Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Nie pozwolę niszczyć przyrody!

Aleksandra Gajewska-Ruc
Aleksandra Gajewska-Ruc
Pan Jan wychował się w domu nad samą rzeką. - Znam ją jak własną kieszeń - mówi.
Pan Jan wychował się w domu nad samą rzeką. - Znam ją jak własną kieszeń - mówi. Aleksandra Gajewska-Ruc
Policko: Zdaniem Jana Żagunia, Obrą płynęły ścieki i chemia. Służby zaprzeczają.

Gdy zobaczyłem, że rzeką płyną chemiczne zanieczyszczenia i śnięte ryby, zawiadomiłem odpowiednie służby. Zaraz zjawiła się tu policja, wójt, strażacy i inspektor z WIOŚ. Nikt mi nie powie, że nic się nie stało, bo na własne oczy widziałem tłuste plamy na wodzie i czułem smród charakterystyczny dla chemii - opowiada Jan Żaguń pokazując płynącą zaraz za płotem Obrę.

Pan Jan, emerytowany marynarz, przez 30 lat pracował na badawczym okręcie. - Badaliśmy wodę na całym świecie, więc mogę powiedzieć, że znam się na rzeczy. Nie mogę patrzeć na to jak niszczona jest przyroda, również tu, w tak pięknej okolicy. Przecież to jest jeden z najbardziej urokliwych szlaków kajakowych. Codziennie widzę dziesiątki przepływających turystów, również z odległych zakątków, np. z Izraela. Tę trasę pokonywał przed laty Jan Paweł II. Nie mogę patrzeć jak rzeka z roku na rok staje się coraz bardziej zanieczyszczona. Dlatego nie odpuszczę i będę nagłaśniał ten problem - mówi.

Zapytane o sprawę służby nie potwierdzają jednak wersji pana Jana. Zgodnie zapewniają, że powodem śnięcia ryb była tak zwana przyducha - sytuacja, w której niewystarczająca ilość tlenu w wodzie prowadzi do wymierania zamieszkujących tam organizmów. - Wykluczyliśmy udział osób trzecich. Powodem był niski stan wody i mała ilość tlenu - mówi rzeczniczka policji, Justyna Łętowska.

Tego samego zdania są pracownicy gminy, a także Wojewódzkiego Inspektoratu Ochrony Środowiska. - Z badań pobranej wody wynika, że była ona zanieczyszczona, jednak nie w stopniu wyższym, niż zwykle. Na pewno nie był to skutek dostania się do rzeki zanieczyszczeń z jakiegoś zewnętrznego źródła - mówi Marek Demidowicz z WIOŚ.

Przyducha była powodem śnięcia ryb i unoszącego się na d rzeką smrodu również w opinii strażaków. - Zastęp ratownictwa wodnego udał się w górę rzeki. Nie stwierdzono większych zanieczyszczeń - mówi mł. bryg. Dariusz Rzepecki z komendy powiatowej Państwowej Straży Pożarnej w Międzyrzeczu.

Pan Jan nie zgadza się z tymi opiniami. Jest pewny, że ryby nie padły przez brak tlenu. - Przecież wszyscy widzieli nalot, jakby z mydlin i tłuste, ropopochodne plamy na powierzchni. Smród był tak straszny, że okna się nie dało otworzyć i nie był to tylko swąd ryb. Po trzydziestu latach pracy na wodzie potrafię go odróżnić. Czuć było wyraźnie chemią. Oliwa zawsze sprawiedliwa, nie pozwolę zamieść sprawy pod dywan. To już nie pierwszy raz, gdy rzeką płyną ścieki, a winnego nigdy nie ma. Nie uwierzę, że ryby padły przez przyduchę. Raz, że wcale nie było aż tak gorąco, a dwa, że gdyby faktycznie był to brak tlenu, to nie skończyłoby się ot tak, w jedną chwilę - mówi z oburzeniem i zapewnia, że następnym razem, gdy zauważy w rzece nieczystości, powiadomi nie tylko służby, ale i naszą redakcję, żeby Czytelnicy mogli zobaczyć jak w rzeczywistości sytuacja wygląda.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gazetalubuska.pl Gazeta Lubuska