Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Polacy zamordowani w Peru. To była egzekucja

Maja Gutowska
Oboje byli bardzo doświadczonymi kajakarzami.
Oboje byli bardzo doświadczonymi kajakarzami.
To była egzekucja. Indianie zastrzelili parę polskich podróżników. Nie bronili swojej ziemi przed białymi ludźmi, nie chronili tabu. Byli złymi ludźmi...

W ostatni poniedziałek, a był to dzień, w którym media obszernie donosiły o tragedii Celiny Mróz i Jarosława Frąckiewicza, polskich kajakarzy z Trójmiasta, zamordowanych w Peru, brat Celiny, Bogumił Mróz wszedł do ich mieszkania. Włączył odtwarzacz, chcąc posłuchać muzyki, jaką w kwietniu, przed wyprawą do Peru słuchała jego siostra i jej mąż.

Ale zamiast muzyki usłyszał lekcję języka hiszpańskiego. Ich mieszkanie wyglądało tak, jakby było opuszczone na chwilę. - Wyglądało tak, jakby Celinka zostawiła gości, zbiegła do sklepu, by za chwilkę wrócić i poczęstować nas ciasteczkami, jakie kupiła - opowiada jej brat, a głos mu się załamuje.

Bo już wie, że Celina Mróz i Jarosław Frąckiewicz nie wrócą do Trójmiasta. Zostali zamordowani przez Indianina, 29-letniego Freddy'ego Ruiz Garcia, a stało się to prawdopodobnie 27 maja.

Pocięli maczetami

Pierwsza wersja dotycząca okoliczności śmierci polskich podróżników, jaką poznał Bogumił Mróz, była następująca: - Najprawdopodobniej według zeznań świadków i wiedzy policji po ostatnich problemach Celinki i Jarka w dniu 26 maja, kiedy to rozbili biwak na brzegu rzeki Urubamba, skąd tubylcy kazali im się wynosić, okazało się, że zostawili wózek do kajaka. Wrócili po niego. Dogadali się z Indianami, odzyskali wózek, rozstali się w przyjaźni.

Ale to ich nauczyło, że Indianie nie są do nich nastawieni przychylnie, a raczej wrogo. To dlatego następnego dnia, spływając wieczorem z rzeki, zdecydowali się zanocować naprzeciwko wioski, na plaży po drugiej stronie brzegu.

Być może było już ciemno i nie zauważyli, że i tam, gdzie chcieli rozbić obóz, w głębi też stoi kilka chat. Pijany Indianin z plemienia Asháninka przyszedł do nich i zażądał, by odpłynęli. Kiedy zaczęli składać namiot wrócił ze strzelbą. Strzelił do nich, po czym razem z kuzynem pocięli ich ciała maczetami i wrzucili do rzeki. Ich cały dobytek rozdzielili między siebie.

- Zobaczyłem w internecie zdjęcia tych rzeczy. Przecież oni nie mieli nic z czego ktoś miałby wielki pożytek. Zegarek, telefon komórkowy, aparat fotograficzny - to wszystko, co mieli najcenniejszego.
Kajak był składany, produkcji rosyjskiej, worki uszyte przez brata, z nieprzemakalnego brezentu, trochę ubrań, koszulki, bielizna, środki higieny, filtr do wody. To wszystko. To jest warte ludzkiego życia? - gorzko pyta Andrzej Frąckiewicz, brat Jarosława.

To nie tabu

Była też wersja dotycząca motywu zabójstwa: kilka tygodni wcześniej wśród miejscowej ludności krążyły opowieści o białych, którzy mordują Indian. W ostatnich dniach sprawę zabójstwa gdańskich kajakarzy komentowało wielu polskich podróżników bywających w Ameryce Południowej.

Mówili, że być może Celina i Jarek nie znali języka hiszpańskiego. Być może naruszyli jakieś tabu. Może nie zachowali się zgodnie z indiańskimi zwyczajami. A nawet, że mogła to być prowokacja policji, która chce odebrać Indianom ich ziemie.

Tomasz Surdel, polski dziennikarz, fotoreporter i podróżnik, który koordynował akcję poszukiwawczą Celiny i Jarosława przesłał informację o wizji lokalnej, jaka miała miejsce w jednej z wiosek w prowincji Atalaya, ostatniej, do której dotarli polscy kajakarze.

Zatrzymany Indianin zeznał, że Polacy zostali zastrzeleni nie podczas biwaku, ale w kajaku, gdy spływali rzeką. Nie naruszyli jakichkolwiek lokalnych zwyczajów. To była egzekucja.

Celina Mróz miała 58 lat. Jej mąż, Jarosław Frąckiewicz skończył siedemdziesiątkę. Oboje byli na emeryturze. On był filozofem, emerytowanym wykładowcą Politechniki Gdańskiej. Ona emerytowanym inżynierem budownictwa wodnego. Kajakami pływali razem od ponad 20 lat.

Składakiem przez świat

Przeszła na wcześniejszą w ubiegłym roku. Pisała na blogu: "Zdecydowałam - idę na wcześniejszą emeryturę i będziemy podróżować z Jarkiem składakiem przez świat. Czy się podzielić radością, czy nic nie pisać, aby nie zapeszyć?

Jednak napiszę. Młodzi wyruszają w świat przed studiami, po studiach, rzucają pracę aby podróżować, a my pojedziemy na emeryturze. Będziemy mieli więcej czasu, ale mniej pieniędzy, wiadomo. Na szczęście kajak umożliwia turystykę za niewielkie pieniądze. Praktykujemy to od lat. Najdroższa jest podróż.

Na miejscu dzięki kajakowi możemy biwakować na dziko nad wodą i kucharzyć na własną rękę. Przed nami cały świat, aby tylko zdrowie pozwoliło i aby nam się chciało. Będziemy robić to, na co mamy ochotę, pływać tu czy tam, wolniej lub szybciej. Kibicujcie nam i radźcie, gdzie pływać i jak pływać składakiem przez świat."

Podróż do Peru miała być wyprawą ich życia. Tak o niej mówili rodzinie i przyjaciołom. Byli doświadczonymi kajakarzami. Przez ostatnich 20 lat pływali i po Dunaju, i po Dniestrze, i po Bugu.

Pływali po rzekach w Hiszpanii, w Mołdawii, we Włoszech, w Serbii, na półwyspie Kolskim, na Syberii w pobliżu Bajkału, w Turcji, pływali Nilem w Egipcie, spływali Gangesem w Indiach, w Kanadzie po wielkich jeziorach. W tym roku dostali "Kolosy", największą nagrodę podróżników, za całokształt, uśmiech i radość życia, którymi potrafili się dzielić z wszystkimi.

Spotkali złego człowieka

W dniu, kiedy wyszło na jaw zabójstwo Celiny i Jarosława, w Peru odbywał się kongres przywódców indiańskich plemion. Sprawa zabójstwa Celiny i Jarka stała się jednym z głównych tematów dyskusji. Indianie do rodzin ofiar i Polaków wysłali list z prośbą o wybaczenie. Zadeklarowali też współpracę z organami ścigania w wyjaśnieniu wszystkich okoliczności oraz ukaraniu winnych.

Ciał Celiny i Jarosława, ani ich szczątków do tej pory nie odnaleziono. Indianie mówią, że Ukajali niczego nie oddaje. - To dlatego tkwi w nas jeszcze cień nadziej. Myślimy, a może jednak oni gdzieś są. Takie myśli się pojawiają, żeby człowiek nie zwariował - mówi zarówno Andrzej Frąckiewicz, jak i Bogusław Mróz.

Zresztą, oni nie mówią o Celinie i Jarku w czasie przeszłym. Mówią: - Proszę zobaczyć zdjęcia. Tacy są uśmiechnięci, zawsze gotowi do rozmowy. Żyją w wierze, że są bezpieczni. Ale spotkali złego człowieka i wtedy całe bezpieczeństwo pryska. Przed złym człowiekiem nie ma żadnej obrony.

Oferty pracy z Twojego regionu

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gazetalubuska.pl Gazeta Lubuska