MKTG SR - pasek na kartach artykułów

Płynęły pieniądze

MICHAŁ IWANOWSKI (68) 324 88 35 [email protected]
Milion złotych w kilka dni zarobiła na transakcjach kartami płatniczymi firma z Zielonej Góry. Karty były białe, pasek magnetyczny - skopiowany na Ukrainie. Klienci tej firmy żyją w USA i nic o niej nie wiedzą. A jej szefowie wcześniej byli na Cyprze i wcale nie po to, żeby się opalać...

Tą historią przez dwa lata zajmowała się prokuratura. Przez kolejne dwa lata akta sprawy przeleżały w sądzie. Za tydzień pięciu oskarżonych stanie przed sądem.

Płynęły pieniądze

W ostatnich dniach grudnia 1999 r. kontrolerzy warszawskiego Centrum Kart i Czeków Pekao SA wpadli w popłoch. Ponad 600 operacji kartami płatniczymi Visa i Master Card w siedzibie zielonogórskiej firmy Wimako okazało się fikcyjnych. Fałszerstwo polegało na skopiowaniu pasków magnetycznych z kart oryginalnych i wgraniu ich na tzw. biały plastik. W firmie nie dopełniono też wymogów autoryzacji. Na konto firmy powędrowało nielegalnie ponad 1,2 mln zł.
W tym samym czasie podobny szok przeżyli pracownicy Pol Cardu - drugiego polskiego wystawcy bankowych kart płatniczych. W sklepie w Gubinie i w hurtowni spółki Kaidar w Zielonej Górze też posłużono się kartami ze skopiowanym paskiem magnetycznym. Zanim wstrzymano wypłaty, na konto w Gubinie wpłynęło 92 tys. zł, a do Kaidaru - 43 tys. zł.

Rekordowy utarg

Właściciele Wimako: Wiesław C. (55-letni chemik) i jego rówieśnik Markus S. (obywatel Polski i Niemiec) handlowali w Zielonej Górze sprzętem komputerowym. W październiku 1999 r. zawarli z Pekao SA umowę na obsługę i rozliczanie transakcji kartami płatniczymi. Wkrótce w siedzibie firmy przy ul. Kazimierza Wielkiego zainstalowano terminal na karty. I zaczęły się dziwy...
W grudniu firma miała w magazynach towar wartości ponad 300 tys. zł. Nawet gdyby sprzedała wszystko w miesiąc z marżą detaliczną, obrót wyniósłby 442 tys. zł. A w ciągu kilku dni wpływy z płatności kartami wyniosły tam 1,2 mln zł. Potem okazało się, że rzekoma sprzedaż nie była udokumentowana żadnymi fakturami. Wimako poprzez przelew kartą uregulowała m.in. 500-tysięczny kredyt bankowy.

Szef nosił kartony

Jak to tłumaczyli w prokuraturze właściciele? Stwierdzili, że 10 grudnia sprzedali swe udziały w firmie obywatelowi Białorusi Viktorowi S., a razem z firmą sprzedali pomieszczenie, w którym był zamontowany terminal na karty. Klucze od lokalu miał też posiadać nowosolanin Zdzisław R. To on skontaktował ich z Viktorem S.
Więcej światła rzuciły na sprawę zeznania Viktora S. Był bez grosza i nigdy nie zapłacił za Wimako. Przyznał, że w Nowej Soli spotkał się z właścicielami Wimako, a ci zaproponowali mu, by został fikcyjnym szefem firmy. Mimo obaw przyjął propozycję. Jego rola ograniczyła się do podpisania kilku dokumentów, których nawet nie czytał.
Nowy szef zajmował się też... pakowaniem na regały kartonów z towarem. Podczas tej pracy podpatrzył, jak w siedzibie firmy Markus S. operował kartami przy terminalu. - Wielokrotnie przeciągał nimi przez terminal, drukował paragony. Karty były całe białe i miały ciemny pasek wzdłuż - zeznał.

Turecki ślad

Do kogo należały karty? Do obywateli USA i Kanady. Okazało się, że dane z pasków magnetycznych ich kart zostały sczytane na Ukrainie, podczas ich pobytu, w kilku punktach handlowych. Stamtąd dane spłynęły do Ukraińskiego Centrum Przetwarzania Danych i tam przez pewien czas jego pracownicy mieli do nich nieograniczony dostęp. Wtedy jeden z pracowników (do dziś nieustalony) nielegalnie skopiował dane na dyskietki.
Między tym wydarzeniem a transakcjami w Zielonej Górze istnieje luka. Prokuratura ma jednak nieoficjalną teorię. Latem 1999 r. Markus S. i Wiesław C. byli na Cyprze. Tam prawdopodobnie spotkali się z przedstawicielami międzynarodowego światka przestępczego, zajmującymi się nielegalnym handlem danymi z kart. Dostali je lub kupili. Wkrótce grupę tę rozbiła policja turecka, a wśród aresztowanych na Cyprze był m.in. Polak z woj. lubuskiego.

Rynek nie znosi próżni

Dane o koncie klienta mogą być elektronicznie wczytane z dyskietki na czysty pasek magnetyczny umieszczony na plastikowej karcie o oryginalnych wymiarach (proceder ma angielską nazwę "skimming"). Potem można z powodzeniem dokonywać oszukańczych transakcji.
Kilka osób, które w grudniu 1999 r. dysponowały "białymi kartami", skontaktowało się także z właścicielami punktu w Gubinie i w zielonogórskim Kaidarze. Właściciel gubińskiej hurtowni Michał P. zeznał, że przychodził do niego mężczyzna o imieniu Andrzej i korzystał z jego terminala. On dostawał 10 proc. od każdej transakcji w zamian za udostępnienie sprzętu. Twierdzi, że nie zna "Andrzeja". Sporządzono tylko jego portret pamięciowy.
Przed sądem odpowiedzą więc tylko szefowie firm, w siedzibach których dokonywano operacji.
Zdaniem zielonogórskiej prokuratury, rozbicie tej grupy nie gwarantuje, że nasze karty płatnicze są całkiem bezpieczne. Po dokonaniu płatności zawsze może się zdarzyć, że dane wpadną w niepowołane ręce. Bo rynek - także nielegalnych danych - nie znosi próżni.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gazetalubuska.pl Gazeta Lubuska