Dotyk? Proszę bardzo. Spróbujcie przejść się bosą stopą po ściernisku, pogładzić chrapy konia. Smak? Bliny, zsiadłe mleko, a przede wszystkim niezwykłe poleskie pierogi. Wzrok? Możecie zobaczyć jak przed laty pracowali żniwiarze, jak wyglądały poleskie gospodynie na co dzień i od święta. Słuch? Oj warto było posłuchać tego co śpiewano, gdyż większość z przyśpiewek to zarazem krótkie opowieści i to z morałem.
- To już nasze kolejne spotkanie przy okazji poleskich żniw - mówi inicjator i organizator, ba, lokomotywa tego niezwykłego festynu Eugeniusz Niparko. Dlaczego akurat poleskich nikomu już nie trzeba tłumaczyć. To właśnie tutaj w 1945 roku przybyli, a raczej przywiezieni zostali mieszkańcy kilku poleskich wsi i chutorów. Między innymi Petelewa i wczoraj, przy okazji festynu, otwarto nawet niewielkie muzeum poświęcone tej nieistniejącej już wsi.
- Byłam jakiś czas temu w miejscu, gdzie było moje Petelewo - wzdycha Maria Dobryniewska. - Cóż, nie ma śladu, została tylko jedna chata, w której mieszkała starsza kobieta, która nie wyjechała. Tam, gdzie były nasze domy szumiało zboże, ostało się jakieś stare drzewo owocowe...
Przez kilka dekad ludzie z Polesie powtarzali, że ich dom jest tam, na wschodzie, wśród błot, bagien i rozlewisk. Dla nich kraina dzieciństwa, kraina mlekiem i miodem płynąca. No, może raczej rybami, mlekiem i lnem, chociaż pasiek także nie brakowało. Stąd i nic dziwnego, że Poleszucy "swoje" Polesie przenieśli tutaj. Jak wspominają pociąg z repatriantami stanął w Poznaniu. Wybrali jedną z trzech dróg, tam, gdzie tory kończyły się w Cybince. Gdyż patrząc na mapę mieli wrażenie, że to kraina najbardziej przypominająca ich rodzinne strony.
A w sobotę byliśmy na prawdziwych, kresowych żniwach. Był uroczysty pochód na pole, poświęcenie wody i łanów, pokaz sztuki koszenia, przepraszam żęcia, zboża sierpem, pracy kosą, później ustawianie snopów, droga z pola, młócenie cepem, ziarno w żarnach, mąka i wreszcie pieczenie chleba. Tak to z chlebem bywało.
- Tam, u nas, na ten chleb trzeba było ciężko zapracować - mówi pani Maria. - Stąd schylano się po każdy okruszek, nad każdym bochenkiem czyniono znak chleba. Dziś tego powszedniego chleba nie potrafimy docenić. To też jeden z powodów, dla których każdego roku właśnie tutaj się spotykamy...
Przeczytaj też: Wasze Kresy: I pożegnaliśmy nasz Stary Sambor
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?