Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Nie tylko gaszą

Aleksandra Łuczyńska 0 68 363 44 60 [email protected]
Strażacy muszą niekiedy ratować koty, które nie wiadomo jak wdrapują się na słupy i drzewa.wrzuta: - Każda akcja jest inna - mówi asp. Dariusz Kowalczyk
Strażacy muszą niekiedy ratować koty, które nie wiadomo jak wdrapują się na słupy i drzewa.wrzuta: - Każda akcja jest inna - mówi asp. Dariusz Kowalczyk fot. Archiwum
Ich praca nie polega tylko i wyłącznie na gaszeniu pożaru. Jeśli trzeba, jadą do wielbłądzicy uwięzionej w kanale albo kota, który nie może zejść z drzewa, pomagają nawet przy transporcie baaaardzo grubych ludzi.

Strażacy z jednostki ratunkowo - gaśniczej Powiatowej Straży Pożarnej w Żarach długo mogliby opowiadać o akcjach jakich brali udział. Dowódca jednostki, st. kpt. Piotr Rybak wspomina jedną z najdziwniejszych, w jakich kiedykolwiek brał udział: - Kończyliśmy akurat ćwiczenia w Kronopolu. Nagle dostaję zgłoszenie o dziwnej treści: wielbłąd wpadł do rzeki w Żarach. Myślałem przez chwilę, że dyspozytor się upił, w końcu w Żarach nie ma rzeki, a jeśli nawet to skąd tam wziął się wielbłąd - śmieje się strażak. - Pojechaliśmy na miejsce, to było przy dzisiejszym placu Konstytucji 3 Maja. Tam rzeczywiście jest kanał przykryty płytami betonowymi, w nim ugrzęzła wielka wielbłądzica z cyrku, którą trzeba było jakoś stamtąd wydostać. Udało się dzięki jej opiekunom.

Pachnące akcje

Innym razem zadaniem strażaków było wydobycie z dziupli w słupie telegraficznym łasicy, która weszła do środka, ale po zjedzeniu obfitego posiłku nie potrafiła wyjść. Zwierzę trzeba było wyciągać po uprzednim wydłubaniu dłutem i młotkiem, większej dziury w słupie. - Wiele razy trzeba było z drzew ściągać koty, które nie potrafiły z nich zejść. Zdarzeń związanych ze zwierzętami jest sporo - opowiada P. Rybak. Wystarczy wspomnieć ubiegłoroczny wypadek, w wyniku którego przewrócił się ogromny samochód przewożący ponad setkę żywych świń. Część z nich zdechła, inne rozbiegły się po okolicy. - Jeszcze kilka dni po tym zdarzeniu w jednostce czuliśmy zapach jakby z PGR - śmieje się mł. kpt. Sławomir Gałek. A skoro mowa o zapachach... - Kiedyś dostaliśmy wezwanie do człowieka, który wpadł do szamba. Niestety, nie było innego sposobu i, żeby go wyciągnąć, nasz kolega musiał wejść do środka. Po akcji musiał spalić całe ubranie, ogolić się do zera i myć kilka razy dziennie, a i to nie pomogło. Przez kilka dni czuliśmy ten uciążliwy zapach - mówi P. Rybak.

Napiszą książkę

Zdarza się, że strażacy są wzywani do pomocy przy transporcie aż nadto otyłych ludzi. - Kiedyś do jednego pana jeździliśmy codziennie, bo trzeba go było wozić na zabiegi do szpitala - opowiada S. Gałek. - Ważył około 220 kilogramów, musieliśmy go było układać na noszach, a jeździliśmy tam w czwórkę.

- Każda akcja jest inna - mówi asp. Dariusz Kowalczyk. - Kiedyś na granicy zatrzymano człowieka, który w bagażniku miał mnóstwo pocisków, pistoletów, moździerzy. Wszystkie, według zgłoszenia miały być uzbrojone. Potem okazało się, że facet sprzedaje wszystko kolekcjonerom.

Były jeszcze wezwania do warana, który okazał się legwanem. Innym razem do kaczki chorującej rzekomo na ptasią, która w rzeczywistości była zastrzelona. I wiele, wiele innych. - Niedawno nasz kolega Darek, wpadł na pomysł, żeby napisać książkę - mówi P. Rybak. - Na pewno się za to weźmiemy.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gazetalubuska.pl Gazeta Lubuska