Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Niemcy chcą nasze domy?

Dariusz Chajewski, (beb) [email protected] 68 324 88 79
Marcin Śmiały z Borowa Wielkiego niemieckich roszczeń się nie boi
Marcin Śmiały z Borowa Wielkiego niemieckich roszczeń się nie boi Mariusz Kapała
Pani Rozalia nie rozumie tej całej awantury z wypędzonymi i oddawaniem Niemcom domów i ziemi. - Przegrały wojnę? Przegrały. To czego teraz chcą? - dziwi się.

Borów Wielki rzeczywiście jest spory. Dwa pałace, kościół z zabytkowym ołtarzem i krzyżami pokutnymi, domy rozrzucone wzdłuż głównej ulicy i rozsiane wokół gospodarstwa przypominające amerykańskie farmy. Nazwy zmieniał jak rękawiczki, tak jak zmieniali się mieszkańcy. Był łużycki Borov (1220), później Grossenbora (1376), Grossenborau (1936-1945), Wielki Borów (1945), Borów Kożuchowski (1945-1948), Borów (1948-2001)... Wielkie stodoły, solidne przedwojenne domy dowodzą, że zawsze był prawdziwą wsią z rolnikami i licznymi, wielopokoleniowymi rodzinami. Na starej pocztówce widać przed szkołą czworo dzieci.

U Kizinkiewiczów po podwórku też biega czworo dzieci. Na podczepionej pod traktor przyczepie obornik, widły. Dom zadbany, samochód, maszyny rolnicze...

- Oczywiście, że to wszystko moje - Marek Kizinkiewicz dziwi się pytaniu. - Rodzice na nas przepisali. Mam akt notarialny, księgę wieczystą... Niemcy? Jak byłem małym chłopcem, ci starsi państwo przyjeżdżali. A ich potomkowie byli może z pięć lat temu. Dogadać się trudno, ale nie wyglądało na to, że chcą tutaj się wprowadzić.

Było bez przytupu

Konferencja w Berlinie miała odbyć się z przytupem. Tłum dziennikarzy, kamery, emocje podsycane przez historie z wypędzonymi w tle. Oczywiście niemieckimi wypędzonymi. Konferencję zorganizował związek właścicieli dóbr na wschodzie. Właścicieli czego? Majątków, które niemieckie ofiary II wojny światowej zostawiły w Polsce i w Czechach. Polscy dziennikarze dopisali, niemieccy wręcz przeciwnie. To za sprawą prezydenta Christiana Wulffa, któremu akurat tego dnia zachciało się rezygnować ze stołka.

Lider związku Lars Seidensticker, były polityk prawicowej Deutsche Volks Union, przekonywał, że biegli w prawie właśnie dogrzebali się do przepisów, które pozwolą wywalczyć zwrot ich, wypędzonych, własności. Jaka własność jest "ich"? Cytując: "zrabowana po II wojnie światowej przez Polskę i Czechy" prywatnym osobom. Konkrety? Przedstawiciele byłych właścicieli naszych domów i pól stwierdzili, że o tych lukach nie mogą jeszcze mówić. I bardzo liczą na poparcie chociażby tak "lubianej" w Polsce Eriki Steinbach, która już przed laty stwierdziła, że wobec bezczynności federalnego rządu, trzeba szukać wsparcia w prawie międzynarodowym.

To jeszcze nie wszystko. Zgodnie z zapowiedziami, wiosną związek rozpocznie w naszym kraju kampanię informacyjną w sprawie roszczeń. Chce nas zarzucić milionami ulotek dotyczących "polskich zbrodni na niemieckich cywilach" i naruszenia prawa międzynarodowego. Seidensticker jest przekonany, że... Polacy nie wiedzą, że wypędzenia są przestępstwem, a ci młodsi nie mogą sobie nawet wyobrazić, co w przeszłości robili ich rodzice. Na dokładkę zapowiadane są manifestacje z udziałem niemieckiej mniejszości w Polsce.

Księga i szlus

Krystyna Śmiała z Borowa Wielkiego mieszka przy pałacu. Taki wielorodzinny budynek. Pranie na sznurach i nikt nie pakuje manatek. I doskonale wie, co w przeszłości robili jej rodzice.

- Jak słyszę takie historie, to zaraz przypominam sobie, co mój ojciec opowiadał o wojnie - pani Krystyna nie kryje irytacji. - I znów ktoś zapomina na amen, kto wojnę zaczął i kto ją tak naprawdę przegrał. A na razie nie ma co Niemców się bać. Jak przyjadą, może zaczniemy.

- Będzie dobrze - uspokaja żartobliwie jej syn Marcin. - Jak przyjdą, to ich pogonimy.
Brodaty mężczyzna myszkuje z workiem po przypałacowym parku.
- Niech przyjeżdżają i zabierają - wzrusza ramionami. - Mam rentę. A dom? O nie, domu mi nie zabiorą, bo to prywatna własność.

Jerzy Michalak robi uspokajający gest. Trzeba tylko mieć wszystkie dokumenty w porządku, księgę wieczystą, akty własności... Nie boi się, bo poprzedni właściciele jego domu umarli bezdzietnie. Ale fakt, dwóch braci mieli.

- No tak, ale jak tak, to my pojedziemy na wschód i zażądamy tam majątku - dodaje po chwili. - My po teściach, bo rodzice z Wielkopolski przyjechali.

Jak żartuje Kizinkiewicz, to autobusy pełne polskich właścicieli na wschód by pojechały. Oni do Dobrowody w województwie tarnopolskim. A w takim Długim to praktycznie mieszkańcy całej wsi ze wschodu przyjechali. To byłaby jedna wielka przeprowadzka.

Roszczenia wyborcze

Seidensticker poinformował media, że związek wystąpił już ze swoimi roszczeniami zarówno do kanclerz Angeli Merkel, jak i do rządu, ale na razie reakcji nie ma. Gdy kilka dni temu o tych planach napisała gazeta Maerkische Oderzeitung z Frankfurtu, na jej internetowym forum rozgorzała dyskusja. - Popieram roszczenia tego stowarzyszenia - stwierdził Hans. Też jest zdania, że o majątki Niemców po wojnie powinno upomnieć się państwo.

Internauci pisali także, że na całym świecie Niemcy są zawsze postrzegani jako sprawcy, a nie ofiary i panuje kult winy, który jest pielęgnowany. - Tak jak i wcześniej, i dziś w Unii Europejskiej uznaje się, że Niemcy powinni płacić i pomagać innym krajom, ale nikt nigdy im za to nie dziękuje - zauważył Paul.

- Osoby, które w ten sposób się wypowiadają, są w mniejszości - skomentował autor artykułu Dietrich Schroeder. - Znam wielu ludzi, w których domach mieszkają dziś Polacy. Odwiedzają się, czasami przyjaźnią i do głowy tym Niemcom by nie przyszło, żeby upominać się o zwrot tych domów.

Gdy o sprawę próbowaliśmy zapytać konsula generalnego Gottfrieda Zaitza, skierował nas do ambasady. Dodał tylko uspokajająco, że to jeszcze jedno zamieszanie zrobione przez tych samych ludzi, co wcześniej. Z kolei Czesław Fiedorowicz, szef Euroregionu Sprewa - Nysa - Bóbr, mówi o kolejnym łowieniu wyborczych głosów w mętnej wodzie. W Niemczech zbliżają się wybory parlamentarne i skrajna prawica kokietuje tzw. wypędzonych i ich potomków. Ale jednocześnie będzie to ważny test dla Merkel. Czy mając wyborczą walkę w perspektywie, potrafi zdecydowanie spacyfikować roszczeniowe nastroje?

- Nie boję się tego wymachiwania ulotkami, a raczej rozdmuchiwania antypolskich nastrojów, wykorzystywania ich w politycznych utarczkach w Niemczech, ale także w Holandii i innych krajach - mówi Fiedorowicz.

Przegrały wojnę

Józef i Anatol Wachowscy od kilkunastu lat mieszkają w Kożuchowie. Wcześniej żyli na stepach Kazachstanu, dokąd ich dziadów wywieźli bolszewicy. Tymi samymi transportami wywieziono rodziny niemieckie. I w Kazachstanie żyli obok siebie, wyprawiali wspólne wesela i pogrzeby. Dlatego Wachowscy zastanawiają się, o co tak naprawdę z tymi wypędzeniami chodzi. Bo przecież wypędzonych to pół świata.

A w Borowie Wielkim ludzie żyją remontem kościoła, wąską ulicą, którą rozjeżdżają tiry, galopującymi cenami i tym, że do lekarza trudno się dostać. A bliźniaki, co stolarnię mają, fajnego drewnianego bałwana wystawili. A polityka międzynarodowa? Owszem, dopłaty Bruksela daje. Właśnie wyczytali, że ktoś dostał 5 milionów za rok. To w Borowie nie dziwią się, że Niemcy sięgają po nasze hektary.

- Ruskie to nam ziemię dały, a Europa co, odbierze? - Rozalia Popławska nie rozumie tej wielkiej polityki. Ale wie jedno. Jak Niemcy będą chcieli tutaj przyjść, znów będzie wojna. A jak będą chcieli od naszego państwa pieniądze, to niech sobie biorą z Litwy, Białorusi, Ukrainy i z Moskwy.

- A w ogóle po co to całe gadanie? - denerwuje się kobieta. - Przegrały wojnę? Przegrały. To czego chcą?

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gazetalubuska.pl Gazeta Lubuska