Robert Romaniszyn, prezes OSP w Długiem został strażakiem, gdy dotknęło go wielkie nieszczęście. Zrozumiał, czym dla wsi jest jednostka OSP. Teraz spłaca dług wdzięczności. Wobec straży i wobec mieszkańców wsi.
18 lat temu, młody Robert Romaniszyn pracował w Spółdzielni Kółek Rolniczych i prowadził gospodarstwo rolne. Nie myślał, że mógłby działać również w straży pożarnej. Wszystko się zmieniło, gdy wybuchł pożar w jego gospodarstwie. Natychmiast przyjechali z pomocą strażacy - ochotnicy z Długiego. Uratowali dom, gdy języki ognia docierały już do belek stropowych. Gdyby nie oni, straty byłyby znacznie większe. Wraz z nimi pożar gasili również zawodowcy, ale ochotnicy na miejscu byli pierwsi.
W gęstym dymie udusiła się maciora z prosiakami, kury i kaczki. R. Romaniszyn do dziś żałuje, że nie udało się uratować zwierząt. - To było dla mnie bardzo dramatyczne przeżycie - wspomina prezes. - Wówczas dotarło do mnie, jak ważną rolę spełniają strażacy i postanowiłem zostać jednym z nich. Ludzie czują się bezpieczniejsi, widząc przy sobie strażaków, a my robimy wszystko, aby im pomagać. Nawet, jeśli czasem sami jesteśmy bezradni.
OSP Długie to jednostka działająca bardzo prężnie w krajowym systemie ratowniczo-gaśniczym. - Do jednostki należy 48 strażaków-ochotników - wylicza R. Romaniszyn. - Organizujemy też drużyny młodzieżowe. Współpracujemy ze szkołą i Kołem Gospodyń Wiejskich. Jesteśmy we wsi potrzebni.
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?