Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Pan Mieczysław z Olbrachtowa za stratę ryb i śmierć psa wini sąsiadów

Aleksandra Łuczyńska 68 363 44 60 [email protected]
- Po ugryzieniu przez wilczura Żabka nie miała żadnych szans. Nawet nie wiozłem jej do weterynarza - wspomina Mieczysław Szeliga
- Po ugryzieniu przez wilczura Żabka nie miała żadnych szans. Nawet nie wiozłem jej do weterynarza - wspomina Mieczysław Szeliga fot. Aleksandra Łuczyńska
- Zamordowali mi psa. Nie mogę tego odżałować - skarży się na swoich sąsiadów Mieczysław Szeliga z Olbrachtowa. Ci z kolei zaprzeczają: - To historia wyssana z palca, nasz pies by tego nie zrobił - zapewnia młode małżeństwo.

- Jest taka piosenka "Jak dobrze mieć sąsiada". Już w życiu jej nie zaśpiewam, bo mnie ona na pewno nie dotyczy - żali się Mieczysław Szeliga z Olbrachtowa. - Kiedyś mieszkałem tu sobie spokojnie, a dziś... - macha ręką zrezygnowany.
Mężczyzna pokazuje nam staw oddalony zaledwie kilka metrów od jego domu. - Miałem tu piękne ryby, każdego roku kupowałem sobie płotki, karpie, liny. Aż pewnego razu zauważyłem, że jedna po drugiej zdychają. Najpierw to się prawie ze mną bawiły, podpływały pod brzeg, ale zdziwiłem się trochę, bo przecież żadna zdrowa ryba tak nie robi. Potem wszystkie, jedna po drugiej, popadały i pływały brzuchami do góry - opowiada rozżalony.

Winą za to wszystko mężczyzna obarcza swoich sąsiadów, którzy według niego z premedytacją wpuszczają zawartość swojego szamba do jego stawu. - Zaczęło się z końcem maja zeszłego roku, tyle razy byłem u nich, prosiłem i błagałem, żeby mi ryb nie truli. Nawet te zdechłe pod płot im rzucałem, ale to nie poskutkowało. Dalej robią po swojemu. Chciałem, żeby mi tu sanepid pomógł, ale za badanie wody musiałbym płacić, a na to mnie nie stać. Przez całą tą historię już i tak straciłem ponad tysiąc złotych dodaje M. Szeliga.

Pan Mieczysław do sąsiadów ma ogromny żal. Szczególnie po tym, gdy jak twierdzi, zabili mu małego pieska. Do tragedii miało dojść w ubiegłym tygodniu. - Była sobota, wieczór. Poszedłem do nich już któryś raz z kolei, żeby dogadać się w sprawie tego stawu. Mój pies pobiegł za mną. To taki mały szczeniaczek był. Żabka się wabił - opowiada ze łzami w oczach. - Kiedy byłem już blisko, nagle wilczur tych sąsiadów przeczołgał się pod siatką i skoczył na moją Żabkę. Chwycił ją za kark, zaczął szamotać, krew leciała na wszystkie strony. Jak ją potem wziąłem na ręce już wiedziałem, że będzie po niej, nawet nie było sensu jechać do weterynarza, w nocy zdechła. To wina sąsiadów, bo nie upilnowali wilczura - żali się.
W niedzielę mężczyzna wezwał policję. - Prosiłem policjantów, żeby nie dawali im za dużego mandatu, bo wiem, że mają małe dzieci. Chodzi tylko o zadośćuczynienie, oni mnie nawet nie przeprosili - dodaje.
Kamila Zgolak - Suszka, rzecznika żarskiej policji potwierdza: - Została sporządzona notatka, w takim przypadku sprawa trafi do sądu grodzkiego. Najprawdopodobniej będzie rozpatrywana, jako niewłaściwe trzymanie psa.

Po rozmowie z Szeligą udajemy się do jego sąsiadów. To młode małżeństwo, w Olbrachtowie mieszkają od niedawna. Nie chcą podawać swojego nazwiska na łamach "GL". - To bez sensu, nie szukamy rozgłosu. W nowym domu szukaliśmy spokoju, ale okazuje się, że to niemożliwe - wyznaje para. Na pytanie o sobotnie zajście z psem zaprzeczają. - Na pewno szczeniak sąsiada nie zdechł od pogryzienia naszego wilczura - zapewniają. - Sara jest łagodna, bawi się z dziećmi, nigdy nie zrobiłaby krzywdy nikomu. Rzeczywiście, ugryzła tego psa, ale to nie wyglądało tak strasznie, to na pewno nie było przyczyną śmierci. Poza tym, ten pan powinien zwierzaka trzymać na smyczy.

W sprawie odprowadzania ścieków też mają swoje wyjaśnienia. - Przez naszą działkę biegną rury drenarskie, które nie są zaznaczone na żadnej mapie geodezyjnej. Są bardzo stare, poniemieckie, prowadzą do stawu, który z założenia miał pełnić funkcje melioracyjne. Wcześniej o tym nie myśleliśmy, ale mamy w planach zlikwidowanie tych drenów na naszym terenie, wtedy woda nie będzie spływać do sąsiada tylko na naszą działkę, będziemy mogli zrobić sobie oczko wodne i będziemy mieli święty spokój - opowiadają małżonkowie.

Po naszej interwencji sprawą zainteresował się Wiesław Polit z urzędu gminy w Żarach. Jest zdziwiony, że żadna ze stron konfliktu sąsiedzkiego nie zwróciła się z tym problemem do urzędników. - Sprawdzimy, czy do stawu rzeczywiście dostały się ścieki. Łatwo to poznać, chociażby po sinawym kolorze wody i charakterystycznym osadzie na dnie zbiornika - zapewnia pracownik gminy. - Podobną sytuację mieliśmy kiedyś w Siodle, gdzie jeden z mieszkańców upierał się, że to przez sąsiada ma w stawie ścieki. Udowodniliśmy, że jest inaczej, a on nadal się upierał przy swoim. Szkoda, że w tej sytuacji nikt nie zwrócił się do mnie, na pewno skontrolujemy oba gospodarstwa. Wtedy będzie można powiedzieć, po czyjej stronie jest racja - obiecuje urzędnik.
Do tematu wrócimy.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gazetalubuska.pl Gazeta Lubuska