Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Pokój dla sześciu

JANCZO TODOROW [email protected]
Miasto doliczyło się ok. 55 osób, które nie mają dachu nad głową. Na bezdomnych czeka 12 łóżek w dwóch mieszkaniach lub nocleg w przyzakładowej świetlicy. O stworzeniu noclegowni na razie nikt nie mówi.

Latem mało kto przejmuje się losem bezdomnych. Mroźna zima wywołuje większy odruch człowieczeństwa, a wiadomość o kolejnym zamarzniętym gdzieś w Polsce robi duże wrażenie. - Jeszcze cztery lata temu zainteresowaliśmy się losem bezdomnych - mówi Dariusz Staniek, szef Sztabu Ratownictwa. - Krążymy po mieście i zaglądamy do różnych zakamarków. Jak zauważymy leżącego na mrozie człowieka, odwozimy go do szpitala. Innych bezdomnych przekonujemy, by przenieśli się do noclegowni. Ostatnio udało nam się dwóch takich namówić i poszli. Pewnego bezdomnego zabraliśmy do szpitala. Jak się podleczył, to postanowił wrócić w rodzinne strony i wyjechał.

Pokój dla sześciu

Nawet podczas trzaskającego mrozu, niektórzy nie rezygnują ze swojego stylu życia i nie chcą iść do noclegowni. W mieście mówi się np. o starszej pani, która ma mieszkanie, ale woli ze stadem psów i kotów żyć w działkowej altance. Twierdzi, że woli mieszkać na świeżym powietrzu. Ratownikom nie udało się przekonać też mężczyzny z wagonowni, który wstydzi się iść do noclegowni, bo mówi, że fatalnie wygląda i jest brudny.
A tak naprawdę w mieście noclegowni z prawdziwego zdarzenia nie ma. Za taką służył niegdyś dworzec kolejowy, o miejsce przy ciepłym kaloryferze bezdomni toczyli boje. Teraz nikt tam nie grzeje, więc schronienia trzeba szukać gdzie indziej.
Niektórzy dali się namówić do zamieszkania w tzw. lokalach readaptacyjnych. Mają dzięki temu wrócić z bezdomności do normalnego życia. Ośrodek Pomocy Społecznej otworzył dwa takie mieszkania - jedno przy ul. Szkolnej, drugie w Kunicach. W każdym są piętrowe łóżka, miejsce w pokoju dla sześciu osób. Jest kuchnia, kuchenka gazowa i węglowa, a w pokoju piec kaflowy. Dla rozrywki - telewizor.

Gdyby jeszcze praca

Przy Szkolnej mieszka Włodzimierz, ma 57 lat, jest w tym mieszkaniu od dwóch miesięcy i już zdążył się przyzwyczaić. - Nie mam problemów alkoholowych, więc nie przeszkadza mi zakaz picia alkoholu. A tamci, co śpią po śmietnikach i w barakach już od wódki nie odejdą, zresztą oni są już na denaturacie, mają swoje życie, swoje paczki, z którymi nie chcą się rozstawać. Tu można się wyspać, nie trzeba marznąć, zupę dadzą, można ją też samemu ugostować. Gorzej, że nie ma pracy, wszędzie mi mówią, że jestem za stary, nikt mnie nie chce - opowiada mężczyzna.
Najdłużej w azylu jest Stanisław, z zawodu spawacz i ślusarz. Bez pracy jest od czterech lat. - Do spawania już się nie nadaję, bo mam słabe oczy, będę się starał o grupę inwalidzką.
Pracy szuka też 53-letni Waldemar, powrócił do Żar po długiej nieobecności. Nie chciał marznąć, więc parę godzin po przyjeździe znalazł się w azylu.
- To mieszkanie jest naszym azylem spokoju, nędzy i rozpaczy. Bo komu jesteśmy potrzebni? - pyta z żalem Włodzimierz. Od dwóch tygodniu w azylu jest też Zdzisław, budowlaniec z zawodu, przeszedł z rancza w Mirostowicach Dolnych. - Nie podobało mi się tam, wracałem z pracy zmęczony i znowu musiałem robić, miałem dość i odszedłem - wyjaśnia.
Najmłodszy z piątki lokatorów jest Pawełek, ma 28 lat. Zazdroszczą mu trochę, bo jest na liście kandydatów do mieszkania socjalnego. Będzie na swoim.
- To błędne koło - denerwuje się Stanisław. - Jak nie masz mieszkania i meldunku, to nie dostaniesz pracy, a jak nie pracujesz, to nie dostaniesz mieszkania. Według mnie rozwiązanie jest proste - niech władze miasta dadzą nam pracę, to sam wynajmę mieszkanie. I powinna być w mieście większa noclegownia, żeby bezdomni, również ci przejezdni mogli się wykąpać, przenocować i jechać dalej.

Wolą pod niebem

Bezdomnymi w azylu opiekuje się Krystyna Kulpa, pracownik socjalny.
- To najważniejsza osoba, jak przełożony w wojsku - żartują mężczyźni. K. Kulpa zapewnia, że problemów z podopiecznymi nie ma. - Sąsiedzi też się nie skarżą, wręcz odwrotnie, chwalą, że nasi lokatorzy są uczynni, pomagają.
Stefan Łyskawa, kierownik OSP zapewnia, że 12 miejsc w obu mieszkaniach readaptacyjnych na razie wystarcza. - W razie potrzeby w każdym w z tych lokali można przenocować na materacach jeszcze sześciu bezdomnych. Do dyspozycji mamy też świetlicę przyzakładową Pekomu SA przy ul. Bohaterów Getta. Tam możemy ustawić 30 łóżek z materacami i dać koce. Jest tam toaleta i pomieszczenie do przygotowania posiłków. Ale nie ma chętnych. Bo stawiamy warunek, żeby bezdomni zerwali z nałogiem alkoholowym. Dla wielu jest to nie do przyjęcia, wolą pozostać pod gołym niebem. Nikogo nie możemy zmusić, żeby zamieszkał w naszych lokalach. Chociaż teraz podczas siarczystych mrozów jesteśmy skłonni trochę przymknąć oko i przyjąć bezdomnych nadużywających alkoholu - mówi kierownik.
S. Łyskawa przyznaje, że w mieście przydałaby się większa noclegownia. Dałoby się ją utworzyć nawet w pustym dworcu kolejowym. I o takiej myśli, ale to sprawa przyszłości.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gazetalubuska.pl Gazeta Lubuska