Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Paweł Kaniowski: - Nadzieja jeszcze w nas nie umarła

ROBERT GORBAT 0 95 722 69 37 [email protected]
Paweł Kaniowski ma 37 lat, wychowanek Znicza Gorzów Wlkp., piłkę ręczną uprawia od 20 lat. W polskiej ekstraklasie grał w Stali Gorzów, Śląsku Wrocław i - obecnie - w AZS AWF Gorzów. Absolwent AWF we Wrocławiu, wykładowca w gorzowskim ZWKF. Żonaty z Jolantą, ojciec 12-letniej Julii i 4-letniego Jakuba.
Paweł Kaniowski ma 37 lat, wychowanek Znicza Gorzów Wlkp., piłkę ręczną uprawia od 20 lat. W polskiej ekstraklasie grał w Stali Gorzów, Śląsku Wrocław i - obecnie - w AZS AWF Gorzów. Absolwent AWF we Wrocławiu, wykładowca w gorzowskim ZWKF. Żonaty z Jolantą, ojciec 12-letniej Julii i 4-letniego Jakuba. fot. Kazimierz Ligocki
Rozmowa z Pawłem Kaniowskim, rozgrywającym ekstraklasowych piłkarzy ręcznych AZS AWF Gorzów Wlkp.

- Ostatni mecz w Mielcu miał być dla was początkiem drogi do utrzymania się w elicie. Czy po przegranej wierzycie jeszcze w pomyślny finał sezonu?
- Nadzieja w nas nie umarła, bo rozegraliśmy całkiem przyzwoite zawody. Kolejny raz potwierdziła się jednak prawda, że trudno nam o punkty w wyjazdowych spotkaniach. Teraz nie mamy wyjścia: musimy wygrać w sobotę w Puławach, a potem trzy kolejne pojedynki na swoim boisku. Tylko pod takim warunkiem pojedziemy na ostatni mecz do Legnicy bić się o miejsce w barażach. O wyższej lokacie już nie myślimy.

- Przed sezonem słyszało się głosy, że stać was nawet na awans do play offów. Rzeczywistość okazała się jednak brutalna...
- Wszyscy przystępowaliśmy do rozgrywek z wiarą, że podołamy. Trudno, by było inaczej. A życie boleśnie zweryfikowało przedsezonowe opinie. My, zawodnicy, od początku nastawialiśmy się na walkę o utrzymanie. Bardziej optymistyczne prognozy płynęły z naszego otoczenia. Skąd się one brały? Chyba z tego, że nie wszyscy dostrzegali różnicę poziomów między pierwszą ligą a ekstraklasą...

- Szczególnie nieudana była w waszym wykonaniu pierwsza runda. Dlaczego nie poszliście za ciosem po inauguracyjnym remisie z mistrzami Polski z Płocka?
- Widać taki był potencjał poszczególnych zawodników, a przez to całej drużyny. Choć z drugiej strony nie na tyle niski, byśmy przystępowali do rewanżów z zaledwie trzema oczkami na koncie. Brakuje nam przede wszystkim punktów z przegranych we własnej hali meczów z Azotami Puławy i Zagłębiem Lubin. W obydwu tych spotkaniach zwycięstwa pchały się nam w ręce, a my nie potrafiliśmy po nie sięgnąć. Gdybyśmy byli bogatsi o cztery oczka, to nasza pozycja w spadkowej grupie wyglądałaby dziś zupełnie inaczej.

- Chcesz przez to powiedzieć, że ekstraklasa przerosła możliwości niektórych zawodników?
- Nie mnie o tym wyrokować. Mogę mówić tylko o sobie. Odczuwam duży niedosyt, bo dwa razy musiałem się zmagać z przewlekłymi kontuzjami. Najpierw, podczas letnich Akademickich Mistrzostw Polski naderwałem mięsień dwugłowy. Potem, w zimowym sparingu z Azotami, nieszczęśliwie upadłem na parkiet i zwichnąłem sobie staw barkowo-obojczykowy. Dopiero od tygodnia nie czuję żadnego bólu. Nie mogłem więc pomóc drużynie w takim stopniu, jakiego ode mnie oczekiwano.

- Kibice mówią, że od kiedy w drużynie znalazł się świetny Białorusin Władimir Huziejew, pozostali zawodnicy zaczęli grać słabiej. Zgadzasz się z tą opinią?
- Nie, nie dostrzegam takiej prawidłowości. To jest szukanie problemów na siłę. W ostatnich meczach dobrą formę prezentuje Filip Kliszczyk, nie zawodzą też skrzydłowi i kołowi. Myślę, że na sprawę trzeba spojrzeć inaczej. Młodzi zawodnicy zbierają profity z faktu, iż występują u boku tak znakomitego gracza. Włodek atakuje, ściąga rywali i robi miejsce dla innych. Widzę same pozytywy jego przyjścia do Gorzowa.

- Często narzekaliście ostatnio na poziom sędziowania. W Mielcu dwuminutową karę zarobił nawet twój ojciec. Czy praca arbitrów w ekstraklasie rzeczywiście pozostawia wiele do życzenia?
- Nie można przenosić tej opinii na wszystkie spotkania, ale w Mielcu dwukrotnie mieliśmy do czynienia ze stronniczym gwizdaniem. Każdy zawodnik i trener wie, kiedy błędna decyzja wynika ze zwykłej ludzkiej pomyłki, a kiedy wkrada się perfidia i sterowanie zawodami. A tak właśnie działo się w drugiej połowie naszego ostatniego meczu ze Stal. Gdy odrobiliśmy straty do gospodarzy, pojedynek stracił sportowy charakter. Kary dostawaliśmy nawet za to, że staliśmy bez ruchu obok rzucającego na naszą bramkę rywala. W takich sytuacjach człowiekowi trudno opanować wściekłość.

- Dziękuję.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gazetalubuska.pl Gazeta Lubuska