Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Sąsiedzi walczą w sądzie

Janczo Todorow
- Sąsiedzi próbowali na tym pasku gruntu sadzić rośliny - mówi Jacek Mikos.
- Sąsiedzi próbowali na tym pasku gruntu sadzić rośliny - mówi Jacek Mikos. Janczo Todorow
W Budziechowie koło Jasienia, niczym w filmie o Kargulach i Pawlakach rozgrywa się konflikt sąsiedzki o kawałek gruntu. Sąd musi rozpatrzyć aż pięć spraw. Jedna ze stron sporu zapowiada nawet opuszczenie wsi.

Historia jak wielu innych, w której zwaśnione rodziny skłócone są do tego stopnia, że nie mogą spokojnie obok siebie żyć. Na początku wszystko wydawało się bardzo proste - cztery lata temu Jacek Mikos kupił stary dom i postanowił go zmodernizować. Po gruntownej przebudowie zamieszkał w nim i wtedy marzenia o spokoju i sielance w pięknym domu prysnęły. - Sąsiedzi dali mi do zrozumienia, że jestem niemile widziany, wybudowali nielegalnie balkon od strony mojej posesji, podczas mojego remontu wykrzykiwali z niego na robotników. Zwróciłem im uwagę, że ich budynki gospodarcze szpecą moje podwórko. Prosiłem ich otynkować je, ale tłumaczyli, że nie mają pieniędzy. Potem mi powiedzieli, że jak kupowałem dom, to widziałem jak wygląda otoczenie. Budynki gospodarcze sąsiadów w ogóle są nielegalne, więc zwróciłem się do nich na piśmie i dałem im termin, żeby je zalegalizowali. I zaczęli legalizować, ale ciągle sprawa nie jest zakończona. I wtedy w rewanżu sąsiedzi wystąpili o ustalenie granic naszych posesji. Geodeci porobili pomiary i wyszło na to, że pasek o szerokości ok. 10 cm należy do sąsiadów - opowiada Mikos.

Wtedy zaczęła się walko o ten pasek gruntu. Mikos twierdzi, że sąsiedzi próbowali na nim sadzić jakieś rośliny. Ustawili nawet prowizoryczny płot drewniany. Niemal codziennie są awantury. - Sąsiedzi nie akceptują mnie, bo nie jestem z tej wsi, jestem przybyszem, a oni są od zawsze. Zawsze robili, co chcieli, a tu nagle przychodzi ktoś i zaczyna im przeszkadzać. Ich agresja rośnie z każdym dniem - żali się J. Mikos.

- Sąsiad kupując dom i grunt nie ustalił jak przebiega granica - mówi Lucyna Janik. - On sądził, ona biegnie po murach naszych budynków gospodarczych. A to tak nie jest. Nie jest prawdą, że chodzi o pasek wzdłuż tych budynków o szerokości 10 cm, bo w niektórym miejscu pasek jest szeroki nawet 60 cm. Sąsiad zajął też teren, na którym znajduje się moja studzienka. Wcale nie traktujemy go jako obcego, jesteśmy jedną wielką społecznością.
Zdaniem Olgi Fudali, synowej L. Janik, szerokość pasa zajętego przez sąsiada dochodzi w niektórych miejscach nawet do 2,3 m. - Z poprzednim sąsiadem żyliśmy dobrze, a teraz nowy chce zagarnąć nam część naszej posesji. A taki konflikt jest w ogóle niepotrzebny, może i byśmy się dogadali, ale nikt nam nie składał propozycji polubownego załatwienia sprawy. A tak to może się ciągnąć latami - dodaje O. Fudali.

W sądzie toczą się już pierwsze sprawy, niebawem rozpoczną się kolejne. - W sumie jest ich pięć - dwie o naruszenie mojego miru, jedna o zniszczenie mojego ogrodzenia, jedna o zasiedzenie spornego paska gruntu i jedna o naruszenie nietykalności - wylicza J. Mikos. - Bo sąsiedzi twierdzili, że ja ich pobiłem - dodaje.
Zanosi się to, że rzeczywiście sprawy w sądzie mogą toczyć się latami. - Jestem zniechęcony tym wszystkim, chyba w końcu sprzedam dom i wyjadę stąd - mówi Mikos.W Ośrodku Dokumentacji Geodezyjnej i Kartograficznej w Żarach nikt nie zna sprawy. - Takie spory rozstrzyga sąd - usłyszeliśmy. Natomiast Artur Staszkowian, powiatowy inspektor nadzoru budowlanego powiedział nam, że w sprawie balkonu i budynków gospodarczych sąsiadów Mikosa prowadzone jest postępowanie administracyjne.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gazetalubuska.pl Gazeta Lubuska