Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Podnoszenie ciężarów: Niezadowolony mistrz

Redakcja
Szymon Kołecki z Górnika Polkowice wywalczył złoty medal mistrzostw Europy, ale gdy go odbierał na twarzy nie malowała się radości.

- To nie był najlepszy występ - skomentował.

Nasz najlepszy sztangista jechał na turniej w Lignano Sabbiadoro w roli faworyta. Cztery tytuły zdobyte w latach 1999-2000 i 2006-07 to przecież imponujący dorobek. Kołecki po raz kolejny udowodnił, że można na niego liczyć i z wynikiem 397 kg w dwuboju dodał do swej kolekcji piąty złoty medal.

Kilka problemów
Polak zaliczył 177 kg w rwaniu i od początku prowadził. Aż czterech z dziewięciu sztangistów startujących w kat. do 94 kg spaliło wszystkie podejścia w pierwszym boju. Efekt był taki, że w podrzucie walczyła tylko piątka. Zajmujący po rwaniu drugą lokatę Ormianin Edgar Geworgian, najgroźniejszy z rywali, a jednocześnie przyjaciel naszego atlety podniósł jedynie 206 kg i ostatecznie uplasował się na piątej pozycji. Zawodnik Górnika w podrzucie wyszedł na pomost jako ostatni. Zaczął od sztangi o wadze 220 kg. Niestety, spalił.

- W ogóle mi to podejście nie wyszło. Sztanga uciekła i straciłem mnóstwo sił - ocenił Polak.

Za pierwszym razem się nie udało, ale za drugim Kołecki nie miał już żadnych problemów z zaliczeniem tego ciężaru. W trzecim podejściu zadysponował 226 kg i przesadził.

- Nie chcę się usprawiedliwiać, ale miałem bardzo mało czasu na koncentrację przed próbą. Szkoda, bo to ciężar, który w normalnych warunkach powinienem spokojnie podnieść.

To jeszcze nie to

Mistrzostwa Europy stanowiły jedno z ostatnich przetarć przed igrzyskami w Pekinie. Kołecki potwierdził wysoką formę, ale doskonale zdaje sobie sprawę, że osiągnięty we Włoszech wynik olimpijskiego złota raczej mu nie da. A tylko to go interesuje.

- Jestem zawodnikiem, który zawsze walczy o najwyższe cele. Od wielu miesięcy ciężko trenuję i chce być najlepszy, ale zdaję sobie sprawę, że łatwo nie będzie, bo podobne marzenia mają też inni zawodnicy - mówi Kołecki.

We Włoszech nie było najgroźniejszych rywali naszego sztangisty: Kazacha Ilii Ilina oraz Chadzimurada Akajewa z Rosji. Nie startował też przyjaciel Kołeckiego Gruzin Arsen Kasabijew. Nic dziwnego, że nad drugim w dwuboju Andrejem Demianowem z Rosji Kołecki miał aż 12 kg przewagi, a przecież nie dźwigał na sto procent.

Operacja Pekin

- Nie chciałem ryzykować kontuzji. Szacowałem, że we Włoszech osiągnę w dwuboju 400 kilogramów. Tyle dźwignąłem na pierwszy rzucie ekstraklasy w Opolu. Zaliczyłem trzy kilo mniej. Ten start nie był idealny, ale mam jeszcze trochę czasu do igrzysk. W Pekinie muszę podnieść znacznie więcej - zaznacza nasz sztangista. Ile?

- Chciałbym osiągnąć w dwuboju wynik na poziomie 410 kg. To powinno dać złoto. Gdyby udało się zbliżyć do moich rekordowych osiągnięć (182 w rwaniu i 235 w podrzucie - dop. red.) to raczej nikt mi nie zagrozi. W ubiegłym roku rwałem już 180 kilogramów. Najważniejsze, żeby zdrowie dopisało - podkreśla nasz sztangista.

Kołecki już od dobrych kilku miesięcy przygotowuje się do najważniejszego startu w ostatnich latach. Na trzy miesiące przed "godziną zero" rozpocznie się cykl zgrupowań w Cetniewie, Spale i za granicą, najprawdopodobniej w Grecji. Aż do igrzysk atleta nie będzie miał wolnego. Po Pekinie za to uda się na odpoczynek.

- Mam nadzieję, że na urlop pojadę ze złotym medalem - przyznał mistrz.

Konrad Kaptur
0 509 374 135
[email protected]

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gazetalubuska.pl Gazeta Lubuska