Chyba nikt się nie spodziewał, że przyjezdni tak łatwo przegrają pojedynek otwarcia. Stelmet dominował we wszystkich elementach.
Emocje zaczęły się dopiero w trzeciej partii, kiedy gospodarze wysoko prowadzili i Tomasz Paluch posłał do boju zmienników. Orion podgonił, ale zmiany powrotne przywołały spokój w szeregach miejscowych, którzy gładko zakończyli set i wygrali spotkanie.
- Chyba nie wytrzymaliśmy presji i praktycznie oddaliśmy mecz bez walki - ocenił rozgrywający Oriona Piotr Haładus. Podobnego zdania był szkoleniowiec przyjezdnych Paweł Raczyński, ale obaj podkreślali, że to dopiero początek.
Lekcja nie poszła w las i wczoraj oglądaliśmy zupełnie inny pojedynek. Już w pierwszej partii goście zafundowali dwa "odjazdy". Przy stanie 5:5 uciekli na 9:5 i w końcówce z 15:15 na 21:16. Ekipa z Sulechowa mądrze broniła i robiła swoje, a gospodarze potwornie się męczyli.
- Uprzedzałem chłopaków w szatni, że sytuacja jest trudna, bo Orion to wymagający przeciwnik - przyznał szkoleniowiec Stelmetu Tomasz Paluch. - W drugim meczu słabo spisywaliśmy się na zagrywce i w bloku.
Miejscowi pozbierali się w drugiej partii, w trzeciej bez problemów rozbili rywali, ale później znów byliśmy świadkami wymiany ciosów i zapachniało tie breakiem. To była wojna nerwów i błędów, z której znów zwycięsko wyszedł Stelemet.
- Jestem zły, bo w końcówce czwartego seta sędziowie nie widzieli autowego zagrania rywali przy stanie 26:26. Zaproponowaliśmy, że odtworzymy im ten fragment, bo filmowaliśmy spotkanie.
Nie chcieli - mówił wczoraj Raczyński. - Słabiej spisał się środek i popełniliśmy sporo niewymuszonych błędów. Został przynajmniej jeden mecz, może dwa...
W sobotę rewanż w Sulechowie.
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?