Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Stal Gorzów: Powrót na tron po roku przerwy (cz. 6)

Paweł Tracz
"Eksportowa para”, czyli dwaj wielcy liderzy Stali Gorzów z lat 70.: Edward Jancarz (z lewej) i Zenon Plech. Obaj przez wiele lat odnosili największe sukcesy dla "żółto-niebieskich” w kraju, a także na arenie międzynarodowej.
"Eksportowa para”, czyli dwaj wielcy liderzy Stali Gorzów z lat 70.: Edward Jancarz (z lewej) i Zenon Plech. Obaj przez wiele lat odnosili największe sukcesy dla "żółto-niebieskich” w kraju, a także na arenie międzynarodowej. Archiwum Stali Gorzów
W sezonie 1973 Stal Gorzów sięgnęła po złoto w znakomitym stylu. Wydawało się, że także w następnym na naszych nie będzie mocnych, a tymczasem na trzeci triumf w lidze trzeba było poczekać dłużej niż 12 miesięcy.

Na półmetku sezonu 1974 "żółto-niebiescy" prowadzili z przewagą czterech punktów nad najgroźniejszym rywalem z Częstochowy. Mimo sporej straty rywale jednak nie zrezygnowali z walki o drużynowe mistrzostwo Polski. Włókniarz miał jednak o tyle trudniejszą sytuację, że przegrał w pierwszej rundzie ze Stalą u siebie. W rewanżu oczywiście nie był faworytem, a tymczasem nad Wartą doszło do cudu.

- Wydawało się, że znów jesteśmy poza zasięgiem innych, a tymczasem na własnej skórze boleśnie przekonaliśmy się, jakiego psikusa może sprawić pogoda... - mówi Zenon Plech, jeden z liderów Stali z lat 70.

Zanim jednak doszło do meczu z częstochowianami, w dziesiątej kolejce gorzowianie doznali zaskakującej porażki w Świętochłowicach. W dodatku z drużyną, która w pierwszych ośmiu kolejkach zgromadziła zaledwie punkt! Słabo wypadł jeden z naszych asów Edward Jancarz, który wywalczył tylko siedem punktów. Zawiedli też Jerzy Rembas (1) i Mieczysław Woźniak (2). Najbardziej dotkliwy był jednak brak Bogusława Nowaka, który podczas tournee polskiej reprezentacji po Anglii doznał poważnej kontuzji i przez kilka miesięcy musiał przymusowo pauzować.

- Oczywiście nie pozostało to bez wpływu na dalszą postawę drużyny w kolejnych meczach Stali - stwierdził sam poszkodowany. - Przed meczem z Włókniarzem nie tylko kibice, ale również my w klubie wierzyliśmy, że problemy uda się jakoś przeskoczyć i bez mojego udziału uda się obronić mistrzostwo Polski.

Niestety, tak się nie stało i w kuriozalnych okolicznościach górą byli goście. Rewanż w Gorzowie rozpoczął się pomyślnie dla stalowców, potem szala przechyliła się na stronę "Lwów" (było 28:26). Fani mistrzów Polski byli jednak przekonani, że to chwilowe prowadzenie przyjezdnych. Tymczasem po dziewiątym biegu nad miastem przeszła gwałtowna burza. Deszcz całkowicie zalał tor i o kontynuowaniu zawodów nie było mowy.

Ponieważ odbyło się więcej niż połowa wyścigów, zgodnie z regulaminem wynik został zaliczony. Jeśli dodać do tego upadek Jerzego Padewskiego w III biegu oraz defekt Woźniaka w IV, nasi mieli w tym dniu wyjątkowego pecha... Porażka do tego stopnia podłamała stalowców, że w następnej kolejce doznali trzeciej porażki z rzędu, tym razem z ROW-em w Rybniku. Marzenia o złocie trzeba było odłożyć na przyszły rok.

Przed sezonem 1975 znów najwięcej szans dawano zespołom z Gorzowa i Częstochowy. - Tym razem nie zmarnowaliśmy okazji. Pierwszy mecz mógł zaniepokoić naszych kibiców, bo w Gdańsku wygraliśmy zaledwie punktem. O naszej wygranej rozstrzygnął jeden z biegów, w którym z Edkiem Jancarzem wygraliśmy podwójnie do zera. Miejscowy tor był po przebudowie i nie wszystkim nowa geometria pasowała - przyznał Plech.
Do meczu na szczycie doszło już w drugiej kolejce. Nadkomplet widzów w Gorzowie był świadkiem znakomitego widowiska, w którym żadna z drużyn nie chciała przegrać. - Nasze prowadzenie nie było jednak ani przez moment zagrożone. Włókniarz zmniejszył przewagę do dwóch punktów dopiero w ostatnim wyścigu, w którym zamiast mnie pojechał jeden z kolegów.

Nasi nie cieszyli się z fotelu lidera zbyt długo, bo już w następnej kolejce sensacyjnie zostawili punkty w Opolu. Po XII biegu było 37:35 dla gorzowian i wydawało się, że za chwilę znakomita para Plech - Jerzy Rembas postawi kropkę nad "i". Obok nich stanęli były mistrz świata Jerzy Szczakiel oraz Marian Witelus, więc przynajmniej remis wydawał się być w zasięgu wicemistrzów kraju.

- Tymczasem ja nie utrzymałem nerwów na wodzy i na starcie zrobiłem świecę. Jurek chyba był tym tak samo zaskoczony jak ja i gospodarze bez problemu wygrali podwójnie, zwyciężając także w całym meczu - wspomina Plech, który podobnie jak Jancarz, dopiero dochodził do formy po kontuzji.

W kolejnym spotkaniu Stal rozgromiła przy Śląskiej Unię Leszno aż 55:23, która do tej pory była rewelacją rozgrywek. Co ciekawe, "Byki" prowadził już były lider "żółto-niebieskich" i mistrz Polski z 1969 Andrzej Pogorzelski. W 1975 roku chyba nikt nie przypuszczał, że za cztery lata to właśnie leszczynianie przerwą zwycięską passę gorzowian w lidze. Póki co, to nasi dali srogą lekcję ekipie z Wielkopolski.

- To był przełomowy moment, bo sami sobie udowodniliśmy, że jesteśmy w stanie wygrywać w wielkim stylu z klasową drużyną. O ile dobrze pamiętam, mistrzostwo zdobyliśmy z dużą przewagą nad kolejnymi zespołami - mówił Plech.

Tak było. Ubiegłorocznego mistrza z Częstochowy Stal wyprzedziła o sześć punktów, bo do końca sezonu, licząc od IV kolejki, przegrała już tylko dwa wyjazdowe mecze: we Wrocławiu ze Spartą i rewanżowe w Częstochowie.

Największy wkład w zdobycie trzeciego w historii tytułu DMP mieli podobnie jak dwa lata wcześniej Jancarz (2,72) i Plech (2,66), wyróżniał się też Rembas (2,47). Dość powiedzieć, że cała trójka znalazła się w pierwszej piątce najskuteczniejszych zawodników w lidze! Cdn.

Motoryzacja do pełna! Ogłoszenia z Twojego regionu, testy, porady, informacje

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gazetalubuska.pl Gazeta Lubuska