzkach fotoreportera z tego kraju pojawiły się łzy. Nie poznałem imienia kolegi po fachu, bo nie mówił w żadnym europejskim języku.

,,Czerwone Moskity'', jak prasa ochrzciła reprezentację KRL-D po niezwykle udanych dla nich MŚ w 1966 r. w Anglii, pożegnała się z południowoafrykańskim mundialem w marnym stylu. Przegrała wszystkie trzy mecze z katastrofalnym bilansem bramkowym 1:12. O przyczynach klęski trudno było z kimkolwiek porozmawiać. Po ostatnim spotkaniu z Wybrzeżem Kości Słoniowej drużyna przeszła przez mixed zonę w niezwykłym szyku. Dwóch oficerów politycznych z przodu, jeden w środku i kolejnych dwóch na końcu ekipy. Wszyscy w dobrze skrojonych, granatowych garniturach z miniaturkami czerwonych, powiewających flag w klapach.

Mimo takiej obstawy, trzech piłkarzy zdecydowało się rozmawiać z dziennikarzami. Tae S|e Jong i Yong Hak An grają na co dzień w lidze japońskiej, a kapitan drużyny Yong Jo Hong - w rosyjskiej. Gdy tylko zatrzymywali się do wywiadów, natychmiast pojawiał się obok nich ,,politruk''. Zawodnicy mówili na okrągło: o dumie z reprezentowania barw swego kraju, zdobytym w RPA sportowym doświadczeniu i chęci powrotu na kolejne mistrzostwa. Po kilku zdaniach polityczny dawał ręką znak, że czas dołączyć do reszty zespołu.

Ekipa z kraju, rządzonego przez komunistycznego dyktatora Kim Dzong Ila była najbardziej tajemniczym uczestnikiem mundialu. Mówiło się o rocznym (!) zgrupowaniu tej reprezentacji i wielkich szykanach, przewidzianych na wypadek ucieczki któregoś z piłkarzy. Za porzucenie ,,czerwonego raju'' wywózki do obozów koncentracyjnych (jest w nich osadzonych ponad 300 tys. Koreańczyków!) miały dotknąć nie tylko rodziny desperatów, ale też wszystkich pozostałych członków zespołu.

W połowie eliminacji w południowoafrykańskiej prasie pojawiła się informacja, iż czterech zawodników: An Chol Hyok, Kim Myong Won, Kim Kyong Il i Pak Sung Hyok próbowało uciec swoim ,,opiekunom''. Na ostatnim meczu kadra KRL-D była jednak kompletna. Widać chłopcy postanowili tylko zaszaleć na mieście... Mimo wszystko po powrocie do kraju mogą ich spotkać za ten wybryk srogie represje. Tak, jak drużynę z 1966 r., która w eliminacjach pokonała 1:0 Włochów, a w ćwierćfinale prowadziła 3:0 z Portugalczykami (ostatecznie uległa im 3:5). Kim Ir Sen, ojciec obecnego dyktatora, wtrącił wszystkich na dziesięć lat do więzienia za ,,niegodne obywateli Korei Północnej świętowanie sukcesu''. Na szczęście kilka tygodni później poszedł po rozum do głowy i ogłosił futbolistów oraz trenerów... bohaterami narodowymi.

Korea Północna jest jedynym uczestnikiem MŚ, w którym nie było bezpośrednich transmisji telewizyjnych z RPA. Na nieszczęście dla reżimu, wyjątek zrobiono w przypadku drugiego spotkania z Portugalią. Po nikłej porażce 1:2 z Brazylią liczono na dobrą grę ekipy trenera Jong Hun Kima i sportową niespodziankę. Skończyło się klęską 0:7 oraz nagłym zniknięciem z publicznego życia osób, które podjęły decyzję o przekazie live z Południowej Afryki...

Dwulicowość władców KRL-D wyszła na jaw i wówczas, gdy dopingowanie swojej reprezentacji w RPA zlecili... wynajętym przez chińską agencję reklamową fanom z tego kraju. Koreańczycy zapłacili za ich bilety i koszty pobytu. Na dwóch pierwszych meczach klakierzy byli dość widoczni. Ale podczas trzeciego, gdy drużyna nie miała już szans awansu do 1/8 finału, miejsca dla azjatyckich kibiców świeciły pustkami.

- Śmialiśmy się w Japonii, że na Korei Północnej można zrobić w tym roku dobry interes. Bo za jednego postawionego funta otrzymałoby się aż dwa tysiące w przypadku zdobycia przez ten zespół tytułu mistrzów świata! - usłyszałem od Tsumotu Kishimoto, fotoreportera z Tokio. - Oczywiście nikt nie traktował tych zakładów serio, choć mamy dla Koreńczyków sporo sympatii. Wielu z nich przybyło do naszego kraju w poszukiwaniu pracy i przed, i po drugiej wojnie światowej. Najwięcej mieszka w Osace. Lubimy tych ludzi, bo są bardzo otwarci. A piłkarze, którzy przyjechali grać do naszej ligi z północnej części półwyspu, chłonęli wszystkie nowości jak gąbka. Najbardziej fascynował ich miniaturowy sprzęt grający ze słuchawkami. Ciągle musieliśmy go im pożyczać, bo u siebie nigdy nie widzieli takich urządzeń.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gazetalubuska.pl Gazeta Lubuska