Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Polescy żeńcy ruszyli w pole. Gdzie? W Białkowie [ZDJĘCIA]

Dariusz Chajewski
Krótki kurs pracy sierpem przeszły nawet członkinie białoruskiego zespołu
Krótki kurs pracy sierpem przeszły nawet członkinie białoruskiego zespołu Mariusz Kapała / GL
"Jak to z chlebem było"... Sobotnia impreza w Białkowie to była nie tylko podróż w czasie, ale i w przestrzeni. Nagle goście tej niezwykłej imprezy trafili na Polesie i to przed 1939 rokiem. I poczuli to wszystkimi zmysłami...

Dotyk? Proszę bardzo. Spróbujcie przejść się bosą stopą po ściernisku, pogładzić chrapy konia. Smak? Bliny, zsiadłe mleko, a przede wszystkim niezwykłe poleskie pierogi. Wzrok? Możecie zobaczyć jak przed laty pracowali żniwiarze, jak wyglądały poleskie gospodynie na co dzień i od święta. Słuch? Oj warto było posłuchać tego co śpiewano, gdyż większość z przyśpiewek to zarazem krótkie opowieści i to z morałem.

- To już nasze kolejne spotkanie przy okazji poleskich żniw - mówi inicjator i organizator, ba, lokomotywa tego niezwykłego festynu Eugeniusz Niparko. Dlaczego akurat poleskich nikomu już nie trzeba tłumaczyć. To właśnie tutaj w 1945 roku przybyli, a raczej przywiezieni zostali mieszkańcy kilku poleskich wsi i chutorów. Między innymi Petelewa i wczoraj, przy okazji festynu, otwarto nawet niewielkie muzeum poświęcone tej nieistniejącej już wsi.

- Byłam jakiś czas temu w miejscu, gdzie było moje Petelewo - wzdycha Maria Dobryniewska. - Cóż, nie ma śladu, została tylko jedna chata, w której mieszkała starsza kobieta, która nie wyjechała. Tam, gdzie były nasze domy szumiało zboże, ostało się jakieś stare drzewo owocowe...

Przez kilka dekad ludzie z Polesie powtarzali, że ich dom jest tam, na wschodzie, wśród błot, bagien i rozlewisk. Dla nich kraina dzieciństwa, kraina mlekiem i miodem płynąca. No, może raczej rybami, mlekiem i lnem, chociaż pasiek także nie brakowało. Stąd i nic dziwnego, że Poleszucy "swoje" Polesie przenieśli tutaj. Jak wspominają pociąg z repatriantami stanął w Poznaniu. Wybrali jedną z trzech dróg, tam, gdzie tory kończyły się w Cybince. Gdyż patrząc na mapę mieli wrażenie, że to kraina najbardziej przypominająca ich rodzinne strony.

A w sobotę byliśmy na prawdziwych, kresowych żniwach. Był uroczysty pochód na pole, poświęcenie wody i łanów, pokaz sztuki koszenia, przepraszam żęcia, zboża sierpem, pracy kosą, później ustawianie snopów, droga z pola, młócenie cepem, ziarno w żarnach, mąka i wreszcie pieczenie chleba. Tak to z chlebem bywało.

- Tam, u nas, na ten chleb trzeba było ciężko zapracować - mówi pani Maria. - Stąd schylano się po każdy okruszek, nad każdym bochenkiem czyniono znak chleba. Dziś tego powszedniego chleba nie potrafimy docenić. To też jeden z powodów, dla których każdego roku właśnie tutaj się spotykamy...

Przeczytaj też: Wasze Kresy: I pożegnaliśmy nasz Stary Sambor

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gazetalubuska.pl Gazeta Lubuska