Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Po tragedii w Kamieniu Pomorskim: - To nie te rany bolą mnie najbardziej

Agnieszka Grabarska, Głos Szczeciński [email protected]
- Moja rodzina żyje i to jest najważniejsze - zapewnia Emilia Staniszewska. - Nie przejmuję się tym, że mam oszpeconą twarz. Martwię się tylko tym, jak tragiczne wydarzenia odbiją się na moich dzieciach. Wraz z mężem i trójką dzieci mieszkają na razie w dwupokojowym mieszkaniu teściów.  Z darów - przynoszonych przez mieszkańców Kamienia wybrali kilkanaście worków odzieży. Nic więcej nie mają.
- Moja rodzina żyje i to jest najważniejsze - zapewnia Emilia Staniszewska. - Nie przejmuję się tym, że mam oszpeconą twarz. Martwię się tylko tym, jak tragiczne wydarzenia odbiją się na moich dzieciach. Wraz z mężem i trójką dzieci mieszkają na razie w dwupokojowym mieszkaniu teściów. Z darów - przynoszonych przez mieszkańców Kamienia wybrali kilkanaście worków odzieży. Nic więcej nie mają. fot. Agnieszka Grabarska
- Wiedziałam, całą sobą przeczuwałam, że kiedyś w naszym budynku dojdzie tragedii. Nie przypuszczałam tylko, że będzie ona tak wielka i tylu ludzi straci życie - mówi Emilia Staniszewska.

Kobieta od dwóch lat błagała urzędników o pomoc. Nie chciała mieszkać w budynku, w którym niemal co noc wybuchały pijackie burdy. Bała się o zdrowie swoich dzieci. W walce o godne warunki życia, wspierała także sąsiadów.

Dziś opłakuje ich śmierć. Choć sama z tragicznego pożaru wyszła z oszpeconą twarzą, zapowiada że nadal będzie walczyć. Tym razem o to aby ludzie, którzy jej zdaniem przyczynili się do tragedii, zostały ukarane.

Azbest w płucach

O tym, że budynek na Wolińskiej nie nadaje się do zamieszkania przez ludzi, kobieta przekonywała od dwóch lat. Podczas remontu w jej mieszkaniu, jeden z budowlańców zaczął podejrzewać, że w ścianach może znajdować się azbest.

Mieszkańcy na swój koszt zlecili zbadanie pobranej próbki. Przeprowadzona przez Akademię Górniczo-Hutniczą w Krakowie badania, potwierdziły podejrzenia. Mieszkańcy budynku wdychają azbest - wynikało z analizy.

- Dokumenty, które przedstawiłam w magistracie zostały zlekceważone - mówi kobieta. W zamian za to burmistrz zlecił własną ekspertyzę. Ta miała wykazać, że toksyczny pierwiastek jest ale w śladowych, nie zagrażających ludziom ilościach.

Bali się mieszkać

- Nie przekonało mnie to. Bałam się o zdrowie swoich dzieci. Córka choruje na mukowisydozę, syn cierpi na astmę. Jestem przekonana, że to przez ten azbest - twierdzi kobieta.

Przyznaje także, że strach był nieodłącznym towarzyszem życia jej i mieszkańców. Największy paraliżował ich podczas pijackich burd. Niemal codziennie w niektórych mieszkaniach, odbywały się pijackie libacje. Często pojawiały się na nich osoby z miasta.

- W budynku mieszkali pijaczkowie, którzy notorycznie nadużywali alkoholu. Jak tylko usłyszeliśmy, że w pobliżu piją, nie pozwalaliśmy dzieciom samym wychodzić na korytarz ani do toalety - mówią Staniszewscy.

Ich obawy nie były przesadzone. Kilka dni przed tragedią, kompletnie pijany mężczyzna, zepchnął ze schodów kobietę, która próbowała uciszyć awanturnika.
Ratuj

Feralnej nocy z niedzieli na poniedziałek, w budynku też miała odbywać się zakrapiana alkoholem impreza.

- Moje dzieci były już w łóżkach. Ja też szykowałam się do spania. Nagle poczułam swąd spalenizny. Kiedy wybiegłam na klatkę, zobaczyłam płonącą szafę. Zadzwoniłam po straż i zaczęłam krzyczeć, że się pali - relacjonuje tragiczne wydarzenia pani Emilia.

- Spałem już, kiedy dostałem od synowej dramatyczny telefon. Dzwoniła z płonącego mieszkania i błagała o ratunek. Droga ucieczki była już odcięta - wspomina teść kobiety. Nie mogę zapomnieć tego jej przeraźliwego krzyku: Tato ratuj dzieci, bo się palimy - mówi ze łzami w oczach.

Dzieci stały na dachu

Kiedy Kazimierz Staniszewski dojechał na miejsce, troje jego wnucząt było już bezpiecznych.
- Kiedy okazało się, że cały korytarz jest już w ogniu a my nie możemy wydostać się z mieszkania, łapałem w popłochu dzieci i wystawiałem je na daszek. Na szczęście był tuż pod oknem ich pokoju - wspomina ze łzami w oczach ojciec maluchów.
Krzyczące dzieci na ziemię ściągnęli strażacy.

- Dziękowałem Bogu, za ten daszek, bo dzięki temu moje dzieci żyją - uważa Wiesław Staniszewski.

On i jego żona także uratowali się z płomieni. Pani Emilia z poparzoną twarzą trafiła do szpitala.
- W pewnym momencie doznałam szoku, bo zapomniałam gdzie są moje dzieci. Dopiero mąż uświadomił mi, że wszyscy żyjemy - wspomina kobieta.

Boi się twarzy mamy

Pani Emilia w kamieńskiej lecznicy spędziła dwa dni. Ma poparzone dłonie i twarz. Zapewnia, że rany, które wyrządził jej ogień nie bolą.

- Moja rodzina żyje i to jest najważniejsze - zapewnia. - Nie przejmuję się tym, że mam oszpeconą twarz. Martwię się tylko tym, jak tragiczne wydarzenia odbiją się na moich dzieciach.

Obawy matki mogą być słuszne. Najstarsza córka od chwili, gdy zobaczyła opuchniętą twarz, nie chce się nawet do niej zbliżyć.

- Choć ma już 8 lat, na widok żony dostaje histerii. Przerażona odwraca głowę i płacze - opowiada ojciec. Młodsze dzieci, choć mówią otwarcie, że domek im się spalił, lgną do matki.

- Byłam na spacerku i zerwałam mamusi kwiatuszki. Jak je dostanie, to będzie jej wesoło - mówiła młodsza córeczka.

Próbują zacząć od nowa.

Po wyjściu pani Emilii ze szpitala, Staniszewscy z ośmioletnią Kornelią, pięcioletnią Karolinką i trzyletnim Konradem, zamieszkali u rodziny. W dwóch maleńkich pokoikach, wśród worków z darami, koczuje siedem osób.

- Jutro będziemy prosić o jakieś lokum, bo tutaj się nie pomieścimy - mówi pani Emilia.

Nie ukrywa, że kolejna przeprowadzka do obcego miejsca nie będzie dla niej łatwa.
- Długo nie mieliśmy gdzie mieszkać. Tułaliśmy się po różnych miejscach. Kiedy dzisiaj pojechałam pierwszy raz zobaczyć zgliszcza, łkałam jak dziecko - opowiada. - Nie mogę zrozumieć jak można było zlekceważyć nasze ostrzeżenia. Tyle razy mówiliśmy przecież, że tam się nie da mieszkać - mówi oburzona.

Zapewnia jednak, że musi i chce jak najszybciej się pozbierać.

- Głównie po to, aby moja rodzina mogła rozpocząć nowe życie. Ale zapewniam też , że będę walczyć dalej. Aż ktoś za tę tragedię nie zapłaci. Bo temu nieszczęściu można było zapobiec - uważa kobieta.

Znaleziono winną?

* Zaprószenie ognia to najbardziej prawdopodobna przyczyna wybuchu pożaru w Kamieniu Pomorskim. Ostateczna przyczyna pożaru może zostać podana dopiero po przygotowaniu finalnego raportu w tej sprawie. Pożar wybuchł w północnej części budynku, w środkowej części, czyli na korytarzu, na pierwszym piętrze. Z raportu wynika, że nie było możliwości uratowania większej liczby osób.

Warunki niespełniające współczesnych standardów bezpieczeństwa, brak dróg ewakuacji, co stwarzało zagrożenie życia, późne zawiadomienie o pożarze miały zasadniczy wpływ na rozmiar pożaru. Ostateczna liczba ofiar tragedii dalej jest nieznana. Do badań dostarczono 20 ciał i cztery fragmenty szczątków, co do których nie wiadomo, czy należą do jednej, czy większej liczby osób.

* "Super express" podał, że wszystko wskazuje na to, że tragiczny pożar nie był wypadkiem, ale dziełem człowieka. Ktoś podłożył ogień. Kto? Mieszkańcy hotelu socjalnego, którzy przeżyli tragedię mówią o jednej z lokatorek - Bożenie S. Podobno znajdowała się w wiecznym konflikcie z sąsiadami i od dawna groziła, że puści z dymem hotel wraz z ludźmi. Tego wieczora miało dojść w hotelu do awantury, podczas której Bożena S. została nawet przez jednego z lokatorów zepchnięta ze schodów. Bożena S. zginęła w płomieniach.

* Kancelaria Prezydenta i Kancelaria Premiera zamierzają uczcić pamięć kobiety, która poświęciła własne życie, by ratować sąsiadów z płomieni podczas pożaru w Kamieniu Pomorskim. Teresa Pasiuk miała dużo czasu, by bezpiecznie opuścić budynek. Zamiast tego zdecydowała się jednak na bieg po płonącym korytarzu w celu obudzenia innych lokatorów budynku. Kobieta zginęła w pożarze ratując swoich przyjaciół, którzy przeżyli dzięki jej poświęceniu.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gazetalubuska.pl Gazeta Lubuska